Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Longiny, Toli, Zygmunta , 2 maja 2024

Jakaś klątwa wisi nad ulicą Walczaka?

2016-10-12, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Chyba tak. Bo prace cały czas się ślimaczą, co i rusz coś nowego wyskakuje, a przede wszystkim przez długi czas nikogo tam nie było. Prace umarły. A teraz prawdopodobnie też coś takiego się stanie.

Wiceszeryf miasta tłumaczy, że nie wiedział o niesnaskach między podwykonawcami robót na Walczaka, które ponoć leżą kamieniem jeśli chodzi o opustkę w pracach. No cóż, przecież wiceszeryf jest mocno zapracowany, więc i skąd miał wiedzieć o problemach. Inna rzecz, że takie problemy nie powinny zaprzątać władzy miejskiej i zupełnie serio to mówię. Takie problemy to kwestia głównego wykonawcy robót. I tu widzę rolę wiceszeryfa oraz szeryfa głównego. Bo naprawdę przez długi czas tam nic się nie działo. Wówczas był czas na interwencję.

A teraz, jak fama głosi, a tym razem fama jest bardzo dobrze poinformowana, bo jest ekspertem, prace znów zostaną przystopowane. Powód? Drogowcy czy ktokolwiek tam kopiący, wydziabali z ziemi cmentarz. Tak, tak, cmentarz, można się domyślać, że mocno stary, może średniowieczny albo może i jeszcze wczesnośredniowieczny. W każdym razie w wykopie pokazały się kości ludzkie, szkielety. Na wysokości Białego Kościoła to się stało. No i ci, co się historią miasta interesują, jakoś szczególnie zaskoczeni nie są, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że istnienie takiej nekropolii jest więcej niż prawdopodobne. Zresztą tak samo było w przypadku robót ziemnych w miejscu, gdzie stoi dziś Dominanta, czyli to pokraczne coś, co się podoba mojej przemiłej znajomej i jak na razie tylko jej. Też wydziabano cmentarz, też archeolodzy ruszyli do prac.

Tak samo będzie i tym razem. Bo ludzkie kości to poważna sprawa. To nie są jakieś tam cząsteczki starej ceramiki czy inne artefakty ludzkich rąk. Kości, to kości. Powtórzę, ważna sprawa. Do pracy więc ruszą archeologowie, a że połać odsłonięta do prac ziemnych jest duża, to i badania mogą potrwać długo. To nie to samo, co w Santoku, gdzie wykop pod roboty ziemne związane z kanalizacją był wąski.

Ja tam się cieszę, bo kolejny raz prace drogowe odsłoniły fragment starej, zapomnianej historii Landsbergu. I zgodnie z prawem trzeba te fragmenty zbadać, opisać, zostawić dla pamięci ludzkiej oraz ułożyć kolejny puzzel w układance pod tytułem najstarsze dzieje miasta.

Dla miasta, zwłaszcza zmotoryzowanej części mieszkańców może to oznaczać tylko jedno – kolejne przedłużenie końca robót. Ale ja tam wierzę w archeologów i wiem, że zrobią wszystko, aby zminimalizować ewentualne opustki w czasie. Inna rzecz, że jak się planuje takie prace, zwłaszcza w tak newralgicznym historycznie miejscu, to zwyczajnie trzeba założyć, że można się natknąć na takie niespodzianki. Trzeba, zwyczajnie trzeba planować prace z nieco większym marginesem zapasu. Bo jak nic nie będzie, nic się z ziemi nie wyłoni, to prace zostaną zakończone wcześniej i wszyscy będą zadowoleni oraz bardzo szczęśliwi. A tak zonk.

No zobaczymy, jak to się wszystko ułoży i ile czasu potrwa badanie starego cmentarza. Ja w każdym razie mam taki zamiar, że zabieram ze sobą aparat fotopstryczny i dawaj na wykopaliska. Może zaprzyjaźnieni archeolodzy pozwolą trochę foć zrobić? No w każdym razie mam taką nadzieję.

Sumując. Jednak pewna klątwa wisi nad remontem ulicy Walczaka. Może to z Niebieskich Łąk sam Franciszek Walczak tak sprawami kieruje, żeby na jakiś czas odciągnąć debatę na temat zmiany nazwy ulicy. Bo nowe rządy jakoś mocno nastają, aby i imię Franciszka Walczaka z pejzażu miejskiego zniknęło... Może. (Niech mi ktoś podpowie, gdzie jest grób Franciszka Walczaka na Cmentarzu Świętokrzyskim, bo za Bogi wszelakie znaleźć nie mogę, choć dużo czasu tam spędzam ostatnio. A dżin z mego czarnego imbryka do herbaty się na mnie wypiął i mówi, sama se tam łaź. Dlatego proszę).

A teraz z innego kątka, albo mańki, bo sprawa tak naprawdę mańką się stała. Otóż grzeją się różne fora społecznościowe dyskusjami na temat nowego logotypu miasta. Odbiór zarówno znaku, jak i sposobu upublicznienia jest jednoznacznie negatywny. Odbiorcom nie podoba się sam znak graficzny, ale i przekaz, który niesie. Nie wiadomo też za wiele, co za nim idzie. Nic bowiem jakoś miasto nie mówi o strategii, jaką wiąże z nowym znakiem.

Od wielu ludzi usłyszałam, że Przystań to może było i nie najbardziej szczęśliwe hasło, ale było obudowane całą strategią. A to nowe coś jest tylko na razie brzydkim i dość prymitywnym znakiem. W sensie graficznym znaczy. W sensie tego, co za nim idzie, ludzie nic nie mówią, bo nic nie wiadomo. I to jest problem.

Nie ma szczęścia to miasto do znaków. A może trzeba sobie darować szukania owych. Bo jak już kilka razy pisałam, nie sztucznie wykreowane znaki są synonimem sukcesu. Miasto na siedmiu wzgórzach i nad trzema rzekami nigdy nie będzie atrakcyjne turystycznie. Może być interesujące przez Arsenał, przez Filharmonię, przez Jazz Club, nawet przez Stal Gorzów, tak ostatnio pogardzaną przez dyskutantów. Także i owszem przez Teatr Osterwy. Także przez Małych Gorzowiaków. Ale i przez bibliotekę za jej wydawnictwa, przez Archiwum, za jego wydawnictwa. Natomiast nigdy nie będzie perełką turystyczną w rozumieniu Dubrownika, Wenecji czy innych wielkich znaków. No nie ma takiej szansy. Może więc trzeba postawić na coś, co tu dobrze, bywa genialnie, trybi, a nie szukać na siłę i na siłę wydawać kasę.

Kolejny raz tego nie zrobiono. I dlatego jeszcze przez długi czas, a może tylko przez krótki, fora społecznościowe będą się grzały od złych i nieprzychylnych względem magistratu komentarzy. Dobrze by jednak było, aby magistrat nad tą kwestią jednak się zastanowił… Dobrze by było.

Ps. Dziś o 12.30 w Bibliotece Pedagogicznej wykład Cecylii Judek, sekretarza naukowego Książnicy Pomorskiej im. Stanisława Staszica w Szczecinie o pisarstwie Henryka Sienkiewicza. Każdy może przyjść. O 17.00 natomiast w Muzeum Lubuskim, czyli w willi Gustawa Schroedera archeolog Paweł Kaźmierczak opowie o skarbie ze Strzelec Krajeńskich z połowy XV wieku. No ciekawa rzecz.

Ps. 2. No i zbliża się ta fatalna data. To już będzie siedem lat, kiedy Kazimierz Furman uznał za stosowne pożegnać się z nami i udać na Niebieskie Łąki. Za dwa dni będziemy obchodzić tę rocznicę. Ja się z tym nie pogodziłam i ile razy jestem w Jazz, a jestem często, to siadam zawsze tak, jak siadywaliśmy z Kazimierzem. I tak, aby wiedzieć Jego zdjęcie. I za każdym razem na dzień dobry mu mówię, szlag… to nie tak miało być. Czasem mi odpowiada. Dość dodać, że to On wpisał mnie na listę swoich przyjaciół. Tęsknię za nim cały czas. Inna rzecz, że kiedy tam wchodzę, to zawsze, choć minęło siedem lat, oczekuję, że On tam będzie… Zawsze. A Jego tam nie ma. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x