Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

A we Lwowie słyszeli o Gorzowie

2016-11-30, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No sama się mocno zdziwiłam, bo wcale nie przypuszczałam, że tak będzie. O markę jakoś przytomnie nie zapytałam.

A było tak. Przyjechałam onegdaj do Lwowa. Znalazłam hostel, w którym miałam zarezerwowany nocleg i zaczynam procedurę meldunkową. Miła dziewczyna w recepcji bierze paszport i z ciekawości dopytuje, skąd przyjechałam, z jakiego miasta znaczy. Ja jej na to, że z Gorzowa. – Z Gorzowa? – upewnia się ze wspaniałym wschodnim zaśpiewem. Potakuję, a ona cała zadowolona mówi, że wie, gdzie to jest, bo jakiś czas temu mieli gości od nas. Znam kłopoty Ukraińców z odróżnianiem polskich nazw, więc się tylko upewniam, czy aby faktycznie z Gorzowa, bo może jednak z Chorzowa? Miła pani się zastanawia, chwilkę myśli i stwierdza, że jednak z Gorzowa, bo ludzie mówili, że blisko Berlina mieszkają. No to ja cała w trwodze pytam, jakie wrażenie zostawili. Ku uldze własnej słyszę, że znakomite, że byli weseli, nie narobili bałaganu, słowem klasa. To jej określenie, nie moje. Dość dodać, u Ukraińców jedno z najwyższych pozytywnych ocen.

Pomyślałam sobie, że to dobrze, kiedy tysiąc kilometrów od domu ktoś pozytywnie kojarzy nazwę. No i więcej bym sobie łepetyny własnej sprawą nazwy nie zajmowała, gdyby nie fakt, że potem znów trafiłam na kogoś, kto kojarzył miasto, a była to pani na bazarze, u której nabywałam ni mniej, ni więcej, a wyciskarkę do czosnku masywną jak tank T34. Pojawi się ona zresztą jeszcze przy okazji. Znaczy ta wyciskarka. Bo pani z bazaru, zresztą mówiąca intrygująco po polsku, opowiedziała mi, że była w naszym, ups, moim przysposobionym mieście i całkiem jej się podobało. Pogwarzyłyśmy sobie o pięknym Lwowie, o pięknym – w jej myśleniu Gorzowie i miło się rozstałyśmy. A przysłuchiwała się rozmowie inna pani, też dobrego zdania o Polakach, która w Gorzowie nie była, ale kto wie, może zagości.

Ale potem rozpoczęłam procedurę wyjazdu z Lwowa. No i na głównym wokzale - dworcu miasta z lwem w herbie spotkałam paru kierowców, właścicieli małych firemek przewozowych, którzy mają taki sam obyczaj, jak polscy niewielcy przewoźnicy. Jak widzą kogoś z torbą podróżną i aparatem fotopstrycznym, który się trochę szwenda w okolicy, to zwyczajnie pytają – Pani, a gdzie jedziesz? Bo jak do Warszawy, to zapraszamy. Na co ja, że nie, nie trzeba, bo bilet mam i czekam na autobus. Na co oni – a dokąd. Na co ja – a do Gorzowa, bo byłam mocarnie przekonana, że nie będą wiedzieli, gdzie to. A tu znów zaskok. Bo jeden z nich nagle mówi – A byłem, byłem. Nawet kilka razy. Ale nie jeździmy tam, bo pioruńsko daleko, tylko pani do Warszawy. Jak pani chcesz, to zabierajsia z nami.

Pani nie chciała, ale sobie chwilkę pogwarzyła z miłymi przewoźnikami i znów wyszło, że panowie kierowcy tylko dobrze pamiętają nazwę miasta i całkiem serdeczne wspomnienia mają. A jeden z nich się nawet przyznał, że jakiś czas mieszkał w Gorzowie, bo miał tam przez moment kobietę. I choć nie wyszło, to też dobrze całą przygodę wspomina.

No patrzajcie ludzie. A nam tu wszyscy pożal się Boże politycy w kraju między dwiema rzekami z cezurą tej trzeciej wmawiają, że Ukraińcy to jakieś wrogie plemię jest. Zresztą ja też twierdzę, że to są jakieś bajędy. Bo współcześni, normalni mieszkańcy kraju nad Pełtwią, Świnią, Dniestrem i kilku innymi rzekami mają bardzo dobre podejście do nas. I raczej poza jakąś ekstremą sobie głowy rozliczeniami nie zaprzątają. Owszem, pamiętają, ale żeby zaraz tam Lachiv rezaty to raczej nie. Mają zdrowe podejście do materii. I dobrze by było, żeby w końcu owo zdrowe podejście stało się też domeną tych różnych dziwnych. Bo owszem, pamiętać trzeba, ale nie wolno zarażać nienawiścią kolejnych podatnych głów, a to się niestety dzieje. Powtórzę, pamiętać trzeba, ale trzeba znajdować wspólne ścieżki, a tych jest naprawdę wiele. Tylko trzeba chcieć.

Ale wracając do znaków i znajomości miasta, to podczas podróży do Polski w autobusie relacji Czerniowce – Szczecin przez Gorzów, tak, tak, jest taki, spotkałam Wasilija, który kazał się tytułować per Wasia. I tenże Wasia, który ma zresztą Kartę Stałego Pobytu w kraju naszym, opowiedział mi śliczną historię, jak onegdaj pracował w Gorzowie w elektrociepłowni. Opowiedział o tym, jak w kasku i odzieży ochronnej wykonywał różne prace. No i podzielił się też informacją, że w tamtych czasach pracowało Ukraińców w mieście naszym trochę więcej, w Stilonie pracowali. – No i wiesz, myśmy na ten wasz Stiłon nazywali takim małym postCzernobylem. I dodał, że cała ekipa ma w dobrej pamięci tamten czas.

No proszę, wystarczy trochę nosa wyściubić za miedzę, pogadać z ludźmi, wówczas nawet zasada sześciu uścisków dłoni nie jest potrzebna, żeby znaleźć nitkę porozumienia, coś niebywałego i ekscytującego i rokującego na przyszłość. Takie coś, co w obecnej polityce nie istniej, bo jakaś ona taka głupia i zaślepiona jest.

A jakby się kto uprzejmie pytał, w jakim języku rozmawia się z ludźmi na Zachodniej Ukrainie, a zwłaszcza we Lwowie i okolicach, to uprzejmie informuję, że w całkiem ciekawej mieszance polskiego, ukraińskiego i rosyjskiego z niewielkim dodatkiem angielskiego, jeśli chodzi o najmłodsze pokolenie.

A w tramwaju nr 1 jadącym z dworca, znaczy wokzała, na Rynok spotkałam ludzi, którzy mówili taką piękną polszczyzną, że każdemu życzę. Starsza pani, która ze mną z tego tramwaju wysiadła i pomagała ogarnąć się w mroku, świetle i zabawie, bo na Rynoku zabawa trwa cały czas, mówiła do swojej wnuczki – Posłuchaj, tak brzmi oryginalny piękny polski język. Znaczy tak komentowała moje zapytania, czy aby na pewno to dobry przystanek. No łezka się moich ślepawych oczkach zakręciła. Znakiem tego, znów za jakiś czas ryznę do Lwowa, tego jednak centrum polskości na Ukrainie, miasta, które nigdy nie śpi, miasta, które potrafi zakręcić w głowie niczym najlepszy szampan.

Szampana nie piję, ale Lwów zwyczajnie bardzo, bardzo lubię. I nawet gdybym znów musiała tam pojechać po kolejną wyciskarkę do czosnku tak masywną, jak tank T34, to z chęcią pojadę. A przy okazji pójdę sobie kolejny raz do Parku Stryjskiego, bo może znów te rude Baśki przyjdą po okruchy bułki, jakie im zaniosę. Jak zawsze zresztą.

Ps. O markę nie pytałam, bo i po co? Skoro ludzie tam Gorzów kojarzą, to znaczy, że żadna marka tego nie zmieni, ani na plus, ani na minus. Tak to już jest. Marka bowiem buduje sią sama.

Ps. 2. Ogromnie mnie natomiast wstyd było, jak ukraińskich współtowarzyszy podróży do Polski na polskiej już granicy w Hrebennem traktowali urzędnicy mundurowi. Polscy urzędnicy. Wszyscy bowiem byliśmy po odprawie po ukraińskiej stronie, zresztą kompletnie bezproblemowej. Polacy w mundurach i przy dystynkcjach traktowali Ukraińców jak coś gorszego, dużo gorszego. Mocno pogardliwie i protekcjonalnie. Mnie było zwyczajnie wstyd. A najgorzej mnie było, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że ci w mundurach i przy dystynkcjach zupełnie nie rozumieją, że ich zachowanie jest nawet nie wysoce naganne. Jest wysoce karygodne. Bo oni przywykli traktować Ukraińców źle. I to jest dramat, z którym należy walczyć. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x