Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Augusta, Gizeli, Ludomiry , 7 maja 2024

A przy Dworcowej będzie mała, duża zmiana

2017-06-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Jakoś lubię, kiedy widzę rusztowania przy kamienicach i te płachty, które mają niwelować w jakikolwiek sposób dolegliwości remontu. Bo to zawsze dobry prognostyk.

Szłam sobie niespiesznie przez Dworcową, bo do szynobusu do miasteczka w widłach dwóch rzek i z potokiem (czasowo wyschłym, niestety) Kasztanówka, miałam trochę czasu. Na tyle, żeby się pogapić na zasłoniętą płachtami remontowymi kamienicę. Jak takie płachty są, to znaczy, że będzie zmiana. Może nowy dach, może – co dajcie wszystkie bogi i ty królu Błystku, aby to była elewacja. Zarówno jeden i drugi remont to pokaźny wydatek, ale nowego dachu nie zobaczy nikt, a nową elewacją zachwycą się wszyscy. No ci wszyscy, którzy lubią stare odzyskujące blask.

Jakoś tropię te stare odzyskujące blask, bo to radość wielka jest, kiedy nagle wydawałoby się rudera, okazuje się pięknym budynkiem. Na mojej osobistej i prywatnej ulicy jest kilka takich kamienic. Zachwycić się można bardzo, bo jest czym. Zresztą przy Dworcowej też do niedawna była taka piękna, uratowana kamienica. Piszę była, choć nadal jest. Ale jakaś bezrozumna ręka postanowiła tę kamienicę właśnie oszpecić. No i ten ktoś sprayem napisał tylko jedno słowo, wybitnie nieparlamentarne… Obraźliwe wielce.

Za każdym razem zadaję publiczne pytanie, co te ludzie z tymi sprayami mają w głowach. Na ile trzeba być głupim i zwyczajnie nieczułym na nowe, na restaurację starego budynku, na piękno, jakie miastu zostało przydane. I nigdy nie dostałam odpowiedzi. Nigdy żaden idiota się do aktu wandalizmu nie przyznał. Co zresztą rozumiem, bo chyba trudno żyć z piętnem idioty i wandala. Oraz zwyczajnie nie przypuszczam, że takie typki czytają cokolwiek ze zrozumieniem. A już na pewno nasz szacowny portal, gdzie o tych haniebnych, w moim przekonaniu, zachowaniach piszę.

No cóż, mama i tata oraz dziadkowie nie nauczyli wrażliwości na piękno, szkoła nie miała okazji, to jest jak jest. Znaczy, ktoś wywali kasę ogromną na remont, chce, aby było ładnie. A potem taki bezmózg, bez kindersztuby przyjdzie i popaćka. Wstyd.

A teraz z drugiego kątka. Otóż obchodzimy okrągłą, bo 115. rocznicę ważnego wydarzenia w skali miasta. Mija dokładnie 115 lat, od chwili, kiedy znakomity fabrykant Gustav Schröder zakupił teren folwarku Leowa przy Zechowerstraße 16, dziś Warszawska 33-43, gdzie w 1903-1904 wybudował wspaniały zespół willowo-ogrodowy, w którym dziś znajduje się Muzeum Lubuskie im. Jana Dekerta. To jedna z nielicznych pofabrykanckich willi w mieście, która ocalała. W zbiorach muzealnych są nawet autentyczne klucze do willowych zamków, jak chce obecna dyrekcja, nadal te zamki można tymi kluczami otworzyć. Kiedy zapadła decyzja, że w tej pięknej willi będzie muzeum, to placówka ta miała szczęście do kierowników i dyrektorów. Bo każdy z nich dbał o nią na tyle, na ile pozwalały okoliczności. Raz było lepiej, raz gorzej, ale zawsze było tak, że coś można było zrobić. Po wejściu kraju naszego do Unii, posypały się pieniądze, i to niezłe, na remonty i inne rzeczy (dobrze by było o tym pamiętać, że to za unijną kasę w większości się stało). Do dziś wnukowie Gustava Schrödera cieszą się, że ich dom tak pięknie wygląda. Inna rzecz, że też traktowani są tam jak domownicy. A my wszyscy, rdzenni z dziada pradziada i szkół tutejszych oraz nieco przyszywani mieszkańcy też się cieszymy, że mamy na mapie spacerów ze znajomymi spoza miasta takie ładne założenie ogrodowo-willowe… Do tego założenia ogrodowego to się mocarnie dołożył były dyrektor, pan Zdzisław Linkowski, który drzewa bardzo lubi. Inni zadbali o inne szczegóły. Ale perełka jest. Dobrze by było, żeby zadbać o światło… Bo dźwięk może niekonieczny jest. Światło, czyli wydobycie willi z mroku. Ja wiem, że to kosztowna sprawa jest. Ale na tę chwilę są jeszcze unijne fundusze, jest program norweski. Warto zawalczyć. Co będzie za chwilkę, a kto to wie. Prognozy są raczej niepozytywne… Za niepozytywne „dziękować” będziemy politykom. Na razie jeszcze można walczyć. I dodam, nie tylko ja tak uważam.

I z trzeciego kątka. Dziś 760. urodziny obchodzi stołeczne miasto ze smokiem oraz z Wandą, co nie chciała Niemca. Dokładnie 760 lat temu książę Bolesław V Wstydliwy lokował Kraków na prawie magdeburskim. Niecały miesiąc przed lokacją Lansbergu. Wczoraj po stołecznym mieście z Wawelem przeszedł pochód smoków. Pojawił się sam Mości Wawelski, bo bez niego się nie liczy, ale przybyło innych smoków cała moc. My w Landsbergu, lokowanemu z margrabiowskiej łaski Jana I Askańczyka smoków jako takich nie mamy, ale za to mamy trochę innych ciekawych wydarzeń, które w tę okrągłą jednak rocznicę warto zaakcentować.

Grodowi nad Wisłą, tą najważniejszą z polskich rzek, same dobre słowa na urodziny. I niech się spełni to, o co proszą dwaj bardowie z tego miasta – Andrzej Sikorowski i Grzegorz Turnau – Nie przenoście nam stolicy do Krakowa… I tu już moja interpretacja, Kraków sam sobie poradzi w rzeczywistości, ale czy stolica z Syrenkami dwiema da radę? Ano nie wiadomo.

Ps. Zaprzyjaźniony ze mną Wawelski informuje, że było świetnie…. A jak miało być, kiedy te ze Szkocji, Irlandii, Albionu i nie tylko się zleciały oraz te, o których Beata Krupska pisze w kultowej opowiastce dla dzieci i nie tylko „Sceny z życia smoków”. Smoków moc się pod Wawelem stawiło, gadały o tym liczące się media europejskie, ale i jedno amerykańskie. I chyba o to chodziło. O taką prasę i reklamę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x