Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Irydy, Tamary, Waldemara , 5 maja 2024

Niech się stanie jasność, nawet za duże pieniądze

2016-12-01, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Od dawna jestem przeciwna iluminacjom świątecznym za publiczny grosz. Ale też i za prywatny. Dusza ekologa buntuje się na marnowanie energii.

Już jakiś pokaźny czas temu pisałam, że szykują się kolejne miejskie jasełka za duży grosz, czyli oświetlenie z okazji świąt Bożego Narodzenia. Bo wcale nie uważam, że jest to jakoś specjalnie potrzebne. W ubiegłym roku, no patrzcie państwo jak ten czas szybko płynie, oberwało mnie się od Nadredaktora, że krytykuję, bo przecież to nie jest takie złe, znaczy miejska iluminacja. Ludziom się podoba, jest ponoć (według mnie oczywiście to ponoć) ślicznie, więc czego się czepiam.

W tym roku już za minutkę, już za momencik, no nie Pankracy się nie zjawi, ale za to miasto odpali dekorację za ponad 200 tys. zł. I znów mnie zabolało. Bo to jest taka kasa, że zwyczajnie jej szkoda w kosmos posyłać. Inna sprawa, jak były rozpisane warunki przetargu, o tym wiele słów napisali inni, w tym radni. Mnie zwyczajnie boli wydawanie takich pieniędzy na naprawdę zbytek. Ale z drugiej strony boli mnie też zwyczajne marnowanie energii w sensie dosłownym. Bo tę energię, ten prąd potrzebny do oświetlenia miasta dekoracjami świątecznymi trzeba wyprodukować, a po co go marnować na zbytki? Po co płacić jednak duży pieniądz? Przecież tę energię można przeznaczyć na coś innego, bardziej potrzebnego niż tylko iluminacja.

W takim myśleniu utwierdziła mnie podróż przez północną część kraju naszego, jaką niedawno odbyłam. Z rosnącym zaskoczeniem i rosnącym zniesmaczeniem oglądałam rozliczne centra handlowe rzęsiście iluminowane. Była późna i bardzo późna noc. Żywego ducha na ulicach, a centra skrzyły się milionami świateł i światełek. A u mnie zamiast zachwytu, typu wow, jakie piękne, rosła irytacja.

Tak samo jest z miastem. Tak, jak rozumiem konieczność oplatania głogów w centrum girlandami niebieskich światełek, no bo święta, bo będzie ładnie, tak nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem konieczności robienia Las Vegas tu, gdzie to nie jest ani celowe, ani konieczne, ani tym bardziej wskazane. Ważniejszym dla mnie jest wydawanie kasy miejskiej na cele miastu bardziej potrzebne, jak choćby utrzymanie Placówki Wsparcia, na którą ponoć miasta nie stać. A roczne utrzymanie jej kosztuje mniej, niż iluminacja typu Las Vegas. Tak samo ważniejszym dla mnie celem jest wspomaganie biblioteki wojewódzkiej w zakupie nowości – książek, płyt z muzyką, płyt z filami, słowników, dostępu do ważnych instytucji naukowych na płatnych serwerach czy wsparcia w wydawnictwach aniżeli jasność światełek świątecznych. Bardziej celowe jest wydawanie takiej kasy na wsparcie różnych instytucji, które tylko chwały miastu temu dodają, jak choćby wielce zasłużonego Archiwum Miejskiego w jego wydawnictwach poświęconych miastu, jak choćby równie zasłużonego Stowarzyszenia Kamienica, które także ma szeroki wachlarz sensownych działań, po których zostają ślady w postaci wydawnictw i to cenionych. Sensowniej wreszcie byłoby wydać część tej kasy na rzetelny remont reszty ogrodzenia Muzeum Lubuskiego, bo z pożytkiem większym by to było, aniżeli światełka ku nie wiedzieć czyjemu zadowoleniu. Takich sensownych działań dałoby się wyliczyć znacznie więcej.

Ale żebym nie wyszła na idiotkę i oszołomkę. Nie chodzi mnie o to, aby zupełnie nic nie było. Owszem, niech będą świąteczne dekoracje, ale bez przesady i ostentacji. I nie za taką kasę. Nie za ponad 200 tys. zł. Bo naprawdę jest to, oczywiście moim zdaniem, niepotrzebna ostentacja.

I z drugiej strony tego samego kątka. Ciekawam bardzo, jak miasto oświetli świątecznymi lampionami rozkopane dwie ważne ulice, czyli Walczaka i Warszawską. Bo po kilku dniach nieobecności w mieście przeszłam się tamtędy, co dziwne nie jest, bo tamtędy wiedzie mnie droga do mojej pracy. No i nic się nie zmieniło. Nadal poligon czołgowy mamy w centrum miasta. Dość dodać, że poligon już został zauważony przez dostarczycieli nawigacji, jakimi posługują się kierowcy dla przykładu międzynarodowych linii autobusowych. Przetrenowałam to onegdaj, kiedy nagle stałam się, zresztą z własnej woli, pilotką po przysposobionym mieście moim pana kierowcy ukraińskiego autobusu, jakim wracałam z Lwowa. Było zabawnie. Pan kierowca był wdzięczny.

I z kolejnego kątka, co prawda troszkę odległego, ale na tyle bliskiego, że warto odnotować. Otóż Drezdenko, miasteczko piękne, zaistniało w Brukseli. W siedzibie Parlamentu Europejskiego. Dla europosłów zagrał rewelacyjny zespól Flauto Dolce pod kierunkiem świetnie znanego w naszym mieście Adama Deneki, chór z Drezdenka zaśpiewał. Zapromowali się drezdeneccy. Ale oni tam mają Wiesława Pietruszaka, człowieka legendę, którego mam wielką przyjemność oraz zaszczyt od lat znać. Matematyk, meloman, harcerz, polityk umiarkowany, działacz społeczny. No człowiek orkiestra. Wieśkowi się chce. I swoje chcenia, które są blisko jego Drezdenka i dla Drezdenka przekuwa w rzeczywistość. Tylko pogratulować. U nas też są tacy, dla przykładu Jagoda Kos, szefowa chóru Cantabile. Albo Maria i Krzysztof Szupilukowie. Też robią wiele, a nawet bardzo wiele w promocji miasta. I wcale nie marką się sugerują, bo ona buduje się sama, ale swoimi doświadczeniami, swoimi osiągnięciami wynikającymi z ciężkiej pracy. I to właśnie tacy ludzie, ich dokonania, ich wysiłek włożony w perfekcyjne działania powodują, że Gorzów jest rozpoznawalny. Nie jako jakaś tam wymyślona marka, ale jako faktyczny znak tego, że coś tu dobrego się dzieje.

Ps. 1 grudnia to też dzień, kiedy trochę się wydarzyło. W 1939 roku władze okupacyjne, znaczy nazistowskie, wprowadziły nakaz noszenia Gwiazdy Dawida na odzieży przez Żydów. Za niedługo się okazało, do czego to doprowadziło. Tego dnia w 1018 umarł biskup Thietmar z Merseburga, autor kroniki, w której zrelacjonował bitwę/potyczkę w Cedyni, jaką Mieszko I stoczył z margrabią Hodonem. Jednym zdaniem – że zaakcentuję. Ale do dziś to zdanie jest mocarnym problemem badawczym dla historyków oraz sztandarem dla polityków, którzy od tej bitwy wywodzą początki ponoć polsko-niemieckiego konfliktu. Dla mnie bajędy, dla poważnych historyków także. No i tego dnia w 1415 urodził się Jan Długosz, zakonnik, kronikarz dziejów polskich. Jego kronika jest jednym z kanonicznych źródeł dziejów najstarszych Polski. To właśnie on rozwinął twórczo zdanie biskupa Thietmara. Dla mnie kolejne bajędy. Dla poważnych historyków także. Dla polityków nie. Tak to jest, kiedy się uczonych w piśmie nie słucha, ale w romantyczną legendę wierzy. A właśnie romantycznej legendzie wiarę w Jana Długosza i jego baje zawdzięczamy. Ja i tak najbardziej lubię Galla Anonima oraz księdza Benedykta Chmielowskiego, czyli autora pierwszej polskiej encyklopedii zatytułowanej „Nowe Ateny przez Xiędza Banedykta Chmielowskiego dziekana rohatyńskiego, firlejowskiego, podkamienieckiego pasterza ….”. To tam pada kardynalne zdanie: Koń, jaki jest, każdy widzi, oraz kilka innych ….

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x