Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jaropełka, Marii, Niny , 3 maja 2024

Miasto ma szczęście, ale i pecha jednocześnie

2018-08-25, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Dzięki rozgrzebanemu remontowi głównej ulicy w mieście udało się odkryć skarb, wielki. Nie do końca on jest odsłonięty, ale już o ból głowy przyprawia zarówno naukowców, jak i władzę.

Było tak. Głośno się jakiś czas temu zrobiło, że fachowcy od remontu najgłówniejszej ulicy w mieście dokopali się jakichś starych fortyfikacji, jakichś kamulców ułożonych w konstrukcję budowlaną. Media się zleciały, napisały, pogadały i OK. A potem to już – Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba – jak napisał mój ukochany romantyk, Aleksander hrabia Fredro (który nota bene byłby bardzo oburzony, aby mu łatkę romantyka przypinać, ale co zrobić, lata życia na ów pogardzany przez niego i mnie romantyzm wskazują). Niech się więc dzieje wola wszelaka z tymi kamulcami.

Ucichł medialny szum, bo wszak wyścigi samochodowe i występy „gwiazd” są ważniejsze, więc ja się owe kamulce zobaczyć wybrałam. No i zwyczajnie na dzień dobry, na chwilkę niewielką, zwyczajnie odebrało mi mowę. Stałam po kostki w piachu i powtarzałam jak jaką mantrę – O mój Boże, bo jakaś inna mantra mi do głowy na ten moment nie przychodziła. Śmiał się ze mnie odrobinę pierwszy muzealny archeolog, ale ponieważ wie, że ja na takie zabytki zwykle tak reaguję, to dał czas, żeby sobie popatrzeć. Stałam więc i w niemym zachwyceniu patrzyłam na namacalne ślady pierwszych chwil miasta. Bo to coś niezwykłego, coś bardzo rzadko spotykanego. Widzieć umocnienia miejskie z czasów średniowiecza, widzieć pozostałości po Bramie Santockiej, co prawda, chyba jeszcze tylko szyi bramnej, bo brama, ta właściwa, nadal czeka na odkopanie. Te kamulce, ta piwnica, ten kanał, całe mocno ciekawe i dobrze zachowane założenie architektoniczno-obronne to jest absolutny majstersztyk, fantastyczne dzieło sztuki architektury – zarówno militaris, jak i miejskiej. Stałam i się zachwycałam.

Wszyscy, którzy się interesują historią miasta, spodziewali się, że podczas remontu najgłówniejszej ulicy w mieście może i powinno się coś znaleźć, ale że aż tyle, aż tak, tak dobrze zachowanych reliktów, to chyba jednak nikt. Nawet pierwszy muzealny archeolog i jego współpracownicy.

I jak tak sobie tam stałam, gapiłam się na pierwsze w dziejach miasta ślady działalności ludzi, ludzi, którzy to miasto zbudowali niemal na surowym korzeniu, to myślałam sobie tak – ma to miasto szczęście, ale i jednocześnie pecha. Szczęście polega na tym, że skoro już szeryf obecny wziął się za generalny remont tego kawałka miasta, to odkryto coś niebywałego, coś, co powinno stać się znakiem i ciekawostką oraz wabikiem turystycznym. Miasto bez ciekawych, wyrazistych zabytków nagle dostało prezent. Średniowieczne założenie obronne, mury i nie tylko mury, ale i kilka innych związanych z nimi konstrukcji. Jakich – dowiemy się, kiedy ostatnią łopatę archeologowie wykopią, zobaczą, opiszą i w odniesieniu do literatury oraz zachowanych wizerunków zinterpretują. To jest to szczęście, to jest ten skarb dany na już.

A pech? A pech polega na tym, że miasto teraz musi zdecydować, co z tym niebywałym skarbem zrobić. Pierwszy archeolog w muzeum mówi dyplomatycznie – wszystko zależy od decyzji konserwatorów zabytków, od fachowców od dzieł takiej sztuki, ale przede wszystkim od władz miasta. Trzeba podjąć ważką decyzję. Bardzo ważką. Wiąże się ona bowiem z wieloma rzeczami – trzeba bowiem zdecydować, co zrobić z tym niebywałym odkryciem. Trzeba się zdecydować, czy tylko zdokumentować, zasypać piaskiem i puścić regularny ruch miejski, czy też może opracować bardzo nowatorski program, bardzo, bardzo, bardzo kosztowny i zachować tak, aby pogodzić ogień z wodą. A mianowicie tak poprowadzić prace dalej, aby i ruch miejski poprowadzić, ale i zachować ten niebywały zabytek. Tak zachować, aby był widoczny. To pierwsze rozwiązanie jest w miarę proste, ale zwyczajnie szkoda. A to drugie – piekielnie drogie, ale za to jak efektowne. Jak intrygujące i jednak generujące ruch turystyczny. I w dzisiejszych czasach możliwe.

Podjęcie jakiejkolwiek decyzji w tej kwestii jest właśnie owym pechem i przekleństwem miasta. Bo jak podejrzewam, miasta na tę chwilkę na to drugie rozwiązanie absolutnie nie stać. Moim zdaniem jednak trzeba zrobić wszystko, żeby właśnie tę drugą, tę kosztowną, ale jednak widowiskową w perspektywie dłuższej drogę wybrać. Co się stanie? Która opcja zwycięży – mocium panie, to wyzwanie. Ciekawe i dla miasta znaczące…

Pożyjemy, zobaczymy… Ja złudzeń raczej żadnych nie mam. No cóż. Dodam tylko – jak tam stałam, a trochę ludzi szło obok, to wszyscy byli zainteresowani – padały pytania – co to jest oraz co z tym się stanie. I raczej przeważał pogląd – wow, niech będzie, bo to coś unikalnego.

Ps. Telefon odzyskałam. Dzięki łańcuszkowi ludzi dobrej woli. Szczególne dzięki w tej sprawie składam miłej pani i jej mężowi, którzy mieszkają przy Starym Rynku, mojej przemiłej koleżance Arlettcie oraz mojej mamie, która niemal zawału dostała, kiedy ci państwo zaczęli do niej dzwonić, aby ustalić, czy czarny Samsung z tapetą w malwy to mój telefon. Bardzo, bardzo wszystkim dziękuję. Wróciła mi wiara w człowieka. Tym bardziej, że pani, która znalazła mój telefon i dzwoniła do znajomych i mamy mojej powiedziała, że tak zwyczajnie trzeba. Raz jeszcze dzięki.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x