Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Mocne przyspieszenie na poligonie czołgowym w centrum miasta

2016-12-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No w każdym razie tak to wygląda. Bo jak inaczej ocenić rzeczywistość, kiedy zamiast niczego na ulicy nagle pojawiają się cztery maszyny budowlane. Ja się na nich nie znam, dlatego nie nazywam. Ale były.

Od jakichś dwóch dni na Walczaka, znaczy na tym poligonie czołgowym, w który zamieniła się ulica Walczaka, a przynajmniej jej jedna część, widać ruch. Bo zamiast nikogo, albo jednej osobowej furgonetki stale tam parkującej, pojawiło się kilka maszyn. Takich budowalnych, w tym koparek. Coś się tam ruszyło, bo nie było wygodnego skrótu do miasta, do ul. Sikorskiego. Jakieś działania budowalne tam się zaczęły zadziewać.

Nie znam się na budownictwie, ale skoro po miesiącach nicnierobienia coś się dzieje, to warto to zauważyć. W każdym razie miejsce martwe, pozbawione jakiegokolwiek ruchu ożyło. No i zwyczajnie kciuki trzymam za tym, żeby to ożywienie doprowadziło w końcu do dobrego finału.

Mówiąc o dobrym finale, mam na myśli ulicę do jeżdżenia przez auta i auteczka z chodnikami dla pieszych. A nie maksymalnie rozbabraną rzeczywistość, ów poligon czołgowy, jaki mamy w centrum od dość bardzo długiego czasu. I od razu dodam, że gesty w stylu przesypywanie jednej kupki piasku w inną jakoś mnie mocno nie zajmują ani nie interesują. Jak się jednak trochę maszyn budowalnych w tym miejscu zebrało, to może jest to znak, że w końcu się uda i do dobrego finału całość zmierza. Oby.

A teraz z innego kątka będzie, ale też budowlanego. Na bulwarze wschodnim trwa montowanie barierek, które mają zapobiec tragediom, czyli zsunięciu się do wody w nurty rzeki Warty, największej z trzech przepływających przez miasto, przechodniów albo wózków z małymi dziećmi. Trochę długo to trwało, trzeba było nieomal tragedii, aby to się stało. Inna rzecz, że jak bumerang wraca sprawa całości projektowej. Z jednej strony mamy pancerny bulwar, z drugiej, tej wschodniej trochę mniej pancerny. Jednak oba mają to do siebie, że jednak projektant nie pomyślał o potykaczach, takich przeszkadzajach, które zabezpieczą nabrzeże. Zabezpieczą przed wpadnięciem do wody, zsunięciem się wózka z małymi i malusimi. Inna rzecz, że w takim Berlinie, w którym ostatnio i nieostatnio bywam dość często takimi zabezpieczeniami są wysokie progi, takie na kilkanaście centymetrów. W Poczdamie ich nie ma, ale za to są inne przeszkody, które bronią dostępu do rzeki, w tym przypadku do Haweli. No i szlaki są tak pomyślane, że można sobie łazić piechtą i z wózkiem z maleńkim i malusim, ale nie ma takich miejsc, aby nagły spadek, nagły skos powodował, że wózek nam ucieka, a mały i malusi może być narażony na jakąś krzywdę. A żeby się odczepić od Niemiec, to na Słowacji jest podobnie. Mnie tam trochę daleko jest, ale jak się udaje wyrwać, to podziwiam. Bo rzeki wszędzie są atrakcyjne, nawet bardzo. I mnóstwo ludzi ich brzegami chodzi. Nam wyrosły kolejne zabezpieczenia, nieznane gdzie indziej. Ale jeśli mają chronić życie małych, maleńkich i malusich, to OK. Nie dyskutuję.

No i z kolejnego kątka. Tym razem okołoświątecznego będzie. Otóż leśnicy, jedna z moich ulubionych służb mundurowych tym kraju, zaraz po strażakach w mojej prywatnej gradacji usytuowana, tylko przypominają oraz napominają, że choinek, tych tradycyjnych od początku XIX wieku drzewek świątecznych w polskich domach, nie wolno, zwyczajnie nie można wydziabywać sobie samemu z lasu. Nie można, bo jest to kradzież. I choć lasy są państwowe, znaczy należą do wszystkich, to swobodne i radosne wycinanie sobie świątecznego drzewka jest zwyczajną kradzieżą. A piszę o tym, bo niestety już znów straż leśna musiała ukarać tych, co do lasów sobie poszli i wydziabywali choineczkę na święta.

Choineczkę najlepiej zakupić w wyznaczonych punktach albo w sklepach z zielskiem innym aniżeli do jedzenia przeznaczonych. Ja nie lubię etykietek dołączanych do nazwiska, a etykietka złodziej za sprawą małej choineczki wyniesionej z lasu bezprawnie, to coś okropnego. I zawsze mnie dziwi, że ktoś się na to coś decyduje. Przecież to jednak nie jest duży wydatek. Taka choinka. A po co mieć problemy ze służbą leśną? No po co? To tak samo jest, kiedy ma się problemy ze służbami ochrony parków narodowych. W narodowych też wielu rzeczy nie wolno. A jednak turyści usiłują i zwykle na rzecz tych turystów źle to wychodzi. Powtórzę, po co? Nie rozumiem.

Ps. Kończy się Adwent. Kończą się jarmarki. Nasz w mieście jeszcze nie. Warto tam zajść na Stary Rynek. Bo grzane wino z korzeniami a 7 zł jest. Co prawda nie wiem, co na to straż miejska, bo przypomnę tylko, pić alkoholu, w tym świątecznego grzanego wina, w Polsce w przestrzeni publicznej nie wolno. Ale może straż oczy przymknie? W końcu święta są raz do roku.

Ps. 2. No i się doczekałam osobistego prywatnego hejtu w sieci. A piszę o tym, bo hejterki, tak, tak, kobiety, zarzuciły mi, że nie umiem zdania po polsku porządnie sklecić. Na pojedynek na słowa i zdania nie wyzywam. Bo i po co? Ale się zadumałam. Naprawdę tak źle z moją polszczyzną jest? Naprawdę przecinki źle stawiam i błędy ortograficzne w swoich tekstach robię? O stylizacji zamierzonej swoich tekstów nie wspomnę, bo i po co? Czyżby UAM, bardzo szacowny uniwersytet, bardzo dobra uczelnia, aż tak się mocno pomylił, że dyplom polonistyczny mnie dał za nice? Ciekawe. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x