Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Irydy, Tamary, Waldemara , 5 maja 2024

Purpurowe znaki na drzewach to na razie tylko pogląd

2018-02-21, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nadspodziewanie szybko magistrat odpowiedział na moje pytanie o znaki na drzewach nad Kłodawką. I choć o wycince tam nic nie ma, ja jednak czuję nadal obawę.

Jak zapowiadałam, zapytałam oficjalnie magistrat o cyfry, które się pojawiły na drzewach nad Kłodawką. Niepokoiły mnie one mocno, a więc postanowiłam zrobić to, co może każdy. Oficjalnie zapytałam, po co one są i czy planowana jest jakaś wycinka. I już następnego dnia, czyli wczoraj dostałam taką oto odpowiedź: „W odpowiedzi na Pani pytanie o drzewa wzdłuż Kłodawki informuję, że zaznaczone drzewa wzdłuż Kłodawki na chwilę obecną są tylko i wyłącznie elementem kierunkowym lub poglądowym dla projektantów naniesionym przez geodetę, pozwolą na precyzyjne zorientowanie ścieżki w naturalnym środowisku. Zadanie jest w formule „zaprojektuj i wybuduj”, dlatego wykonawca ma za zadnie przeprowadzić ścieżkę tak, aby chronić jak największą ilość drzew. Wydział Inwestycji na chwilę obecną nie otrzymał jeszcze informacji, czy jest już sporządzony wykaz ilości drzewostanu przeznaczonego do wycinki – trwają prace projektowe” (ja tylko dodałam kilka obowiązkowych przecinków, reszta jest oryginałem). Podpisała się pod informacją Marta Liberkowska, dyrektor wydziału promocji i informacji Urzędu Miasta.

Za informację i to w dodatku tak szybką bardzo dziękuję. Jednak wcale mnie ona nie uspokoiła, bo jednak jeśli ścieżka ma iść tędy, gdzie oznaczone drzewa rosną, to jednak inaczej się jej poprowadzić nie da, tylko trzeba te drzewa wyciąć, a przynajmniej pokaźną ich liczbę. Bo inaczej szansy nie ma. I podtrzymuję wobec tego swoje zdanie. Jeśli trzeba wyciąć drzewa, to projekt ścieżki należy odłożyć. Powtórzę po raz milionowy – o drzewa w mieście, o krzewy i trawniki trzeba dbać jak o swoje własne oczy. To płuca są – płuca miasta i przy okazji nasze. Właśnie to zielsko filtruje powietrze, którym my oddychamy, to zielsko powoduje, że żyje nam się znośniej. Zielone powoduje, że też oczy zmęczone odpoczywają. Drzewa zapewniają upragniony cień i odrobinę chłodu w upały, a klimat mamy cokolwiek nieprzewidywalny, więc raczej trzeba dbać o to, co się ma i co ułagadza nam życie.

Myślę, że większą sztuką i większą odpowiedzialnością jest wycofać się z projektu, który budzi kontrowersje, aniżeli forsować go na siłę. Mamy w mieście kilka przykładów nietrafionych pomysłów, choćby ta nieszczęsna dominanta, która się tylko jednej mojej przemiłej znajomej podoba oraz bardzo szanowanemu przeze mnie konserwatorowi zabytków. Podobnie myślę o kondensacji miejskich instytucji kultury w jednej okropnej budzie. Szczęściem – projekt odkłada się na razie w czasie. Trzymam kciuki za to, żeby generalnie szlag go jaśnisty trafił, a miasto posłuchało tych, co mają inne zdanie. O Kwadracie nie piszę, bo mleko się rozlało. Przyjrzałam się onegdaj tym dziwnym ławkom i zgadzam się z internautami, że całkiem niezła sypialnia na świeżym powietrzu powstała.

A teraz z innego kątka. Otóż już w sobotę u Osterwy premiera i to jaka. Sam Paweł Szkotak, dziś dyrektor Teatru Polskiego w mieście z koziołkami, a wcześniej charyzmatyczny reżyser i twórca Teatru Biuro Podróży reżyseruje „Wystawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna” Ivo Brešana. To taka dziwna komedia, trochę dramat, trochę też opowieść o nas samych. Starzy teatromani, tacy jak ja, pamiętają genialną realizację w Teatrze Telewizji z Januszem Gajosem i generalnie całą śmietanką polskich aktorów. „Wystawienie” to ponadczasowy tekst. Ciekawe, jak wybrzmi teraz? Ja tylko pragnę przypomnieć, że lata temu Paweł Szkotak, jako szef Biura Podróży był obecny w mieście. Na Wełnianym Rynku jego Biuro Podróży zagrało „Carmen funebre” – przejmujący spektakl o dramacie wojny, o tym, że to straszny czas. Była nas na Wełnianym Rynku wówczas garstka. Oglądaliśmy jeden z najważniejszych wówczas spektakli – nagród cały długi papirus, głos komentujący bratobójczą wojnę na Bałkanach, ale i jednocześnie wielką opowieść o wojnie jako takiej. Do dziś pamiętam ciarki, jakie mnie wówczas po plecach latały. Nie wiem, że Biuro ma nadal w repertuarze „Carmen”, minęło tyle lat. Ale chichot historii sprawia, że cały czas trzeba go grać. Trzeba pokazywać i mówić, że wojna nie jest niczym heroicznym i dobrym. To coś strasznego, to ostateczna tragedia, jaka może dotknąć ludzi. A Hamlet w Głuchej Dolnej jest świetnym przykładem, jak do tej tragedii może dojść. Ot taka paralela. Ja na premierę nie mogę pójść. Obowiązki rodzinne, których nie mogę odłożyć. Ale w następny wtorek i owszem i tak… Tak więc za jakiś czas napiszę, jak się odbiera Pawła Szkotaka w roli reżysera teatru repertuarowego. Ale skoro z powodzeniem prowadzi Teatr Polski, to chyba i w tej roli radzi sobie świetnie.

A ja mam jeszcze jeden związek z Biurem Podróży. W tym teatrze, w jego pierwszym składzie grał mój prześwietny kolega ze studiów Andrzej Rzepecki – Lila na niego mówiliśmy. Zginął w tragicznym wypadku na obrzeżach Berlina w sierpniu 1994 roku. Długo nie mogłam uwierzyć w tę informację. Lila – kolorowy i taki zdolny człowiek, taki dobry kolega. Teatr właśnie wracał z jakichś swoich zagranicznych wojaży. To już 24 lata, a go jakoś stale pamiętam.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x