Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Józefa, Lubomira, Ramony , 1 maja 2024

O turystyce po naszemu, czyli co trybi, a co nie

2017-07-24, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Musiałam przekazać znajomym trochę informacji o mieście. I nie chodziło o moje gadanie czy coś w podobie, a o jakieś folderki, mapki i takie tam. No i co? No i klapa.

Odkąd feralnej nocy 1 lipca spaliła się częściowo wieża katedry i dziś zasmuca swoim okaleczałym widokiem fanów miasta, tak naprawdę nie bardzo wiadomo, gdzie prowadzić turystów. Nie można wejść do środka i nie bardzo wiadomo, kiedy będzie można. Wszak katedra to zawsze był żelazny punkt programu, między innymi ze względu na różne ciekawostki. No cóż. Trzeba poczekać. Ale mam takich znajomych, którzy mają znajomych, którzy właśnie za sprawą tego feralnego wydarzenia i relacji w TVN24, jaką z drżeniem serca oglądali gorzowianie, a inni z ciekawością i jednak troską, dowiedzieli się, że takie miasto zwyczajnie jest. No i zapragnęli w drodze nad morze zajechać do niego, może się na dzień zatrzymać, pooglądać i takie tam różne. Ale chcieli, żeby im cokolwiek przysłać. Bo jakoś net dla nich nie jest ostateczną wyrocznią. No i zwrócili się do swoich znajomych, a ci z kolei do mnie.

No masz ci babo placek z dużym zakalcem. Bo zwyczajnie nie ma nic takiego, co mogłoby zachęcić takich ludzi do wizyty. Nie ma mapek, nie ma ciekawego folderku czy przewodnika, bo tego napisanego wespół w zespół przez dr Krystynę Kamińską i Zbyszka Rudzińskiego „Gorzów Wielkopolski. Miasto na siedmiu wzgórzach” zwyczajnie nie ma. A szkoda, bo powinien być i to stale aktualizowany oraz wznawiany. Bo w ciekawy, bo jednak „sprzedaje” to mało ciekawe z punktu widzenia turysty miasto w sposób porywający. Nie ma nic, co by zachęciło, znęciło turystów. Trzeba to w końcu głośno oraz otwartym tekstem powiedzieć. Tego zwyczajnie nie ma.

Inna rzecz, jeśli chodzi o tzw. pamiątki. Z tym już nie jest tak najgorzej. Bo w kilku miejscach można kupić magnesiki na lodówki z widokami miasta. I muszę tu powiedzieć, jako namiętna kolekcjonerka właśnie takich znaków, że nawet ładnie się miasto na nich prezentuje. Można je dostać w księgarni przy Hawelańskiej, ale i w kilku sklepach z różnościami. Są też trochę toporne inne rzeczy ze znakiem miasta. Jednak to za mało.

Nic więc znajomym nie przesłałam, bo jednak przewodnika Krystyny i Zbyszka nie chciałam się pozbywać. Odesłałam do neta. Znajomym było przykro. Mnie także. Obiecałam, że jeśli ich znajomi do miasta zjadą, to jednak im je pokażę. Tyle mogłam. I dotrzymam słowa. Czy znajomi znajomych zdecydują się zjechać do miasta na siedmiu wzgórzach, nie wiem. Zobaczymy.

Na miejscu włodarzy miasta, przy całym odium spraw, jakie mają do rozwiązania obecnie, zastanowiłabym się mocno nad tym problemem. Bo problem jest. Do znudzenia będę powtarzać, że turystyka w nowoczesnym świecie to potęga, to taka gałąź gospodarki, która generuje naprawdę duże pieniądze. Dlatego naprawdę trzeba i naprawdę warto wziąć akurat ten problem pod rozwagę.

A teraz komunikat z tego, co się wczoraj wydarzyło pod Sądem Okręgowym. Kolejny już dzień przyszło odrobinkę więcej osób. Byli ci, co są zawsze, ale byli i ci, którzy uznali, że już pora najwyższa, żeby zamanifestować społeczne oburzenie oraz społeczny sprzeciw przeciw temu, co może za chwilkę się może wydarzyć. Znów było sporo bardzo młodych i młodych ludzi. Zauroczyły mnie córki, takie nastoletnie małolaty, znajomego prawnika. Poprosiły ojca, żeby przyjść, żeby zobaczyć. No i kolejny raz znów były. Stały blisko miejsca, gdzie był mikrofon i przemawiali goście. Stały. A ojciec był dumny. Takich, jak one było więcej. Młodych, bardzo młodych. I ci młodzi mówili jednym głosem – będziemy stać i protestować, bo jak górnolotnie, ale jednak prawdziwie w tych okolicznościach mówili, wolności nie damy sobie odebrać.

Tym razem zgromadzeni słuchali między innymi senatora Władysława Komarnickiego. Słuchałam wystąpienia senatora w senacie, a teraz na żywo. Było to emocjonalne, głęboko zatroskane spojrzenie na rzeczywistość. Senator Komarnicki mówił o czymś bardzo ważnym, a mianowicie o tym, że zwyczajnie bolało go, kiedy patrzył na niezmierzone zastępy policji w Wawie podczas prac nad nader ważnymi aktami prawnymi. To był inny Władysław Komarnicki, aniżeli ten znany do tej pory. Był przejmujący i porywający.

Oczywiście pojawiła się palestra, w tym Stanisław Żytkowski, który swoim zwyczajem stał gdzieś tam w tłumie. Ludzie do niego podchodzili i dziękowali za słowa, jakie wygłosił jakiś czas temu.

Byli politycy, w tym poseł Krystyna Sibińska, która potwierdziła słowa pana Komarnickiego o policji, ale mówiła i o nadziei. Był pan Witold Pahl, pierwszy wiceprezydent Warszawy, członek Trybunału Stanu. Ale był też były wojewoda Jerzy Ostrouch.

Może nie było nas 10 tysięcy, ale trochę jednak było. No i była policja, bo musi. Ale od przemiłej znajomej wiem, że panowie policjanci, którzy tym razem byli w sile dwóch radiowozów, zwracali uwagę panom tramwajarzom, żeby na wysokości Sądu Okręgowego jednak jechali wolno, by nie przeszkadzać zgromadzonym. No i nie ganiali latających z aparatami reporterów, którzy za nice sobie mieli biało-czerwoną taśmę odgradzającą wąski jednak chodnik od ulicy i co rusz się tam gdzieś przemieszczali. Policja w mieście nad trzema rzekami zachowuje się przyzwoicie, tak, jak powinna się zachowywać policja. Pilnuje porządku i bezpieczeństwa.

No i dla porządku domu dodam, że tym razem nie było ani pół transparentu z hasłami przeciwnymi pokojowym, obywatelskim głosom sprzeciwu wobec tego, co się dzieje. Nie było też żadnej antymanifestacji, choć jak przemili znajomi mnie poinformowali, że w ciągu dnia coś się działo na placu Grunwaldzkim. Jakieś występy wspierające obecną władzę ponoć były. Znajomi z okna widzieli, bo tam mieszkają. No i ich komentarz – Jakaś dziewczyna coś śpiewała, kilka starszych pań tam było, jak zwykle w niedzielę. I nawet policja sobie szybko pojechała, bo nic się tu nie działo. Piszę tak tylko gwoli informacji tego, co się w mieście w sferze publicznej pięknej niedzieli, dnia 23 lipca działo.

Ps. A do Filharmonii Gorzowskiej na drugi Piknik Chopinowski, z racji zawirowań pogodowych przeniesiony do wewnątrz, przyszła taka rzesza słuchaczy, że choć pierwotnie koncert sióstr Aleksandry i Marii Moliszewskich miał się odbyć w sali kameralnej, to jednak w ostatniej chwili został przeniesiony do sali koncertowej. Zadziało się, zadziało… Następny piknik już w niedzielę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x