Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

No i znów mamy głosy o atrakcjach turystycznych regionu

2016-10-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Kolejny znany osobnik wydał głos o walorach turystycznych regionu naszego i dodał, że przepustką do ich promocji może być pociąg relacji miasto nasze do miasta z niedźwiadkiem w herbie.

No jak ja lubię, kiedy prominentni osobnicy bajają o atrakcjach turystycznych naszego regionu. Bo w istocie jest ich wiele, ale jakoś cały czas nie udaje się ich dobrze wypromować. Zdaniem tegoż autora clou do promocji może być sławny już wielce międzynarodowy pociąg, który kursuje z miasta nad trzema rzekami, znaczy po prawdzie ze stacji ukrzyżowanej do miasta nad przynajmniej dwiema dużymi rzekami i wielką liczbą kanałów oraz Biała Flotą. Zdaniem autora trzeba jednak poprawić rozkład jazdy, bo pociąg kursuje o dość egzotycznych godzinach i dlatego nie jest atrakcyjny. Co jest akurat prawdą.

Ale najbardziej rozbawiło mnie uzasadnienie tych twierdzeń. Otóż bowiem mieszkańcy potężnej europejskiej stolicy są mocno zmęczeni hałasem metropolii i szukają cichych oraz czystych i przyjaznych zakątków, które mogą u nas znaleźć, ale na przeszkodzie stoi ów felerny rozkład jazdy.

Ja tam nie wiem, ale mam wrażenie, że autor tych słów w mieście z niedźwiadkiem w herbie bywał tylko służbowo, wożony służbowymi limuzynami i tak naprawdę nie bardzo wie, jak mieszkańcy tegoż miasta odpoczywają. Przypomnę więc, a może i przy okazji wyjaśnię, że metropolia zachodnia ma w swoich granicach kilka jezior z naprawdę świetnie rozwiniętą bazą turystyczną oferującą w samym mieście komfortowe wręcz warunki do odpoczywania. Także w ciszy i spokoju. Jakby było mało, to w zasięgu świetnie rozwiniętej miejskiej komunikacji mają Poczdam, a tam kolejnych możliwości atrakcyjnego spędzania czasu, też w komfortowych warunkach, naprawdę jeszcze więcej. Jakby jednak w ukochanym mieście FIIW z domu Hohenzollern tego, znaczy atrakcji turystycznych, było mało, to w każdym kierunku od miasta w bliskim i mniej bliskim, ale osiągalnym w trakcie jednego dnia czasie, mają kolejnych n możliwości. Tak więc naprawdę nie muszą i raczej nie chcą szukać atrakcji u nas. A ten pociąg? On im do niczego nie jest potrzebny, bo jak się już do nas wybierają, to raczej autkiem własnym lub rowerem, który dojedzie wraz z cyklistą do miasta margrabiego Jana, znaczy Kostrzyna, aby nie piętrzyć zagadek.

Dlatego bardzo uprzejmie proszę wszystkich, którzy się na temat słynnego pociągu wypowiadają, aby najpierw zadali sobie trochę trudu, pojechali nim raz i drugi, popatrzyli na Berlin i jego możliwości, bo miasto z niedźwiadkiem to właśnie stolica Niemiec, a potem opowiadali publicznie o możliwościach i potencjale naszego regionu oraz sposobach wykorzystania tegoż.

Piszę o tym, bo jeżdżę w tamte strony dość często, pociągami albo autokarami jako pilotka wycieczek, zwyczajnie jestem praktykiem i wiem, na własnej skórze przetrenowałam, jak to jest. Dlatego uważam, że powtarzanie banialuków nie przystoi ludziom na stanowiskach lub też na byłych stanowiskach, ale z rozpoznawalnymi nazwiskami. I tu zdradzę, kto jest autorem tych wywodów. To Józef Kruczkowski, radny klubu Bezpartyjni Samorządowcy w sejmiku województwa. Wcześniej wójt Kłodawy i starosta powiatu gorzowskiego.

A pociąg międzynarodowy zwyczajnie się nie sprawdza. I tu się z autorem zgadzam. Bo o egzotycznych godzinach on jeździ. Już sam fakt, że wyjeżdża z miasta naszego o 8.30 powoduje, że nie jest atrakcyjny dla tych, co się na jeden dzień wybierają do miasta z niedźwiadkiem. Bo za późno wyjeżdża. Lepiej wybrać opcję z przesiadką na Bombardiera w Kostrzynie. Bo i szybciej, bo i w rezultacie taniej. Naprawdę.

Tak, jak kosmodrom Babimost nigdy nie będzie atrakcyjny dla podróżnych, tak samo ten nieszczęsny pociąg dla podróżujących do nieformalnej stolicy Europy. Choć uczciwie muszę przyznać, że spotkałam dwie zagraniczne turystki, które szukały tego pociągu. Było to na ukrzyżowanym dworcu. Nikt z obsługi stacji i kas nie potrafił się z paniami porozumieć, bo one w cudzoziemskim języku mówiły. Pomogłam kupić bilety, potem pomogłam znaleźć pociąg. Ale to były zaledwie dwie osoby. No cóż.

No i drugiego kątka. Byłam wczoraj na Czarnym Proteście na Starym Rynku. I byłam zaskoczona liczbą uczestników. Bo nie tylko kobiety tam były, ale także ich mężowie, ojcowie, wujkowie, partnerzy, znajomi i przyjaciele oraz dzieci. Było nas około 400-500 osób. Co na miasto nasze, ups., moje przysposobione, kompletnie nieruchawe i nieskore do obywatelskiego zabierania głosu w taki oto sposób jest wynikiem oszałamiającym. Zresztą mówili o tym wszyscy, którzy na takich konwentyklach bywają. Ja bywam, jak tylko mogę, więc do zdania większości się przyłączam. To było spotkanie gniewne. Dziewczyny w różnym wieku miały różne transparenty. Wszystkie potępiały rządzącą partię i jej pomysł na kontrolowanie i penalizację różnych wyborów życiowych kobiet. I jak wielu uczestników przytomnie zauważało, tak naprawdę w tym proteście nie chodziło tylko o prawo do aborcji. Chodziło o coś więcej, a mianowicie o zabranie praw obywatelskich kobietom, ich uprzedmiotowienie. A tu zonk, jednak w XXI wieku to się chyba nie uda. Bo chyba jednak nie damy sobie odebrać tych praw, o które walczyły pogardzane tak dziś w tym kraju sufrażystki.

Byłam dumna, że mogłam tam być. I myślę sobie, że obóz rządzący ma problem. I to nawet bardzo duży problem. W każdym razie mieszkanki miasta nad trzema rzekami wraz ze wspierającymi ich facetami, pokazały, że nie, zresztą jak i w innych miejscach w kraju naszym. Nie damy się sprowadzić do marginesu. A jakby się tak przyjrzeć dziejom, to baby, babki, kobiety, kumpelki, dziewczyny, dziewuchy, damy, panie w końcu jednak mogą bardzo wiele. Mają tak wiele siły w walce o swoje godne miejsce w rzeczywistości codziennej, że facetom się to nawet nie śni.

Zobaczymy, co będzie dalej. Zobaczymy. I ciekawym będzie się temu przyglądanie. Oczywiście nie bierne, ale bardzo, bardzo aktywne. Bo coś się jednak w babach polskich obudziło i tej siły ja bym się bardzo obawiała.

Ps. Dziś w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej dwa spotkania. O 17.00 promocja „Pegaza Lubuskiego”. To wydarzenie ważne, bo redakcja będzie się żegnać ze śp. księdzem Markiem Grewlingiem. A o 18.00 w tym samym miejscu spotkanie z satyrykiem Krzysztofem Daukszewiczem. Więcej o wydarzeniu w innym tekście na naszym portalu.

Ps. 2. Biografistki Andrzeja Gordona serce się ucieszyło. Bardzo mocno. Dzięki uprzejmości Roberta Piotrowskiego dowiedziałam się, że jeden z pejzaży miejskich Gordona właśnie jest w Japonii!!! W prywatnych rękach. Ale więcej o tym będzie w odrębnym tekście, jak już więcej szczegółów poznam. A poznam, bo mam taki zamiar. Ale ludeczki, Gordon w Japonii!!! To jakaś specjalna koincydencja gwiazd, jakaś karma, bo ja od jakiegoś czasu obsesyjnie marzę o podróży w tamten zakątek świata, najlepiej w kwietniu, kiedy kwitną wiśnie…

No i przepraszam Jaśnie Czytelników, że znów złośliwiec długi wyszedł.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x