Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Irydy, Tamary, Waldemara , 5 maja 2024

Coś złego dzieje się w parku Kopernika

2018-01-11, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

O tym, że w parku jest nieciekawie, wiem od jakiegoś czasu. Ale teraz znajomi zaczęli alarmować, że wycinka drzew tam idzie.

Fakt, poszłam sobie jakiś czas temu do parku Kopernika, bo od czasu do czasu tak mam, że muszę pójść do jakiegoś parku. Padło na Kopernika, bo tak wyszło. No i sama widziałam trochę drzew już wyciętych. Nie lubię, jak się wycina zielsko, a zwłaszcza drzewa. Przemiła znajoma uspokoiła mnie wówczas, że to tylko wiatrołomy, więc może i lepiej, że miasto wycina. Bo jakby komu na głowę to spadło, to byłby kłopot.

Ale teraz odebrałam od znajomych informacje, że tych drzew wycinanych jest znacznie więcej. – Tam po prostu idzie wycinka pełną parą – alarmują. Usłyszałam nawet, że może ktoś tam chce jakieś domy budować. To akurat mało prawdopodobna teza, bo kto by chciał mieszkać na byłym cmentarzu. Ja bym nie chciała.

Zresztą jak przykłady pokazują, mało komu to na zdrowie wychodzi. Przykład najbliższy – ot choćby piękna willa w Wawrowie zwana przez miejscowych strasznym domem. Ponoć tam straszy. A straszy dlatego, że ponoć wybudowany został na cmentarzu. Ile w tym prawdy – nie wiem. Ale nawet znajomi, którzy bardzo mocno stąpają po ziemi i którzy tajemniczego stukania w okno raczej się nie przestraszają, twierdzą, że w strasznym domu straszy… No cóż, może trzeba jaką legendę na ten temat stworzyć.

Ale wracając do parku Kopernika, rzeczywiście wygląda tam nieciekawie. Nawet fontanna – słynne talerze zaprojektowane przez śp. Mieczysława Rzeszewskiego wyglądają żałośnie. O pergolach wokół nie mówię, bo to już strach straszny. Mało już rzeczy po słynnym radnym, który – tymi rękami kulturę w mieście budował – zostało. Po restauracji Słowiańska nie ma śladu. Prawdopodobnie nie będzie już też śladu po barze Rycerskim, gdzie też artefakty Mieczysława Rzeszewskiego się zachowały. Nie ma już od dawna słynnej pracowni architekta w Łaźni, która była czymś na kształt małego muzeum, bo pan Rzeszewski zbierał niemal wszystko. Jest jeszcze ściana w dawnym Magnacie, ale Magnat zamknięty od lat, więc jakby i tego nie było.

W gruncie rzeczy została ta fontanna, o którą należałoby zadbać, podobnie jak i o park. Może moje słowa to wołanie na puszczy, a może jednak ktoś się kwestią zainteresuje. Moim zdaniem potrzebny jest kompleksowy plan naprawczy dla tego miejsca. Ale z gruntu inny, niż plan dla Kwadratu, który z miejsca stylowego – może odrobinkę niecywilizowanego, zamienia się w stechnicyzowane miejsce bez stylu i klimatu żadnego, za to ze stolikami do gry w szachy. Ciekawe, kto tam w królewską grę będzie grał? Raczej posłużą do czego innego, oczywiście wprost tego nie napiszę do czego, żeby nie podpowiadać.

Inna rzecz, że plany zadbania o zieleń potrzebne są w skali całego miasta. Rzetelne, opracowane przez specjalistów, a takowych w mieście trochę jest. Jakby ich było mało, to w okolicach też się paru znajdzie. Plany takowe są potrzebne, żeby miasto znów mogło się szczycić tym, iż jest piękne, zielone, zatopione w parkach i skwerach. No i zadbać trzeba też o tę fontannę, że powtórzę. Przecież mnóstwo zdjęć powstało właśnie z tymi talerzami. W tym kilka nagrodzonych w poważnych konkursach.

A teraz z innego kątka. Otóż już nie ma biletów na koncerty karnawałowe – Bal u Straussów w Filharmonii Gorzowskiej. Na trzy koncerty – jeden w piątek i dwa w sobotę. Trudno się dziwić, wszyscy kochają polki i walce skomponowane przez Jana Straussa ojca i jego synów. Wszyscy oglądają koncerty noworoczne transmitowane ze Złotej Sali Towarzystwa Muzycznego w Wiedniu. Dlatego też idą na karnawałowe w Filharmonii Gorzowskiej. Podpowiem tylko tym, którzy biletów nie dostali, że są jeszcze bilety na niedzielny koncert familijny. Na nim też będzie można posłuchać walców i polek, ale nie tylko, bo jeszcze trochę posłuchać o samej familii Strauss, jak i niektórych megaprzebojach, które też zostaną zagrane. Powiem tylko, że będą tak słynne utwory, jak Nad pięknym modrym Dunajem, polka z kukułką, polka Trich Trach. No i będzie można sobie poklaskać na Marszu Radetzkiego. To jedyny utwór, podczas którego we wszystkich salach koncertowych świata publiczność klaszcze, a maestro lub maestra dyryguje zarówno orkiestrą, jak i publicznością.

Ps. Dziś mija dziesięć lat od śmierci sir Edmunda Percivala Hillary’ego – nowozelandzkiego pszczelarza i himalaisty oraz polarnika, który wraz z Szerpą Tenzingiem Norgayem – przewodnikiem wówczas, zdobył 29 maja 1953 roku szczyt Mount Everest, Góry Gór. Dach Świata liczy 8848 m n.p.m., albo jak chcą Chińczycy – 8850 m n.p.m. Obaj byli pierwszymi ludźmi na Ziemi, którzy tam weszli. Do historii przeszły słowa Edmunda Hillary’ego wypowiedziane po zejściu ze szczytu Everestu: „W końcu załatwiliśmy skurczybyka” (We finally knocked the bastard off). Himalaista nie przypuszczał nawet, że za pośrednictwem BBC usłyszał je cały świat. Królowa Elżbieta II za to dokonanie nadała mu tytuł szlachecki, czyli sir, a Nowa Zelandia umieściła jego podobiznę na banknocie pięciodolarowym – był pierwszą żyjącą osobą, którą ten zaszczyt spotkał. A ja piszę o tym, bo dla mnie Edmund Hillary jest bohaterem i niedościgłym wzorem. Obejrzałam trochę dokumentów o nim i o Tenzingu Norgayu. Przeczytałam trochę książek. Dla światka związanego z górami to ważna data. Tym bardziej, że teraz Polacy walczą z Górą Mordercą, czyli K2 – Czogori w Karakorum. Drugi szczyt na Ziemi, do tej pory nie zdobyty zimą. Trzymam za chłopaków kciuki….

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x