Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Wyrasta nam nowe, ciekawe miejsce

2016-10-01, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Jak Natalia Ślizowska jakiś czas temu otwierała swoją pracownię, zapowiadała, że ma to być miejsce otwarte. No i właśnie zaczyna być.

Nie byłam na otwarciu pracowni Natalii, bo jakoś się tak złożyło, że obowiązki mnie dopadły i się nie dało. Wówczas zresztą myślałam, że niewiele straciłam, bo na modzie, odzieniu, dodatkach i innych takich to ja się nie znam. Wiem, co to dress code, ubieram się zwykle na czarno w sytuacjach formalnych, ale i nieformalnych. Tak więc niewielka strata.

Ale potem zawiało mnie do pracowni Natalii. Spędziłam tam urocze chwile, zresztą zawsze spędzam, kiedy tam zachodzę, a zachodzę, powstał też tekst o kreatorce mody. I została sympatia do Natalki, bo tak do niej mówię, oraz do Labrusi, którą poznałam chwilkę później. Natalia wówczas deklarowała, że jej pracownia ma być miejscem otwartym, nie tylko pracownią wyszukanej mody, ale i spotkań. Różnych, z różnymi ludźmi. No i jest. Natalka zaprasza dziś do siebie na kawę. Do pracowni przy Chrobrego, w dawnej Goplanie, czyli w miejscu, które kompletnie inaczej wygląda, niż za czasów Goplany.

Spotkania pokazują, że Natalka nie gada po próżnicy, tylko bardzo dokładnie wie, co chce. A ja jej kibicuję. Jak kto może, niech zajrzy. I niech się nie wystrasza miejsca. Bo ono piękne, ascetyczne, ale i ciekawe do maksa jest. A gospodyni to naprawdę przecudna osoba. Warto zajrzeć. Zbliża się zresztą czas, kiedy kreatorzy mody pokazują swoje kolekcje na sezon. Ja tam się w tych modowych sezonach nie wyznaję, choć Natalka trochę czasu dołożyła, żeby mi wytłumaczyć. Jakoś to kumam, znaczy za chwilkę kolejny sezon. Ale który – jesienny, zimowy, wiosenny,  letni, to nie wiem. Bo niby skąd.

No i teraz z innego kątka będzie. Nakręca się w necie dyskusja o fajerwerkach na miejskich imprezach. Na różnych forach są różne rankingi dotyczące pomysłu odejścia od ogni sztucznych przy okazji miejskich imprez z wyłączeniem sylwestra. Różne są słupki poparcia pomysłu. Różne komentarze się pojawiają. Jednak sporo jest takich, że jednak dobrze by było zrezygnować z tego rodzaju świętowania. Bo można pomyśleć o laserach. Można. Bo można pomyśleć o innych nowych technikach zachwycania ludzi. Można i trzeba.

Sama lata temu byłam w Berlinie, ups, w mieście z niedźwiadkiem w herbie, coby konwencji złośliwca dotrzymać, i oglądałam takie coś, co dziś byśmy nazwali ogólnie widowiskiem z gatunku światło i dźwięk, choć tam używana była jakaś mocno współczesna technologia. Mnie to mocno zachwyciło, bo nie było huku, nie było sypiących się iskier z nieba, ale była magia. Minęło dokładnie 26 lat, i ja tę prezentację pamiętam dokładnie oraz wspominam z sentymentem. To były jakieś partyjne jasełka. Wówczas do miasta nad Szprewą zjechało się masę ludzi z różnych państw socjalistycznych. Było dziwnie. Ale był jakiś wielki konwentykiel i tam był ten pokaz. Pamiętam, jak stałam w niemym zachwyceniu, nie przez ów konwentykiel, ale przez ten bardzo wówczas nowoczesny pokaz tego, co można zrobić, bez wystrzeliwania w niebo ogni sztucznych. Inna rzecz, że króciutko po tym wydarzeniu szlag jasny trafił całą socjalistyczną organizację państw bloku wschodniego i na nowo trzeba było organizować rzeczywistość.

NRDowo wówczas pokazało, że można inaczej. No i choć NRDowa już dawno nie ma, ponoć nie ma, to ja dokładnie pamiętam to motyle, które nad moją głową latały. Motyle wykreowane przy pomocy czegoś innego, aniżeli tylko fajerwerki, wynalazek chiński sprzed stuleci. Może warto jednak i o tym, takim pomyśle na świętowanie się zastanowić. Moim zdaniem, warto.

No i jeszcze miało być o czymś innym, ale zwrócono mnie uwagę, a jak czytający zwracają, to pisząca bierze to pod uwagę, że złośliwce zbyt długie ostatnio są. Dlatego koniec na dziś będzie.

Ps. No bo jakoś do PS się przyzwyczaiłam. Otóż w afiszu zabrakło informacji, iż w niedzielę o 12.00 FG zaprasza na koncert familijny… Oj warto się wybrać, bo magia i moc muzyczna będzie. Za pulpitem maestra prof. Monika Wolińska, na scenie orkiestra FG. Na afiszu muzyka Głuchego Geniusza. No cóż chcieć więcej. Crème de la crème literatury muzycznej. Głuchy Geniusz znaczy Ludvig van Beethoven. IV Symfonia. Mnie zachwyca zawsze.

Ps. 2. Dzięki przemiłemu znajomemu jestem od wczoraj posiadaczką płyty, a właściwie dwupłytowego albumu Willie Nelsona. Album nosi tytuł „The Essential”. Jakby kto nie wiedział, to Nelson, ten cudny człowiek z warkoczykami i bandaną, należy do najważniejszych twórców country. Mnie zwykle nie jest po drodze z country, absolutnie nie. Wyjątkiem jednym jedynym jest właśnie Willie Nelson. Uwielbiam gościa z warkoczykami i z bandaną. Lubię go od czasu do czasu posłuchać. Zwykle czasami szukałam w necie jego kawałków. A tu proszę, mam płytki dwie. I to ze wszystkimi jego najważniejszymi kompozycjami. Przemiłemu, panu Jerzemu, dziękuję bardzo. Bo Nelsona oglądam czasami w różnych filmach, ale muzyka jego, jak napisałam wcześniej, tylko z netu była. Nie mówię, że często mnie na nachodzi konieczność i chęć posłuchania, ale jednak nachodzi. Teraz mam taką możliwość, że odpalę płytkę i jest. Nie lubię i to mocno Korneliusza Pacudy i jego myślenia o muzyce country. Ale Willie Nelson to inna kometa. Dzięki za muzykę gościa w warkoczykach i bandanie. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x