Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Placówka dla potrzebujących dzieci jednak zostaje

2016-11-10, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No i nareszcie jest jakaś decyzja. Inna rzecz, że cały ten dym był zupełnie niepotrzebny. Zamiast marnować energię na dziwne decyzje, lepiej było ją spożytkować na coś dobrego.

Zadyma w tej sprawie była gigantyczna. Nagle podjęta decyzja o likwidacji Placówki Wsparcia Dziennego spotkała się wówczas z olbrzymim sprzeciwem. Długo trwało, zanim magistrat podjął jakąś decyzję. Tę decyzję, że jednak ośrodek zostaje. To bardzo potrzebna placówka. Pomaga tym małym, którym pomoc naprawdę jest potrzebna. Dobrze, że jednak zwyciężył zdrowy rozsądek. Szkoda tylko, że tak dużo energii poszło na marne. Bo zamiast szukać uzasadnienia do błędnej decyzji, należało się szybko z niej wycofać i iść do przodu.

Zobaczymy, co teraz się wydarzy, ale ja mam nadzieję, że tylko dobrze będzie.

Piszę o tym, bo ciągle nie mogę się pogodzić z kosiarką, która kilka lat temu zdewastowała lokalną kulturę. Też nie było za bardzo wiadomo, po co to się dzieje. Ale wówczas zabrakło honorowego wycofania się z błędnej decyzji i do dziś tego skutki są odczuwalne. Autorka tej feralnej decyzji odeszła w niebyt publiczny.

A mnie brakuje stale i wciąż Lamusa, ale nie baru jako takiego, choć po prawdzie trochę też, brakuje mnie miejsca, w którym można było w każdej niezapowiedzianej chwili z kimś się spotkać, ale i odbywały się oficjalne spotkania, interesujące wystawy, koncerty kameralne. Miejsca, które zaczęło wyrastać na bardzo ciekawe, mocno zauważalne, było potrzebne. Nie znalazł się wówczas nikt z decydentów, kto podważyłby fatalną decyzję. Lamus wcielono w strukturę Miejskiego Ośrodka Sztuki i tam Lamus utonął.

Nie ma już takich kameralnych wystaw nakierowanych na tu z jego przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Nie ma już kameralnych koncertów, na które schodziło się tyle ludzi, że klub pękał w szwach. Nie ma już nawet fajnych spotkań literackich z lokalnymi i nie tylko ludźmi słowa. Jakoś tak wszystko znikło. I ile razy idę ul. Drzymały, a idę przynajmniej raz dziennie, ze smutkiem patrzę na mural z napisem – Znikło, czaisz? I za każdym razem przypomina mnie się też wiersz Wisławy Szymborskiej o kocie w pustym domu. Może to na wyrost, ale jednak takie refleksje stale mi towarzyszą. Jakoś tak zwyczajnie nie lubię, kiedy znika coś, co trybiło, dobrze działało, a potem nagle nie ma.

Dlatego bardzo się cieszę, że tym razem jednak ktoś się późno, bo późno, ale jednak wycofał z błędnej decyzji w sprawie tego ośrodka, miejsca pomocy malusim i nieco większym.

A teraz z innego kątka. Zawiało mnie dziś do Heliosa. Tam remont trwa. Ale pierwsze efekty są widoczne. I to jakie. No stałam tam dłuższą chwilkę i się zwyczajnie gapiłam, bo jakoś zmiany w moje gusta estetyczne mocno trafiły. A ja jakoś tak mam, że generalnie nie lubię zmian. Trudno się do nich adaptuję. A tu proszę. Od wejścia jednak zachwyt. Bo choć to dopiero kawałeczek, to jednak gustowny. Dobry prognostyk na zaś ale potem, jak mawiają w mieście koziołków i rogali swiętomarcińskich. Oczywiście okropny gwaryzm, ale jednak w tym miejscu pasuje. Dyrekcja w osobie mojej osobistej przyjaciółki informuje uprzejmie, że jak już całość będzie po remoncie, to dopiero będzie kolorowy zawrót głowy. A jak znam dyrekcję, bo znam, to w ciemno jej wierzę. Trzeba zatem poczekać i potem się zachwycać.

A skoro przy kinie jestem, to już za chwilkę, już za momencik w Kinie Konesera znów będzie można obejrzeć czeskie kino. Myślę o filmie „Opieka domowa” Slavka Hoŕaka. To taki słodko-gorzki, smutno-śmieszny film, którego akcja dzieje się na Morawach. Prości ludzie, prosta historia, historia, jaka może się zdarzyć każdemu z nas. Bardzo, bardzo smakowite kino. No i Bolek Polivka na ekranie. Dawno, dawno nie widziany na polskich ekranach. Znakomity aktor. Ja tam lubię czeskie kino, nawet więcej niż lubię. Zresztą lubię Czechy i Czechów. I zawsze im zazdroszczę tej niecelebracji siebie, tego omijania polityki, zdrowego podejścia do rzeczywistości, dystansu do wielu rzeczy i tematów, w tym wielkich, ale jednak i dużej godności w podejściu do innych, życzliwego zainteresowania otoczeniem, ale też i dobrego, po latach niechęci, podejścia do nas. Do nas Polaków.

Jako przykład stosunku Czechów do siebie podam prosty przykład. Jakoś jakiś czas temu Czesi mieli wybrać najbardziej popularną, najbardziej znaną w Czechach osobę. Ogólnonarodowa akcja się odbyła. Mogli wybrać Zbójnika Rumcajsa; Żwirka i Muchomorka; Krecika i myszkę; prezydenta Tomáša Garrigue Masaryka; prezydenta Vaclava Havla (choćby za koncert Rolling Stonesów i skórzaną kurtkę, bo o innych zasługach to doprawdy pisać nie trzeba); pedagoga, filozofa, człowieka renesansu Jana Amosa Komenský’ego; aktorkę Dagmar Veškrnovą, po mężu Havlovą. Mogli wybrać jeszcze kompozytora Bedřicha Smetanę; kompozytora Jana Rybę; kompozytora Antonína Leopolda Dvořáka; wokalistę Karela Gotta; wokalistkę Helenę Vondráčkovą (pięknie po polsku mówi)…. No mogli wybrać dziesiątki innych wybitnych Czechów, było z kogo wybierać. Naprawdę. A wybrali….

No wybrali Járę Cimrmana. Wybitna to postać. Wynalazł wszystko, dla przykładu żarówkę, biustonosz, światłowody, gilotynę, teleskop, pigułki na ból głowy, płatki śniadaniowe, plastikowe pudełka na żywność, rower, chińskie drapaczki do pleców, długopis, zapis nutowy, teleskop, jednorazowe chusteczki do nosa, kajak i wiosła, jedwab, wosk, sposób złocenia starych rzeźb, jazz, film, przewodników turystycznych, Jana Nerudę, sposób kładzenia cegieł w porządku wedyjskim. Wszystko. No i ostatecznie ruszył z posad bryłę Ziemi… No geniusz absolutny. Problem w tym, że Jára Cimrman to postać fikcyjna, wymyślona przez praski Latający Cyrk w stylu Monty Phytona, czyli Ladislava Smoljaka i Zdenka Svěráka (mój ulubiony aktor i pisarz – tylko dodam).. Zrobiło się wówczas ogólne narodowe oj. Koniec końców jest taki, że Jara jest najbardziej znanym Czechem, ma swój malusi pomnik – taki z ogryzkiem jabłka. A sami Czesi się cieszą i z lubością opowiadają o nim turystom. I mają największą polewkę z Polaków. Bo to nasze bywałe w świecie towarzystwo zawsze kiwa w powadze głowami i udaje, że wie, o kim mowa. Choć nie wie. Bo niby skąd.

U nas za to przyszła moda na zadęcie i inne takie okropne. Myślę sobie, że jakby starszych wiekiem gorzowian zapytać o megapopularną postać, to zaszczyt poszedłby w ręce Szymona Giętego. Postać jak najbardziej prawdziwą, ale bliską Jary… No i jaka szkoda, i jaki żal, że się nie zdarzy. Bo się nie zdarzy.

W każdym razie, gdyby mnie kto zapytał, to ja za Szymonem Giętym się opowiadam. I słówko jeszcze jedno w przypadku akurat pana śp. Kazimierza Wnuka – Szymona właśnie. Jeśli przejdzie interpelacja radnego Grzegorza w sprawie przyjęcia na siebie przez miasto kosztów związanych z miejscami pochówków wybitnych gorzowian, to mam nadzieję, że na tej liście znajdzie się też i Jego grób. Bo naprawdę nie ma kto o to miejsce dbać. A postać wszak nietuzinkowa była. I wielu gorzowian do dziś mówi o nim z ogromną sympatią. A jakby trzeba było ważnego uzasadnienia do zapisania akurat tej osoby na ważną listę, to są dwa. Pierwsza to taka, że Szymon Gięty, znaczy Kazimierz Wnuk dostarczał rozrywki gorzowianom w ponurych czasach, vide pochody pierwszomajowe. Po drugie jest mistrzem świata, galaktyki i okolic w toczeniu fajerką po chodniku, po prawdzie po tym nierównym czymś obok byłego Kokosa. Nikt go nie pokonał… Nikt. Choć wielu się starało. W tym pisząca te słowa. Porażka okropna była. Moja.

Ps. A tu wiersz Wisławy Szymborskiej o kocie w pustym domu, bo mnie wzrusza bardzo.

z

Umrzeć - tego nie robi się kotu.

Bo co ma począć kot

w pustym mieszkaniu.

Wdrapywać się na ściany.

Ocierać między meblami.

Nic niby tu nie zmienione,

a jednak pozamieniane.

Niby nie przesunięte,

a jednak porozsuwane.

I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,

ale to nie te.

Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,

także nie ta, co kładła.

z

Coś się tu nie zaczyna

w swojej zwykłej porze.

Coś się tu nie odbywa

jak powinno.

Ktoś tutaj był i był,

a potem nagle zniknął

i uporczywie go nie ma.

z

Do wszystkich szaf się zajrzało.

Przez półki przebiegło.

Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.

Nawet złamało zakaz

i rozrzuciło papiery.

Co więcej jest do zrobienia.

Spać i czekać.

z

Niech no on tylko wróci,

niech no się pokaże.

Już on się dowie,

że tak z kotem nie można.

Będzie się szło w jego stronę

jakby się wcale nie chciało,

pomalutku,

na bardzo obrażonych łapach.

z

I żadnych skoków pisków na początek.

Ano właśnie, żadnych skoków, żadnych pisków na początek. Nieodwracalne…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x