Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Irydy, Tamary, Waldemara , 5 maja 2024

Ponoć te miejsca są dla pieszych

2016-12-03, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Znów nieśmiało wróciła kwestia samochodów w miejscach, gdzie ich nie powinno być. Mam na myśli deptaki już istniejące. Bo tam zawsze aut i auteczek jest cała chmara.

Od lat piszę o tym, że dziwi mnie bezhołowie, jakie dzieje się na miejscach oznaczonych jako szlaki tylko dla pieszych. Mam na myśli choćby deptaki Wełniany Rynek czy Chrobrego. Tam zawsze jakieś auta o dziwnych porach parkują. Każdy się tłumaczy, że dostawcą jest, więc może. Niby prawda, ale przecież znaki wyraźnie mówią, bo napisane po polsku jest, kiedy takie samochody dostawcze mogą tam wjeżdżać i stać. Ale wystarczy się przejść po tych miejscach w godzinach innych i samochody sobie tam bezkarnie wjeżdżają, parkują i nikomu to jakoś nie przeszkadza. Mnie owszem, mnie tak. Jak się okazało, nie tylko mnie. W sieci pojawiły się głosy, że coś jest nie tak.

No właśnie, nie tak. I myślę, że pora największa z tym coś nie tak zrobić porządek. Są w mieście służby, które mogą reagować w takich sytuacjach. Bo niby dlaczego ktoś, kto ma malusią przesyłeczkę do jednej albo drugiej instytucji może sobie wjeżdżać na deptak. Nie może przejść kawałka drogi pieszo? Musi wielkim samochodem tam wjeżdżać? O niszczeniu nawierzchni nie piszę, bo to truizm. Ale o lawirowaniu miedzy spieszonymi jak najbardziej. Inna kwestia jest taka, że na deptaki wjeżdżają auta i auteczka, które absolutnie nie są pojazdami dostawczymi i nikt im z tego tytułu nieprzyjemności nie robi. Moim zdaniem powinien. Strefa piesza to strefa piesza, trzeba tego przestrzegać. Dlatego apel do służb. Może jednak państwo się tym zainteresujecie. Bo mnie i jak się okazuje nie tylko mnie ten stan mocno drażni. Ja nie łażę jak ślepa kura po drogach przeznaczonych tylko i głównie dla aut, to może kierowcy także przestaną się zachowywać jak ślepe kury i też przestaną jeździć po deptakach. Może.

I jak zwykle odniosę się do Niemiec. Tam też mają deptaki dedykowane pieszym, ale z dopuszczonym ograniczonym ruchem ulicznym. I nikomu, powtórzę nikomu, nie przyjdzie do głowy łamać przepisy. No im się to zwyczajnie nie mieści w głowie. Podobnie jest na Węgrzech, Słowacji czy na Ukrainie, z której niedawno wróciłam. Tam można, u nas nie? Bo co? Bo szlachecka wolność mocium panie powoduje, że można? Otóż nie, nie można. Skoro komuś się to w głowie nie mieści, to po to są służby mundurowe z dobrym wskaźnikiem zaufania społecznego, aby tę szlachetkową wolność ukrócić i pokazać, że skoro można na deptak tylko do 10.00 wjechać i tylko w celu dostarczenia zaopatrzenia, to tylko tyle. Zegar wybija 10.00, auta zjeżdżają z deptaków. Jak nie, to mundurowi przypominają, że pora.  Skoro nadal jest opór społeczny, bo przecież, bo coś tam, to już nie ma dyskusji. Aut i auteczek na pasażach dla pieszych i przede wszystkim dla pieszych być tam nie powinno. Wiem, wiem, głos wołający na puszczy, ale przypominać trzeba. I ten głos domaga się jednak stanowczej reakcji.

No i z drugiego kątka będzie. Towarzystwo Miłośników Gorzowa, wielce zresztą zasłużone w upamiętnianiu ciekawych mieszkańców miasta mego przysposobionego (hura!!! Udało się, nie pomyliłam się zupełnie i nie napisałam miasta mego – bo jak mnie oczy wykuwają co niektórzy, ono nie moje, bom się tu nie urodziła) poinformowało, że przesuwa odsłonięcie rzeźby, tablicy, jakkolwiek ujmując, miejsca upamiętnienia Władysława Andryki, żołnierza wyklętego. Z różnych przyczyn. Oficjalnie ze względu na społeczną dyskusję, jaka obecnie trwa wokół tychże. Mocno oburzył się na tę decyzję przewodniczący Rady Miasta. A ja powiem tylko jedno słowo. Zgadzam się z fundatorami. Zgadzam się bardzo. Bo rzeczywiście jest to palący i bolący oraz niejednoznaczny temat. Tu na Ziemiach Zachodnich tego tematu zwyczajnie nie ma, a jeśli jest, to wywołany sztucznie. Wywołany ogólnonarodową dyskusją potrzebną na teraz na potrzeby wiodącej partii, która chciałaby wszędzie takich bohaterów mieć. Władysław Andryka, młody człowiek, uciekł do miasta naszego przed karzącą dłonią ówczesnej władzy. Tu go zamordowano. Był tu pochowany, ale rodzina jakiś czas temu szczątki zabrała i pochowała w Gdańsku. Był nie żołnierzem wyklętym w moim rozumieniu, ale ofiarą opresyjnej komunistycznej władzy, która zaprowadzała zamordystyczny rygor na polecenie Rosji. Ofiara straszliwa, bo młode życie. Takich, jak on było wielu. Bardzo wielu. I pamiętać o nich trzeba. Ale żeby się zżymać na decyzję fundatorów? Że przesuwają w czasie miejsce upamiętnienia? Tego nie rozumiem. Wszak to prywatny pieniądz jest. To prywatna inicjatywa. I dobrze, że była i nadal jest. A myślę sobie, że gdyby nie ta prywatna inicjatywa, to wielu z nas wcale by nie wiedziało, że Władysław Andryka przez krótki moment życia mieszkał w Gorzowie.

I teraz dygresja. Wiele razy pisałam o tym, że byłam świadkiem odsłaniania pewnego pomnika żołnierza wyklętego w Zakopanem. I nigdy nie zapomnę okrzyków – hańba, jakie wznosili Górale w cuchach i przy kapeluszach z kostkami. Oraz nie zapomnę słów mojej mamy, kiedy fetowano Romualda Rajsa pseudonim Bury, mordercy prawosławnych mieszkańców Hajnówki. Moja mama nigdy na ten temat nic nie mówiła. Musiało minąć pół wieku, żebym od własnej rodzicielki usłyszała takie słowa – No i co, i teraz Burego fetują, tego mordercę? Sama sobie musiałam doczytać. Przeczytałam. Groza mnie ogarnęła. Groza.

Dlatego fundatorów rozumiem. Choć Władysław Andryka nie ma za sobą takiej ciemnej karty, jak ci inni, ale jednak może warto i trzeba się zastanowić.  Fundatorom słowa uznania za zatrzymanie się i czas na namysł.

No i z jeszcze mojego ulubionego do maksa kąteczka. Oj, chwieje się połączenie Winnego Grodu z miastem z niedźwiadkiem w herbie. Niemcy jakoś nie widzą konieczności utrzymania stałego połączenia pociągowego Winnego Grodu z Berlinem. Zdziwienie jakieś jest? Nie ma. No ja nie mam.

Ps. To właśnie dziś w 1596 roku w Cremonie urodził się Nicola Amati, włoski lutnik, który zmarł 12 kwietnia 1684 roku w swojej rodzinnej Cremonie. Najwybitniejszy lutnik rodu Amati. Dwa inne rody lutników cremońskich to Guarneri i Stradivari. To crème de la crème lutnictwa. Niedościgły wzór budowania instrumentów. Magia i tajemnica. Piszę o tym, bo w każdym Muzeum Instrumentów Muzycznych, w jakich staram się bywać, oglądam ich, całej trójki instrumenty. I jak mam możliwość słuchania to niebo jest. Najbliżej nas skrzypce Amatiego, Stardivariego i Guarnerigo można zobaczyć w Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu, jedynym takim w Polsce. Powodzenia w wejściu, bo to akurat muzeum zwykle zamknięte jest. Ja tam bywam…. Bo lubię instrumenty muzyczne, zwłaszcza skrzypce…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x