Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Augusta, Gizeli, Ludomiry , 7 maja 2024

No i ufetowaliśmy wielką osobowość

2016-11-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nazwisko Elżbieta Kuczyńska znają w mieście na siedmiu wzgórzach wszyscy lub prawie wszyscy. No i wszyscy lub prawie wszyscy stawili się na benefis z okazji 45 lat wielkiej artystki na scenie, jaki się odbył w poniedziałkowy wieczór w jazz piwnicy.

Na początek zastrzeżenie. Tekst o Elżbiecie Kuczyńskiej osobny będzie za jakiś czas na naszym portalu. Nie mógł być wcześniej, bo organizatorzy benefisu prosili, żeby nie palić wydarzenia. Dlatego jeszcze dopracowania potrzebuje. Ale może i to dobrze, bo na benefisie pojawili się ludzie z Polski i to jacy: piosenki Eli zaśpiewali bowiem panowie: Piotr Bukartyk, Jacek Braciak oraz pan Adam Nawojczyk – dziś szacowny dziekan wydziału aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Na scenie zagościli także znakomici muzycy gorzowscy jak Marek Zalewski, Marcin Pesos Stachowiak, Ireneusz Budny. Na scenie pojawiła się także Natalia Zapadka, ale solą wieczoru był występ pań trzech: samej Eli Kuczyńskiej, Anny Łaniewskiej i Moniki Kowalskiej. No była jazda. Wieczór prowadzili – pomysłodawczyni benefisu i główna architektka wydarzenia Katarzyna Radkiewicz i Marcin Ciężki. A swój akcent dołożyli Iga i Wojtek Krajnikowie, którzy przygotowali mocno emocjonalny film o bohaterce.

To było 45-lecie pracy artystycznej, obecności na scenie, scenach różnych i w różnych odsłonach, Elżbiety Kuczyńskiej. Ela, bo tak Ją od wielu lat tytułuję, to kobieta orkiestra. W wielu rzeczach brała udział, wielu ludziom wskazała w sposób pośredni albo bardzo bezpośredni ich ścieżki życiowe. Wielu zwyczajnie wyprowadziła na ludzi, bo nieco te pogmatwane ścieżki życiowe mieli. Ale nigdy wielkich oklasków czy też słów uznania za te swoje działania, za śpiewanie, za godziny gadania, za terapię, za zwykłą ludzką pomoc nie oczekiwała. Jakoś tak miała i ma, że samą swoją obecnością powodowała i powoduje, że świat w jej bliskości staje się lepszy.

Dlatego przyjaciele i znajomi pod kierunkiem Kasi Radkiewicz wespół w zespół uhonorowali ją benefisem. Podkreślam to, że to było wespół, w zespół pod kierunkiem Kasi, bo to niezmiernie ważne jest. Gościny udzieliła piwnica jazzowa, bo niby kto inny w tym mieście miał to zrobić? Zlikwidowany czyjąś niefrasobliwą decyzją Grodzki Dom Kultury, następca Wojewódzkiego, matecznika wielu, wielu działań artystycznych, szczęśnie wspominany przez pana Adama Nawojczyka? No nie, bo dziś go nie ma. Inna instytucja? Kamienicy Artystycznej Lamus, gdzie by to się mogło odbyć, choć ciasnawo mocarnie by było, też już nie ma, zresztą za sprawą tej samej osoby. Teatr obecnie mocno zajęty jest, bo Spotkania Teatralne się odbywają. I dobrze, że tak jest. Filharmonia Gorzowska? No też nie, bo nie, bo jednak nie. Ostała się tylko piwnica. No i jak to dobrze, że tam to wydarzenie się odbyło. Bo i tam poprzedni benefis Eli się odbył. Bo jednak to miejsce ma magię i jakoś taką aurę, która pasuje do takich wydarzeń.

Było wzruszająco, było miejscami zabawnie, było ładnie. Było godnie. Ela, choć kasłająca i jednak nieco chora, dała radę, zaśpiewała w towarzystwie Ani i Moniki wielki przebój „Niech żyje bal” Maryli Rodowicz. Była mocarnie wzruszona, kiedy na scenie pojawił się pan Piotr Bukartyk, pan Jacek Braciak a potem pan Adam Nawojczyk. No było wydarzenie artystyczne, było wielkie.

A tak dużo słów o tym wydarzeniu piszę, bo zwyczajnie dla mnie Elżbieta Kuczyńska jest wielką postacią. WIELKĄ. Dla mnie zaszczytem jest, że jestem w kręgu znajomych. Zaszczytem i przyjemnością zawsze były jej koncerty. Przyjemnością ogromną rozmowy z nią, nie jest ważne, o czym. Rozmowy. Dlatego też przyjaciołom i znajomym, którzy się do tego wydarzenia, podkreślę, zainspirowanego, przygotowanego i poprowadzonego przez Kasię, dołożyli, wielkie słowa uznania. Kasia ich zainspirowała, oni podchwycili i się zwyczajnie udało. Mocno się udało.

A tak idąc inną mańką. To tylko wielkie uznanie dla osobowości, że komuś tam się chce coś zrobić właśnie dla niej. To potwierdzenie tylko tego, że bez takich ludzi, jak Ela Kuczyńska świat byłby nudny i nie do zniesienia.

Oczywiście miało być i jeszcze o innych rzeczach, jak choćby nowe chodniki na pewnej ulicy, ale nie będzie. Bo o nowych chodnikach przyjdzie jeszcze czas napisać.

Za to chcę napisać o jednym wydarzeniu, które dziś się wydarzy i to już dziś. Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna gościć będzie witnickiego historyka, regionalistę i człowieka legendę, Zbigniewa Czarnucha. Spotkanie w ramach cyklu „Nowa Marchia – Prowincja Zapomniana – Ziemia Lubuska – Wspólne Korzenie” ma tytuł „Początki państwa polskiego – zmartwienia regionalisty”. Początek dziś o 17.00 w WiMBP. A jak znam prelegenta, a znam od wielu lat i znam poglądy, to może być arcyciekawie. A dlaczego? Bo na pograniczu jesteśmy. Na pograniczu mieszkamy. Moda na regionalizm spowodowała, że wielu się tymi zagadnieniami interesuje. I jak dla przykładu początki państwowości jakiejkolwiek Gorzowa, wcześniej Landsbergu, są jasne i oczywiste, to już takiej Kopanicy, dziś dzielnicy Berlina Köpenick jakby nie. Jakby do tego dołożyć kilka innych miast i miasteczek, może być ciekawie. Jakby popatrzeć na biskupstwo lubuskie, to jeszcze bardziej nie jest to jasne. No ciekawam bardzo, co tym razem Zbigniewa martwi? Bo zamartwienia Zbigniewa Czarnucha są zawsze mocno intrygujące i ciekawe. Ja dla przykładu od zawsze jestem z nim w sporze dotyczącym osoby Fryderyka II Wielkiego Hohenzollerna. Ale to jest słowo historyka – Zbigniew, wobec słowa fiśniętej fascynatyki – Renata. I zawsze jest to ciekawe. Dlatego na wykładzie wybitnego historyka z malusiej Witnicy, który ma naprawdę wiele do powiedzenia w tematach polsko-niemieckich warto być. Wybitny i ceniony. Tak go po obu stronach Odry postrzegają ci, z którymi ja się liczę. Powtórzę, dziś o 17.00 w WiMBP.

No i już obiecuję coś tam św. katolickiemu Tadeuszowi Judzie, żeby się udało… Żebym zdążyła. Bo mnie zdanie Zbigniewa Czarnucha bardzo mocno interesuje.

Ps.

Dziś setna rocznica śmierci polskiego Noblisty, Henryka Sienkiewicza. Ja pisarstwa nie lubię, z trudem na studiach polonistycznych zaliczyłam lektury, ale ileś działań, które dla dla Polski pisarz uczynił, doceniam. Sto lat nam upływa, kiedy Henryk Sienkiewicz przeniósł się na Niebieskie Łąki, na których już tak dużo pisarzy, poetów, muzyków, filozofów jest. Ale jak słyszę frazę: Mości pułkowniku, nie wstajesz, szabli nie dobywasz… To zawsze mnie się kręci łezka w oku. Patrzcie państwo, to już sto lat, odkąd ten szalenie utalentowany pisarz, który bardzo mocno na nasze postrzeganie historii znakiem się położył, odszedł na te same Niebieskie Łąki, gdzie i Horacy, gdzie i Wergiliusz, ale gdzie ludzie Żagarów, II Awangardy Wileńskiej, ale gdzie i Krzysztof Kamil Baczyński, ale też i Kazimierz Furman, Mieczysław Warszawski, Marek Grewling, Andrzej Gordon…. i wielu innych jest. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x