Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Już słychać pierwsze huki i wystrzały

2016-12-29, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

O tym, że się zbliża koniec roku świadczy nie tylko kalendarz. Na moim podwórku ktoś sobie urządził chyba próbną serię.

Zawsze, jak się zbliża koniec roku, zaczynają się strzelania. Oczywiście apogeum jest w Sylwestra, ale na kilka dni przed już jest zapowiedź tego, co się będzie działo tej jednej w roku nocy.

Nie lubię, nigdy nie lubiłam fajerwerków. Inna rzecz, że się tego zwyczajnie boję. I jakoś nigdy mnie nie zachwycało wyrzucania, w tym wypadku dosłownie, kasy w kosmos. Od zawsze żal mi było tych pieniędzy, bo można je, oczywiście moim zdaniem, wydać znacznie sensowniej – na książki, na płyty z muzyką, na cokolwiek. Tak samo zresztą uważam, jeśli chodzi o prywatne grosze. Ale każdy sam decyduje, na co je wydaje.

Podobnie nie rozumiem i nie toleruję strzelania fajerwerkami w dni poprzedzające Sylwestra. Mój uraz do tej zabawy pogłębił się lata temu, kiedy mój mały wówczas piesek niemal oszalał ze strachu od tych huków. Od tamtego czasu każdego kolejnego     Sylwestra, a przynajmniej kilka godzin tejże nocy spędzałam z pieskiem w łazience, jedynym miejscu w moim ówczesnym domu, gdzie nie było okien i jakoś tak słabo huki dochodziły, przynajmniej na moje ludzkie ucho. Mój Basza, jak to każdy piesek na świecie, miał słuch o wiele bardziej wyczulony i nawet w łazience siedział na moich kolanach i trząsł się ze strachu. Inna rzecz, że po studenckich wypadach w góry, te spędzone w łazience z Baszką były najfajniejszymi Sylwestrami, jakie mnie się w życiu przytrafiły.

Teraz moi sąsiedzi mają małego pieska, który nie znosi huków i błysków. I właśnie od sąsiadów usłyszałam grube słowa pod adresem tych, co sobie próbę urządzili. Bo ich mała biała kulka też się trzęsła ze strachu.

I tak sobie pomyślałam, że przecież jest jakieś ponoć prawo w tym kraju, które jasno i dokładnie jeszcze precyzuje, kiedy strzelać można. Ale jak się okazuje, to tylko jakiś tam papiórek i nikt się tym nie przejmuje.

Mam tylko nadzieję, że w przyszłym roku magistrat zamiast fajerwerków jednak poszuka jakichś innych atrakcji na Sylwestra, dla przykładu laserowych pokazów, które są pięć razy bardziej atrakcyjne aniżeli chińskie ognie sztuczne, a są ciche. Jak do tego dodać dobrze dobraną muzykę, to spektakl na niebie może być mocno porywający. Widziałam kilka takich. Zresztą dość niedawno właśnie o takich pokazach rozmawiałam z przemiłą znajomą. Lata temu oglądałyśmy coś takiego w Berlinie. Wtedy ten pokaz uświetniał 40-lecie FDJ, zresztą na krótką chwilkę przed końcem NRD. Ale obie do dziś pamiętamy te motyle i inne ważki, które nad naszymi głowami latały na tyłach Pałacu Republiki, którego już w Berlinie nie ma, a w miejsce którego powstaje Zamek Hohenzollernów… Nota bene, znów będzie po co do Berlina pojechać, żeby zobaczyć. Onegdaj, jak byłam, to widziałam, że budowa trwa. To trudne do przeoczenia miejsce, tuż przy Katedrze berlińskiej – Berliner Dom przy Moście Zamkowym Karla Schinkla.

Wracając jednak do głośnej rozrywki, trzymam kciuki za zmianę na rzecz czy to laserów, czy hologramów, choć te droższe są, ale za to jakie piękne i naprawdę zapierające dech w piersiach. Trzymam kciuki. A wraz ze mną wszyscy moi znajomi, którzy mają czterołapie szczęścia w domu, a na tę jedną noc zamieniające się w czterołapie przerażone kulki strachu. Naprawdę tak jest.

A teraz z innego kątka. Kolejny raz magistrat prosi mieszkańców, aby wzięli udział w akcji, konkursie na najbardziej rozświetlone świątecznie miasto w kraju naszym. W ubiegłym roku też taka akcja też była, ale dekoracje były takie sobie, więc nie wyszło. W tym roku mamy megahiper dekoracje, które mnie się zupełnie nie podobają, ale innym owszem, nawet bardzo. I już wiem, że jest społeczne poruszenie – będziemy głosować. Proszę bardzo. A na przyszłość, to może warto się wybrać do Wielkopolski, nie, nie do jej stolicy z koziołkami, ale do nieco mniejszych miast, żeby zobaczyć, jak pięknie można przyozdobić miasto. Pięknie i z gustem. O Niemczech nie piszę, bo ktoś mi ostatnio publicznie zwrócił uwagę, że jestem świeżo nawróconą germanofilką i to jest okropne. Nie jestem. Ale jak się komu podoba to, co w mieście świeci, proszę bardzo.

No i z kolejnego kątka. Szykuje się ciekawe wydarzenie. Już jutro, czyli 30 grudnia o godzinie 17.00 w Galerii Marko przy ul. Okólnej 1/5 odbędzie się wernisaż wystawy „Iwona Markowicz-Winiecka. Malarstwo 1986-2016”. Wystawa odbywa się dzięki wsparciu Funduszu Stypendialnego ze środków finansowych budżetu miasta Gorzowa. A niezwykłość wydarzenia polega na tym, że galeria jest malusia, malarka ciekawa, prace intrygujące. Zainteresowani mogą ją oglądać do 12 stycznia od 12.00 do 18.00. Wartością dodaną i niezbywalną jest też i to, że artystka będzie i jakby były zapytania oraz chęć rozmowy z nią, to też jest to możliwe, a wręcz wskazane. Ważna wskazówka. Przy bramie jest domofon. Dzwonić trzeba pod piątkę…..

Ps. Ja wiem, że akurat to zdarzenie ma się nijak do miasta nad trzema rzekami, ale dla mnie osobiście to bardzo ważna data, więc o tym piszę. Mija dokładnie 27 lat od chwili, kiedy wybitny dramaturg, poeta, dysydent, polityk, myśliciel, dobry i prawy człowiek Vaclav Havel został prezydentem Czechosłowacji. To u niego w chacie w Hrádečku spotykała się z przyszłym prezydentem polska opozycja demokratyczna, a my studenci z tego miasta oraz kilku pobliskich staliśmy na granicy w Karkonoszach i marzyliśmy o tym, żeby choć okiem rzucić na to miejsce. A jak tam staliśmy, to jakoś nikt z nas sobie nie wyobrażał, że po latach niedługich jednak pisarz prezydentem zostanie, zmieni się ustrój i dane nam będzie tam pojechać. Do Hrádečka. Kochałam i kocham Vaclava Havla za jego pisarstwo. Za jego podejście do życia. Piłam szampana na jego cześć (choć po prawdzie tego akurat trunku zupełnie nie lubię), kiedy został prezydentem. Płakałam, kiedy umarł. Siedziałam w necie i śledziłam, jak Czesi swego ukochanego Vaška żegnają. Patrzyłam na Dagmar Veškrnovą, Havlovą, znaną bardzo aktorkę, jak żegna publicznie męża. A jak jestem w Pradze, to tylko pytam, czy Czesi się z niej jeszcze śmieją. No i od dwóch lat już wiem, że nie. No i dobrze. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x