2016-08-09, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Od czasu w pewnej gazecie mam uraz do wszelakich plebiscytów i innych konkursów. Okazuje się, że nie tylko ja,
Znów można wypromować nasze piękne miasto w kolejnym ogólnopolskim konkursie, tym razem na najbardziej ukwiecone miasto. Jak o tym przeczytałam, że to jakiś chyba musi być żart. Bo kilka gazonów tam i ówdzie wcale miasta ukwieconym nie czynią. Co więcej, jakby tak popatrzeć na miasto chłodnym okiem, jakim w oświeceniu na świat patrzyli megamądrzy bracia Śniadeccy, to by się nagle okazało, że ukwiecenie to raczej śmiech jest przez łzy.
Wystarczy popatrzeć na przecudownym napis „Gorzów Wielkopolski”, na zarośnięte chodniki i inne podobne zielska panoszące się wszędzie. I to ma być ukwiecenie?
Ale jak znam życie, to internauci rzucą się do klikania i nagle się okaże, że taki Wolsztyn, prawdziwie ukwiecone miasto nie ma żadnych szans w takim konkursie, bo ma za mało mieszkańców. Albo taki Poznań, bo tam ludziom zwyczajnie się nie chce brać udziału w takich wydarzeniach, jak klikanie w jakimś konkursie.
Bo z tych konkursów nic tak naprawdę nie wynika. Tylko zysk dla firmy czy gazety, która to robi. No i pułapka kosztownego sms-a.
Ukwiecone miasto… Trzeba posłuchać tych, którzy jadą do miasta od strony Krzyża, nagle widzą rozświetlony bulwar, patrzą na drugą stronę, a tu zon, jakieś straszne budy i budki. No strach się bać i wysiadać z pociągu, bo a nuż to nie jest Gorzów Wielkopolski Główny, tylko diabli z Borutą na czele wiedzą, co.
Myślę sobie, że zamiast klikać w jakichś durnych konkursach, lepiej poprosić miasto o wytyczenie małego planu zieleni i samemu wziąć się do roboty. Choć po prawdzie, w sztandarowym miejscu, naprzeciw byłego kina Słonce straszy taka obywatelska inicjatywa. W ubiegłym roku z okrzykiem i przytupem oraz z fanfarami, niczym jakiś turniej rycerski, Ludzie dla Miasta posadzili ziółka. Dziś, oj może lepiej nie pisać, co tam jest dziś, bo trochę okropnie i strasznie to wygląda…
Ale życie i tak pokaże, że Gorzów to najbardziej ukwiecone miasto Polski, a może i regionu…, albo nawet i świata. No cóż.
A teraz z drugiego kątka. Trwa remont ul. Warszawskiej. I przemiła znajoma podpowiada, że może by przy tej okazji grubą czerwoną linią zaznaczyć w asfalcie miejsce, w którym przebiegała Brama Santocka, jedna z trzech w średniowiecznych obwałowaniach Landsbergu. A obok powinna stanąć obowiązkowa tablica informacyjna, aby nie było konieczności domyślania się, co to u licha jest. Mnie się pomysł szalenie podoba.
Inna rzecz, że takie tablice i gabloty w naszym mieście muszą być szczególnie wandaloodporne. Bo jakoś dziwnym trafem właśnie one padają najczęściej ich ofiarami. Nie dalej jak kilka dni temu jakiś idiota urządził sobie spacer po Kosynierów Gdyńskich i czarnym sprejem zamalował tablice z rozkładami jazdy miejskich autobusów. I to właśnie teraz, kiedy miejska komunikacja jeździ jakimiś dzikimi wygibasami, bo pół miasta jest rozkopane, a drugie pół pójdzie zaraz pod łopatę. Musielibyście widzieć pasażerów. Musielibyście słyszeć, co ci ludzie mówią... Zwyczajnie nie nadaje się to do powtarzania w cywilizowanym portalu.
Ja tylko kolejny raz mogę publicznie zapytać? Czy naprawdę nic się nie daje z takimi robić? I sama sobie zaraz odpowiem, ano nie, nie daje się i koniec.
No cóż.
Ps. I powiem, że znów szykuje się totalnie pusty, bez imprez żadnych weekend. Jednym słowem, ogórki prawdziwe, jakich do tej pory nie pamiętam…
Bardzo długi tegoroczny majowy weekend powoduje, że mnóstwo ludzi wyjeżdża w różne zakątki. I bardzo dobrze.