Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Nie uwierzyłam w to, co zobaczyłam

2016-11-16, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Do niedawna żyłam w kraju, w którym obowiązywał bezwzględny zakaz promowania nazistowskich symboli. Chodzi o wizerunki, teksty, zachowania oraz samą ideę. Po doświadczeniach II wojny było i jest to dla mnie zrozumiałe.

Okazuje się jednak, że chyba coś się mocno i diametralnie zmieniło. I wcale nie chodzi mnie o to, że łeb mocno podniosła Falanga i ONR. I też nie chodzi mi o nazistowskie zachowania jakichś nieopierzonych chłystków gdzieś tam w kraju. Nawet nie chodzi mnie o pewnego byłego posła z Winnego Grodu, który bredzi coś o nacjonalizmie, bo raczej bredzi. No cóż, ciasnota umysłu. Nie każdy musi mieć jakieś szerokie horyzonty.

Chodzi mnie o tu i teraz. Otóż na wystawie pewnego militarnego sklepu, w samym centrum wystawowego okna tegoż sklepu, właściciel umieścił zdjęcie nazistowskiego oficera. Usłyszałam o tym od przemiłej znajomej, więc natentychmiast pomaszerowałam tam, żeby się na swoje osobiste nieco zresztą ślepawe oczka przekonać. No i stałam tam dłuższą chwilkę, kiwałam się niczym Żydzi przed Ścianą Płaczu i jednak nie wierzyłam w to, co widzę. A widziałam zdjęcie uśmiechniętego nazisty w charakterystycznym mundurze i takiej czapce.

Znam jako tako historię mego, ups, znów ten błąd, przysposobionego miasta. I wiem, że w Landsbergu urodził się Rudolf Hermann Robert Bahr. Ze świetnej rodziny, znakomite w Lansbergu nazwisko. Otóż ów Rudolf był nazistą, kapitanem łodzi podwodnej. Historia nader ciekawa. Być może inkryminowane zdjęcie, to podobizna owego kapitana. Być może, ale co z tego? Sama kiedyś napisałam jego dzieje i posłałam do Nadredaktora i nanosekundę tylko czekałam na odpowiedź. Bura była więcej niż porządna. No i się z nią, tą burą, choć bur nie lubię, zgodziłam.

Clou było takie – my, szanujący się portal, jakichś nazistów promować nie będziemy. Napisz sobie krytyczny szkic i wyślij do jakiegoś historycznego pisma, może ci wydrukują, ale mnie tu takich nazistowskich opowieści nie przysyłaj. Dobrze, że tylko tyle było. Przemyślałam sprawę i, jak podkreśliłam, zgodziłam się z Nadredaktorem. Bo czym innym jest pisanie krytycznych tekstów o lokalnych, nawet związanych z nazizmem mieszkańcach. Warto dla historii i o takich wydarzeniach pamiętać. Natomiast czym innym jest ot tak sobie nazistowskie fotki w oknie wystawowym wystawiać. Bez komentarza, bez tego koniecznego nawiasu, jakim jest krytyczne, źródłowe omówienie przyczyn podjęcia takiego a nie innego tematu.

Oburzyła mnie ta wystawka, to zdjęcie. Oburzyła mocno, nawet obraziła. Może ze względu na osobiste wybory, na pewno przez pamięć o moich bliskich, którzy cierpieli przez nazistów. Ulubiony wujek siedział w Sachsenhausen w Oranienburgu oraz w Buchenwaldzie. Inny krewny zginął zakatowany w Auschwitz. Jego nazwisko jest na oficjalnych listach ofiar tego obozu.

Kiedy tam stałam, przed tą wystawką znaczy, myślałam też i o wielu, wielu innych ofiarach, o których czytałam w obozowej lekturze. Kiedyś zresztą na potrzeby innego złośliwca wyliczyłam, ile tego było, tych lektur. Wyszła długa lista. Dlatego też mało mnie obchodzi, czy to zdjęcie kapitana Bahra, czy też kogo innego. Tego zdjęcia tam nie powinno być.

Uważam, że takie rzeczy nie mogą mieć miejsca w cywilizowanym, ponoć jeszcze kraju. Dziwi mnie też, że nikt z przechodniów, a dużo ich w tym miejscu bywa, nie zareagował wcześniej, bo ponoć fotografia stoi tam już jakiś czas. Dziwi mnie też, że policja jakoś w sposób zdecydowany nie zareagowała, a przecież radiowozy równie często tamtędy przejeżdżają. Proweniencji militarnej bohatera zdjęcia bowiem nie da się pomylić z niczym innym. Zwyczajnie się nie da.

Skoro obecne władze dokładają mega starań, żeby z przestrzeni publicznej zniknęły symbole komunistyczne albo socjalistyczne, bo to się teraz dzieje, to dlaczego nikt nie protestuje przeciwko czemuś takiemu? Przecież to łamanie ustawy zakazującej promowania nazistowskich symboli. To jawne łamanie prawa. To zachowanie podpadające pod paragrafy, które wyraźnie mówią, co grozi za takie czyny, a grozi dużo.

Nie ma mojej zgody na takie gesty. Nie ma i nie będzie. I wcale nie obchodzą mnie intencje właściciela sklepu. Nie dbam zupełnie, czy to ostentacja, zwykła głupota, czy też coś innego. Zwyczajnie mnie to nie obchodzi. Ma to zdjęcie zniknąć z wystawy i to już.

No i znów miało być o chodnikach, ale nie będzie, bo jednak promowanie nazizmu to bardzo poważna sprawa, która czekać nie może, a chodniki i owszem, i tak.

Ps. A teraz o czymś, co jest dużo jaśniejsze i ciekawsze, choć też związane z mrokami II wojny światowej. O czymś, co jest z działeczki mnie najbliższej, czyli z kulturalnej, choć niezwiązanej bezpośrednio z miastem na siedmiu wzgórzach. Otóż amerykańskie służby odnalazły obraz zrabowany w czasie II wojny z Muzeum Narodowego w Warszawie. Mowa o „Portrecie damy" Getziusa Geldropa, flamandzkiego malarza z przełomu XVI i XVII wieku. Obraz został znaleziony w Kalifornii u prywatnego kolekcjonera. Na wniosek Ministerstwa Kultury został zatrzymany przez amerykańską agencję DHS/ICE – Homeland Security Investigations. Służba ta zajmuje się zwalczaniem przestępczości zorganizowanej. Teraz trwa procedura związana ze zwrotem tego dzieła sztuki do polskiego muzeum. Na razie nie wiadomo, kiedy to nastąpi.

„Portret damy” Geldropa znajduje się w ministerialnej bazie dzieł utraconych w czasie wojny. Z opisu umieszczonego na stronie internetowej resortu kultury wynika, że obraz został wykonany na desce dębowej techniką olejną, ma 88 cm wysokości i 66,5 cm szerokości. Nie wiadomo, jak i kiedy został zrabowany.

Pierwotnie dzieło to było przypisane Melchiorowi Geldropowi. Jednak po wnikliwej analizie zatrzymanego dzieła historycy sztuki współpracujący z resortem kultury stwierdzili, że namalował go bardziej znany flamandzki malarz Getzius Geldrop.

Namierzenie tego obrazu w Stanach Zjednoczonych było możliwe dzięki zaangażowaniu polskich dyplomatów oraz agentów amerykańskiej służby DHS/ICE. Operacja trwała kilka lat. O sprawie przeczytałam i wiedzę zaczerpnęłam z http://www.rp.pl/Sztuka/311149877-Polska-odzyska-obraz-Portret-Damy-stracony-w-czasie-wojny.html#ap-1. I dlatego się nią dzielę.

A jakby kto chciał więcej poczytać o zrabowanych, odzyskanych ale i nieodzyskanych polskich dobrach kultury, ich fascynujących historiach, bo są doprawdy fascynujące, to polecam książkę Włodzimierza Kalickiego i Moniki Kuhnke „Sztuka zagrabiona. Uprowadzenie Madonny”. Lektura zaiste wciągająca. To taki kryminał z dziełami sztuki w centrum. Ja się oderwać nie mogłam i czasami do wybranych tekstów wracam, jak choćby do Mistrza Pięknych Madonn i owej Pięknej, co to z Torunia zniknęła. No i ciekawy jest wątek, jak III Rzesza do grabieży polskich zabytków się przygotowywała oraz jak pewien polski muzealnik, zupełnie nieświadomie i bezwiednie tej zbrodniczej organizacji państwowej plany te ułatwił…. A miał zaiste doprawdy inne intencje.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x