Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Mali Gorzowiacy są wszędzie, też na końcu świata

2016-12-19, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Jeszcze nie wszyscy oswoili się z informacją, że Zespół Tańca Ludowego Mali Gorzowiacy odniósł historyczny sukces na niezmiernie ważnym festiwalu na Bali, czyli gdzieś na końcu świata, a tu masz. Znów ich wywiało do Manili. Też na końcu świata i też z sukcesem.

Jakiś czas temu, bardzo zresztą krótki, rozmawiałam z Krzysztofem Szupilukiem, szefem i współtwórcą sukcesu Zespołu Tańca Ludowego Mali Gorzowiacy. Bo drugim architektem i drugim współtwórcą sukcesów jest Maria Szupiluk, prywatnie żona, a nieprywatnie choreograf zespołu i bardzo ważna, bo polska przedstawicielka w gremium międzynarodowym od tańca ludowego właśnie. Jako choreograf dodam, to mocno wymagająca osoba. Bo Maria ma tak, że trzeba wszystko wiernie i dobrze robić. Co się przekłada na pracę.

Tak sobie gadaliśmy i ja zapytałam Krzysztofa, gdzie Małych Gorzowiaków nie było. No i usłyszałam, że mało jest miejsc, gdzie ich nie było. O Europie nie mówię, bo tu jest blisko i każdy może w jakiś sposób dojechać. Ale już na antypody to jednak trochę trudno jest.

Jakiś niedaleki czas temu Mali pojechali na Bali, to jest Indonezja. Raj na ziemi dla tych, co lubią ciepło i egzotykę. A oni tam pojechali, wygrali mocarnie prestiżowy festiwal, zrobili przy okazji cudną sesję fotograficzną. Bo w ludowych polskich pasiakach na tych egzotycznych basenach na Bali zapozowali. Myślałam sobie, że to na razie koniec ich egzotycznych podróży po Azji tej południowo-wschodniej. A tu masz. Nie Babo placek, ale bardzo fajną wiadomość, że Mali podbili Manilę, stolicę Filipin, też tym kątku Azji, daleko od Polski.

No i ja powiem, że szalenie lubię takie informacje. Bo Mali Gorzowiacy są najbardziej naturalnym i najbardziej jednak skutecznym ambasadorem marki Gorzów w świecie. Bo Mali tak mają, że jak już gdzieś są, nie jest ważne, w Europie czy w Azji, to owszem promują polską ludową kulturę, która jest w zaniku, ale też bardzo mocno podkreślają, że są właśnie stąd, z miasta na siedmiu wzgórzach. A państwo Szupilukowie mówią jednym głosem, że innej możliwości nie ma. Bo skoro zespół jest stąd, a na konkursach i festiwalach prezentuje kulturę kątków innych, polskich, bo trudno byłoby marchijską przeszłość przekuwać na scenę, to zawsze, zawsze akcentuje, że jest z tego miasta. A potem na festiwale tu urządzane przez Małych docierają te zespoły, tam z kresów świata.

I tam na kresach świata pewni ludzie wiedzą, zwyczajnie się dowiadują, że Polska to nie tylko Lech Wałęsa, nie tylko JP II, ale i Mali Gorzowiacy, znakomity zespół z miasta nad trzema rzekami. Oraz po prostu to miasto.

Właśnie za sprawą Małych o mieście usłyszano już w Nepalu, Turcji, Indonezji, Filipinach, Wenezueli, Szanghaju, gdzieś w Afryce, ale akurat ten wyjazd nie jest najlepiej przez Małych wspominany. Ale jednak. I tak sobie myślę o działalności państwa Szupiluk. To właśnie tacy ludzie jak oni rozszerzają granice, powodują, że dobra informacja o mieście idzie w świat. Dobra informacja, bo podparta mistrzostwem w wykonaniu programu festiwalowego czy konkursowego, a potem szalenie przyjaznym zachowaniem członków zespołu na spotkaniach poza sceną. Bo właśnie na takich spotkaniach tworzy się to coś, ten klimat. Ta dobra opinia.

Ale aby tam na antypody na festiwal pojechać, to jednak trzeba wcześniej wiadra potu wylać na próbach. Tak jest, że aby osiągnąć taką klasę, takie mistrzostwo wykonania, to godziny prób, to owe wiadra potu. To szalona i ciężka praca. Mistrzom się chce, dzieciaki i nastolatki potrafią do tego zapalić. No i efekt jest.

Powtórzę, Mali Gorzowiacy za sprawą Maryli i Krzysztofa Szupiluków oraz ludzi związanych z zespołem stali się ostatnio najlepszym znakiem firmowym miasta.

Inne instytucje kultury, no cóż, inne mają nieco inaczej. Myślę sobie jednak, że na tę diagnozę trzeba jeszcze chwilkę poczekać. I raczej w innym miejscu powinna się ona znaleźć, aniżeli w moim złośliwcu. Myślę o tym. Myślę.

A teraz z innego kątka. Zupełnie niekulturalnego. Rozprzestrzenia się ptasia grypa. Pod nóż idą kolejne ptaki z farm pod miastem. Pamiętam, jak w kilka lat temu w Azji odbywała się hekatomba ptaków z różnych hodowli z tej samej przyczyny, a szło w miliony istnień, jednak istnień, to my w Polsce, ludzie, którym natura jest biska, paliliśmy świeczki i kadzidełka za te istnienia. Tak samo teraz w moim domu pali się świeczka za te ptaki wybijane, bo ptasia grypa. Tak się bowiem składa, że to my, ludzie sprawiliśmy, że geny i inne się mutują. Coś okropnego się dzieje. I my, ludzie, zgodnie z myślą św. Franciszka z Asyżu powinniśmy być blisko razem z braćmi mniejszymi. Bo to właśnie ten święty powiedział, że granice naszego człowieczeństwa wyznacza też, a może przede wszystkim, nasze podejście do braci mniejszych. Mnie z tym Kościołem, zwłaszcza w wersji polskiej, jest niezmiernie daleko. Ale z myślą Biedaczyny z Asyżu jest mi bardzo mocno po drodze.

Nie chce mnie się myśleć, co Biedaczyna albo JP II powiedzieliby na to, co się teraz w naszym kraju wyprawia i to nie w kontekście braci mniejszych, ale nas samych….Bo chyba wiem, co by powiedzieli. No smutna sprawa.

Ps. Warto pamiętać, że to właśnie dziś mija 34. rocznica uchwalenia przez Radę Państwa, taki kadłubkowy w PRL rząd, zawieszenia stanu wojennego, który zresztą sama wprowadziła 13 grudnia 1981 roku. Uchwała zaczynała obowiązywać 31 grudnia 1982 roku. Przekładało się to tak, że można znów się było bez papiórków różnych przemieszczać po kraju i jakieś dziwne ludki w dziwnych mundurach zniknęły z polskich dróg. To bardzo ważny dzień w kontekście tego, co się w kraju obecnie dzieje. A dzieje się tak, że znów zaczynam się bać.

No i dla porządku domu muzycznego tylko przypomnę, że dziś obchodzimy pierwszą rocznicę śmierci wybitnego dyrygenta, postaci szczególnej w historii muzyki, osobowości i artysty, Kurta Masura. Lata temu miałam okazję posłuchać koncertu pod jego batutą. Potem tylko oglądałam filmy z Jego udziałem propagujące klasykę, w tym muzykę i osobę Wolfganga Amadeusza Mozarta. Wybitna postać, wybitny dyrygent. Wybitny artysta. Jakoś myślę, że warto, a nawet trzeba o nim pamiętać. Ja pamiętam.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x