Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

No i znowu jesteśmy miastem na siedmiu wzgórzach

2017-02-11, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Zniknęło ósme wzgórze, usypane obok Białego Kościoła, tam gdzie ma powstać rondo hybrydowe. Zniknęło. To dziwne wzgórze zniknęło.

Jakoś zwyczajnie nie zauważyłam, że niknie nam ósme wzgórze. Mam na myśli te zwały ziemi, które dość skutecznie przesłaniały Biały Kościół. No i jednak się stało, zniknęło. To wzgórze. Znaczy postęp jest. Choć po prawdzie, to nie bardzo wiem, czy jest, bo na środku stoi jakaś koparka, taka duża, ogrodzona płotkami. Dalej się tam nic nie dzieje. Ale też trudno się dziwić. Mróz z polarnej Rosji nas nawiedził. Trochę mocno trzyma, więc czepiać się o bezruch na placu budowy byłoby zwykłą małostkowością. Jednak wypłaszczył się pejzaż ulicy. A skoro tak się stało, znaczy, że jednak coś się tam dzieje. Myślę, że jednak sensowniej jest poczekać, aż mróz pójdzie sobie precz i drogowcy będą mogli naprawdę skutecznie ruszyć do pracy. Mnie tam się teraz, ze względu na mróz, dobrze chodzi, bo błocka nie ma, przejście jest w miarę proste. Ale tak naprawdę to już bardzo mocno bym chciała, żeby i poligonu czołgowego nie było, tylko chodnik, jezdnia i światła… Jak tam jakiś pokaźny czas było.

No i mam nadzieję, że się jednak tej normalności doczekam. Oraz doczekam się i tego, że znikną nowe pułapki na przechodnia spieszonego, czyli jakieś nowe bramki, jakieś nowe płotki na chodnikach, bo się pojawiły. Może jest to niezbędne dla remontu… remontów, ale chciałabym, żeby ich nie było. Pożyjemy, zobaczymy. Może i one znikną.

Lekka dygresja. Ja tak mam, że lubię mróz. Mogłabym mieszkać na 62 stopniu szerokości geograficznej północnej, albo odrobinę wyżej, o jeden stopień, czyli w okolicy Trondheim w Norwegii. To jakaś Alaska jest, jeśli chodzi o Amerykę Północną. Nie liczyłam, ile to stopni jest w skali południowej, ale chyba coś na wysokości Ziemi Ognistej, albo niżej jeszcze (bardziej zimno). Zimno mnie nie przeraża, wolę je od upału ‒ dla mnie oznacza to plus 21 stopni w skali Celsjusza. Ale też rozumiem oraz wiem, że w zimnie trudno się różne rzeczy robi, ot choćby prace budowlane. Dlatego nie wydziwiam na to, że przy Białym Kościele znów bezruch zapanował. Mróz to mróz. Wyznacza ludziom swoje standardy. I tego zwyczajnie się nie da zmienić. Nie da i już. Dlatego w zadumieniu odnotowałam, że ósme wzgórze zniknęło. W pozytywny sposób odnotowałam, bo jednak zimno i mróz, smarkaty (w moim mniemaniu, ale jednak), a tu proszę. Coś się jednak dzieje. Inna rzecz, że dawno temu już wszystko powinno się skończyć. Inna rzecz.

No i z innego kątka. Przestałam lubić łażenie po mieście trochę wczesnym, albo późnym wieczorem, jak kto chce. Mam na myśli piątek, trochę po koncercie w FG, czyli coś około 21.30. Szłam sobie bowiem niespiesznym krokiem po mieście, praktycznie wyludnionym. Praktycznie, bo oto nagle z jakiegoś zaułka wychynęła grupka bardzo mocno hałaśliwej młodzieży. Pomijam język, bo plugawego sposobu komunikacji wcale za język nie uważam. Ale ci bardzo młodzi ludzie byli opresyjni. Na tyle, że zwolniłam, poczekałam, aż przejdą mimo. A potem poszłam za nimi, bo tak mój szlak wyglądał. I zwyczajnie nie rozumiałam, jak się tak można zachowywać. Jak można kląć, jak można wywracać śmietniki, nieliczne zresztą w mieście, jak można słowem mocno plugawym zaczepiać, albo prowokować. Jak można. Zimno było. Nie lepiej siedzieć w domu, albo w przytulnej kawiarence? Nagle błysnęło błękitne światło, odezwała się syrena. Młodzi się rozpierzchli… Poczułam się dobrze. Policja jednak widzi i jest. Policja pojechała, młodzi się znów skupili. Szczęściem doszłam, tam gdzie chciałam.

Ale pięć razy się zastanowię, nim w końcówce wakacji, zimowych ferii, jakichkolwiek wolnych dni pójdę wolnym krokiem po nocnym mieście. Zwyczajnie nie lubię czuć się niekomfortowo. Podobnie zresztą jak nie lubię się czuć zażenowana. A tego wieczoru też mnie się to zdarzyło… No cóż.

No i z jeszcze innego kątka. Trochę oddalonego od miasta na G., ale na tyle bliskiego, że sporo tam ludzi jednak pracuje, którzy mieszkają tu, sporo nas tam dojeżdża, sporo nas ma tam przyjaciół i znajomych. Sporo nas Kostrzyn nad Odrą traktuje jako coś wyjątkowego. No i właśnie się dokonało. W Kostrzynie otwarto kino. Dyrekcja KCK, otwartym tekstem mówiąc, dyrektor KCK Zdzisław Garczarek, stanął na głowie, uszach i rzęsach i otworzył kino. Nazywa się ono cudnie, Kino za Rogiem. W dzisiejszych czasach, kiedy kino to jednak wielka inwestycja, udało się w Kostrzynie. Mnie, filmowej fance, tylko ręce do oklasków przystoi składać i składam. No i na los szczęście Baltazarze. Niech się darzy. A ten Baltazar to też filmowe konotacje ma.

My, fani filmu nader wszystko lubimy takie malusie, cudne kina… Powodzenia dyrektorze…. Bywamy w Kostrzynie przy różnych okazjach. Bo i wystawy w KCK, bo Przystanek, teraz i jeszcze kino. Super.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x