Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Gorzowskie legendy na scenie

2016-11-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No i jaka fajna informacja. Pewne stowarzyszenie wymyśliło akcję tropami gorzowskich legend. Finał już niedługo. Może być ciekawie.

Jakoś mi wcześniej umknęła ta informacja, że taka akcja się zadziewa. Chodzi mnie o „Na tropach gorzowskich legend”, jakie zorganizowało Stowarzyszenie Widzów Gorzowskiego Teatru i do którego zaprosiło Szkołę Podstawową nr 1, Szkołę Podstawową nr 4, Szkołę Podstawową nr 6, Szkołę Podstawową nr 10 oraz Szkołę Podstawową nr 17.

Dzieciaki z tych szkół pod oczkami aktorów szlifowały na warsztatach scenki odnoszące się do gorzowskich legend. Artyści zabrali uczniów w fascynującą podróż w magiczny świat zamieszkiwany przez smoki, czarownice, a także inne istoty z dziecięcej wyobraźni. Efekty można będzie już w poniedziałek najbliższy zobaczyć. Doprawdy fascynująca sprawa. I tylko gratulować pomysłu.

Mnie przy okazji najszła taka oto konstatacja. Miasto nad trzema rzekami zawsze było takie trzeźwe, takie poukładane, takie akuratne. Ale też i czego się spodziewać po mieszczańskim, zagubionym gdzieś na wschodnich rubieżach Marchii najpierw, potem Niemiec miasteczku, gdzie wszyscy żyli tak, jak powinni bogobojni ewangelicy. Znaczy tylko dobrze. Skromnie, prosto, dzieląc się z ubogimi, czyli zgodnie z ewangelicką zasadą. Raczej nie było tu miejsca na tworzenie legend i opowieści. Bo legendy i opowieści to taki średniowieczno-romantyczny wynalazek obcy trzeźwym i poukładanym mieszkańcom Landsbergu.

Dlatego mam nadzieję, że wyobraźnia dzieci i ich mentorów jakieś fantastyczne historie, ups, znaczy legendy, znalazła i w efekcie na scenę przełożyła. No i mam też nadzieję, że z finału tej super akcji pozostanie ślad materialny. Mam na myśli płytkę z zarejestrowanymi scenami, mam na myśli książeczkę niewielką z zapisem tychże legend. Bo ja, człowiek starej daty, uważam, że ślad materialny powinien zostać. Choćby i po to, że za jakiś czas pójdę sobie do biblioteki, przyniosę sobie kawę – czego czynić kompletnie nie wolno, zasiądę sobie w wygodnej czytelni działu zbiorów regionalnych i sobie zwyczajnie owe legendy i inne opowieści poczytam. A jak kto zadba o przecinki we właściwych miejscach, to już będzie megaprzyjemność. No mam taką nadzieję.

A skoro przy baśniach, legendach, opowiastkach i innych takich jestem, to tylko nieśmiało powiem, że kilka takowych bajęd sama wymyśliłam. A dwie z nich weszły w stały repertuar opowieści przewodnickich po ciekawych miejscach regionu. To już insza bajka. Ale autorce znakomicie było, kiedy szła szlakiem, nie jako pilot i przewodniczka, tylko zwykła turystka i słuchała swoich bajęd jako lokalnych legend. Naprawdę przyjemnie.

Dlatego mam nadzieję, że ta akcja da nam taki skutek. To porządne, bogobojne i pracowite pruskie miasto zyska kilka kolorowych, wymyślonych, czy jakkolwiek opowieści. I to takich, które da się dołożyć do naszych przewodnickich szlaków jako ciekawe i mocno intrygujące wypełnienie naszych pilocko-przewodnickich opowieści.

Bardzo, ale to bardzo bym chciała. I dlatego z uporem maniaka powtórzę, chcę śladu, chcę książeczki. Oraz podkreślę, pomysłodawcom, Stowarzyszeniu, Teatrowi tylko gratulacje.

A skoro dziś tak bajecznie i legendowo, to muszę, zwyczajnie muszę słówko o super ciekawym odkryciu archeologicznym w Górzycy niedaleko Słubic. Otóż archeologowie, nota bene, jedni z najfajniejszych specjalistów i naukowców, jakich w generalności znam (znam różnych, ale akurat tych najbardziej lubię), natknęli się w owej Górzycy, no takiej małej/dużej wsi, na coś niezmiernie intrygującego. Specjaliści z Muzeum Twierdzy Kostrzyn (kto mnie zna, wie, żem zabita fascynatka tego miejsca jest) znaleźli na średniowiecznym cmentarzu pochówki niekanoniczne. Przekładając język naukowy na zrozumialszy, znaczy to tyle. Zwłoki wówczas złożone do ziemi położono twarzą do gruntu, a na szczątkach zachowały się ślady przebicia ciał ostrymi ciosami, ostrymi kołkami. My się możemy domyślać dziś, że osinowymi. Czyli ni mniej, ni więcej mamy do czynienia z pochówkami wampirów. Wśród znalezionych szczątków są i takie ze zwyrodnieniami kręgosłupów, jak garby. No wiadomo, w tamtych czasach garbaci to byli żebracy, albo ci inni.

W każdym razie, to wiadomość mocno ekscytująca. Znaleźć ślady pochówków wampirów, to coś intrygującego. Ja bym bardzo chciała, żeby po koniecznych badaniach antropologicznych i innych, szczątki do Górzycy wróciły. Należałoby je naukowo opisać, zadokumentować, pochować w ziemi z zachowaniem należnego szacunku, ale przy okazji pomyśleć o izbie pamięci, albo i o czymś większym. Bo to może być ciekawostka turystyczna, która do Górzycy ściągnie zainteresowanych. A takich jest wielu. Trzeba tylko pomyśleć o czymś atrakcyjnym.

Ja w każdym razie Górzycę i wampiryczne ślady wpisuję sobie w swój notatnik pilota i przewodnika, choć akurat tam przewodzić nie mogę, ale pilotować jak najbardziej. I jak mnie się wydarzy pojechać tam, to o wampirach będę opowiadać. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że rzeczywiście za chwilkę tam pojadę, no to popatrz panie, wampiry średniowieczne nam się odnalazły. Jaki bonus.

A serio, naprawdę warto coś z tym znaleziskiem zrobić. Naprawdę. Bo znam różne miejsca, które tylko na kawałeczku kości ludzkiej, lub też nawet i bez tego materialnego śladu potrafiły zrobić sukces. Tego Górzycy życzę.

Ps. Dziś przypada 51. rocznica ważnego listu biskupów polskich do niemieckich ze słynnym cytatem: „przebaczamy i prosimy o wybaczenie” [dosłownie: udzielamy wybaczenia i prosimy o nie]. 18 listopada 1965 podczas obrad II soboru watykańskiego orędzie owo, ten list, podpisało 34 polskich biskupów, m.in. kardynał Stefan Wyszyński oraz ówczesny biskup Karol Wojtyła, dziś święty Jan Paweł II. Autorem i inicjatorem listu był przyszły arcybiskup wrocławski ksiądz Bolesław Kominek. Draka na całą Polskę wówczas była. A ja to wydarzenie przypominam, bo wybitny wkład w powstanie tego memorandum, listu, jakkolwiek, choć brak tam jego podpisu, ma także biskup gorzowski, ksiądz Wilhelm Pluta. Bo ksiądz biskup wybornie po niemiecku mówił, znał pływy i rozumiał znaczenie takiego dokumentu. Trudno się dziwić. Był wybitnym przedstawicielem Kościoła katolickiego. Takich już dziś prawie nie ma. Zwyczajnie nie wyobrażam sobie, że ksiądz Pluta mógłby wsiąść do karety dyniowej Kopciuszka. Był takim, że to całe towarzystwo spragnione sławy, pogoniłby, gdzie pieprz rośnie. Taki był, skromny, skupiony na posłudze. Toczy się proces beatyfikacyjny księdza Pluty. Co się wydarzy, zobaczymy. Ale w przypadku tego niezmiernie ważnego dokumentu, jakim ten list jest, warto, a nawet trzeba pamiętać o zasługach gorzowskiego biskupa, który nam tu z Kochłowic na Górnym Śląsku zjechał.

I te słowa napisała Ochwat, której od bardzo, bardzo, bardzo, bardzo dawna z Kościołem katolickim nie jest po drodze. Biskupa Plutę pamiętać trzeba. Bo tak mają ci przyzwoici ludzie, że bez względu na wyznanie, na język, na pochodzenie, na cokolwiek, pamięć o nich, to ważna rzecz, i ich się pamięta. Bo jakżeszby inaczej. No nie honor.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x