Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Augusta, Gizeli, Ludomiry , 7 maja 2024

Przybył kolejny parking rowerowy w centrum

2017-06-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Parking pojawił się przy mechaniku, bo uczniowie o to prosili. Ładny gest miasta w stronę żaków, zwłaszcza że otwarty w Dzień Dziecka.

Dobra wiadomość. Pojawił się nowy parking dla rowerów, bo jakoś zwyczajnie nie wiem, jak nazwać takie miejsce. Stojakowo brzmi z lekka groteskowo, więc pozostańmy przy parkingu. Takiego miejsca chcieli uczniowie, więc tym bardziej ciepłe słowa się dyrekcji szkoły należą, że usłyszała i miejsce się pojawiło. Mnie jednak zastanawia jedna rzecz. Z moich obserwacji wynika bowiem, że uczniowie zarówno mechanika, jak i elektryka jednak częściej do szkół swoich przyjeżdżają samochodami. I parkują je na tym ugorze po byłych dwóch kamienicach tuż obok Schodów Donikąd oraz w innych okolicznych miejscach. Wiem to stąd, że codziennie obserwuję ten proceder. Zobaczymy, czy coś się zmieni, skoro mają tuż pod szkołą parking rowerowy. Specjalnie z lekka skoryguję swoje codzienne trasy, żeby się przekonać, czy rzeczywiście coś się zmieni. Pożyjemy, zobaczymy...

A teraz z drugiego kątka. Ja nie wiem, czy tylko mnie to denerwuje, ale zwyczajnie szlag mnie trafia, kiedy patrzę na różne graty stawiane na Szlaku Królewskim, jak cały czas nazywana jest ulica Chrobrego. Cała duża wystawka połamanych starych mebli i innych bambetli stoi już od jakiegoś czasu w podwórku tuż przy siedzibie Związku Niewidomych. Duża porcja pojawiła się ostatnio na skrzyżowaniu Szlaku z 30 Stycznia. O stałym burdlu na pięknym skwerze przy Łokietka już nie wspominam, bo to głos wołającego na puszczy.

Zwyczajnie nie rozumiem, jak można tak robić. Jak można zaśmiecać przestrzeń publiczną. Starymi i okropnymi gratami, które na już i na cito winny być wywiezione na miejskie śmietnisko. Na śmietnisko, podkreślam, a nie w meandry rzeczki Srebrnej, jak wielu dumnych mieszkańców tego miasta ma w zwyczaju. Tak, tak. Tak się dzieje, bo po co płacić za wywóz na śmietnisko, skoro można cichcem zawieźć nad ponoć niczyją rzeczkę. Teraz graty stoją i „upiększają” jedną z ważniejszych, choć po prawdzie niemal wymarłych ulic w centrum. Nie trafiają do mnie argumenty, że przecież nic się nie stało – tak po prawdzie to określenie z różnych przyczyn powoduje, że wpadam w furię – bo za jakieś dni się to wywiezie. Może się wywiezie. Mnie w takich przypadkach brakuje jednej rzeczy, jaką widzę w Europie, tej bliskiej, do której ostatnimi czasy dość często się na krótkie i trochę dłuższe chwilki wyprawiam. Brakuje mi ostracyzmu społecznego. Brakuje mi sąsiedzkiego piętnowania takich zachowań. I obawiam się, że chyba zwyczajnie się tego nie doczekam, bo każdy woli żyć w myśl zasady – moja chata z kraja. I żeby była jasność, wcale mnie nie chodzi o nasyłanie policji, wściubianie nosa we wszystkie sprawy sąsiadów, bo w tym znakomity jest obecny rząd, ale o zdrową zasadę zwrócenia komuś uwagi, że nie, jednak tak nie. A napomniana osoba nie powinna się unosić, tylko przyznać – no fakt, źle t wygląda, OK., zmienię szybko, a sąsiadów przepraszam. Wiem, że światów idealnych nie ma, chyba że w bajkach i baśniach, a Polacy to naród dumny i rycerski oraz honorowy. Ten honor dobrze obrazuje stara polska dewiza – szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie. Co się na współczesną polszczyznę przełożyć może – każdy może robić, co mu się rzewnie podoba…. I tu można milion chwytliwych hasełek dopisać, które usprawiedliwią ten stan, takie a nie inne zachowania. OK., niech będzie. Ale mnie takie zachowania mocno drażnią. I dlatego o nich piszę.

No i jeszcze o zachowaniach publicznych tego dumnego i wielkiego narodu słówko. Drażni i boli mnie plugawy język, jaki się rozpanoszył na ulicach. Wracałam wczoraj z punktu, w którym odebrałam rewelacyjną książkę Michała Rusinka „Pypcie na języku”. Trochę ją sobie w drodze podczytywałam, bo jak mam nową książkę, to muszę, zwyczajnie muszę na już sobie przeglądać. Pypcie Rusinkowe wybitnie smakowite są, więc sobie wolnym kroczkiem, tak, tak, wolnym kroczkiem szłam… I nagle za mną pojawiła się para młodych, bardzo młodych ludzi. Konwersowali. Głośno. Dlatego moje z lekka głuche ucho złowiło – głównie kuchenną łacinę. Zwróciłam uwagę, że jednak nie takim językiem na ulicy się winno konwersować. Dobrze, że mnie nie pobiła ta para, ale stek inwektyw, jakie się ma moją starą i siwą w większości głowę wylał, zadziwił nawet mnie, wszak polonistkę i obytą z każdym rodzajem słownictwa. Ano tak.

Ps. A teraz nów odrobina prywaty będzie.

Dziś 70. urodziny obchodzi Lidia Przybyłowicz. Tak, tak. Sama nie wierzyłam, więc w kilku źródłach sprawdziłam. No i na początek najserdeczniejsze życzenia. Najserdeczniejsze i najszczersze. Lidia Przybyłowicz – kobieta instytucja od zawsze związana z gorzowską kulturą. Absolwentka I LO, potem ekonomiki morskiej w Sopocie, w międzyczasie Szkoły Muzycznej w klasie fortepianu, pracowała w Domu Kultury Kolejarz, Wojewódzkim Domu Kultury, Muzeum dziś im. Jana Dekerta – zawsze wysokie funkcje dyrektorskie lub wice pełniła, aż w końcu przyszła do wydziału kultury Urzędu Miasta. Była najpierw naczelniczką, potem dyrektorem. To ona wyznaczyła wysoki standard pracy wydziału, bo jak sama mówi, nie wyobrażała sobie przydzielania miejskich pieniędzy na rzeczy, które w kulturze się działy, a których jej ludzie i ona sama osobiście nie oceniali. Otwarta na świat, mówiąca językami, pokazała, jak kultura w mieście średniej wielkości – idąc za klasykiem, śp. prof. Bogdanem Kunickim – może i powinna wyglądać. Miłośniczka kina – DKF Megaron po części to także jej zasługa, fanka dobrej muzyki i literatury, no kobieta z wielką klasą. Mam ten wielce ogromny zaszczyt i nie mniejszą przyjemność, że od lat zalicza mnie do grona swoich znajomych, z którymi rozmawia. A ja tak mam, że jak już mam maksa, takiego, że szlag mnie za chwilę trafi, bo bylejakość znów wylazła, to do Niej dzwonię. I rozmowa z Lidią Przybyłowicz jest jak łyk krystalicznej wody. No i zwyczajnie nie wierzę, że Ona właśnie kończy 70 lat. Jak dla mnie właśnie Lidia Przybyłowicz jest najlepszym przykładem, że bariery wieku wyznaczane przez daty to bzdura. Liczy się podejście do życia, stosunek do rzeczywistości. I dlatego powtórzę, Lidia, choć ponoć 70 kończysz, to kalendarz ma coś nie tak ze sobą. Bo chyba jednak niemożliwe. Wszystkiego naj na urodziny, znakomita pani od kultury. Wszystkiego naj…

A druga prywata polega na tym, że tylko przypominam, iż dziś obchodzimy 72. rocznicę śmierci Franciszka Walczaka. Dziś, w czasach kolejnej smuty, kolejnego dojścia do władzy okropnego polskiego obskurantyzmu myślowego, trzeba jednak pamiętać o takich wydarzeniach. Franek Walczak miał tylko 22 lata, kiedy rosyjski maruder, jak chcą źródła, go zabił. Poszło o buty. Bo Walczak, milicjant z zerowym stażem, miał ładne buty właśnie. Jego pogrzeb był tak naprawdę pierwszą polską na tych wówczas jeszcze nie do końca oswojonych polskich ziemiach manifestacją antykomunistyczną. Na pogrzebie, katolickim zresztą, stawili się wszyscy albo prawie wszyscy polscy mieszkańcy Landsbergu – Gorzowa. Dla nikogo wówczas tajemnicą żadną nie było, co się stało i kto jest temu winien. To sfera szarości. Ta najciekawsza dla historyków, bo nic nie jest czarne albo białe, wszystko, co interesujące jest właśnie na styku bieli i czerni. Walczak spoczął na Cmentarzu Świętokrzyskim. A jako, że nie ma żadnej rodziny w mieście, to ja zwyczajnie zapalę mu świeczkę. Tam, na jego grobie, który w końcu znalazłam. I przestrzegam przy okazji wszelkich dekomunizatorów – zanim państwo zmienicie nazwy ulic, placów, skwerów i bulwarów, to się państwo mocno zastanówcie. Mocno.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x