Miasto udostępnia trawniki

2016-08-13, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Na grilla. No i proszę, jak kto chce sobie kiełbaskę albo i co innego ugrillować, już nie musi jechać za miasto. No cóż.

Pamiętam jak sto lat temu pojechałam do Anglii, to jedną z najbardziej dla mnie zaskakujących rzeczy był widok ludzi wylegujących się w miejskich parkach. Potem w trakcie innych podróży okazało się, że to standard. Można sobie przynieść piknik w koszyku, rozłożyć obrus i spędzić fajnie czas. Ale nigdzie w całej Europie jakoś nie spotkałam się z grillowaniem na miejskich trawnikach.

Powiem szczerze, nie wyobrażam sobie, żeby nagle gdzieś na Malostanskim Namesti w Pradze albo na wiedeńskim Ringu ktoś nagle ustawił ruszt i dawaj smażyć sobie kiełbaski. Podobnie też nie bardzo sobie wyobrażam taki obrazek w parku Wiosny Ludów.

Nie że się czepiam, ale chyba są jakieś granice, jeśli chodzi o ułatwianie życia mieszkańcom czy też uprzyjemnianie. Mnie się wydaje, że grillowanie na miejskich trawnikach wyglądać będzie głupio. Inna rzecz, że jakoś sobie nie wyobrażam, że jednak komuś może taki pomysł wpaść do głowy, ale kto wie. Inna rzecz, że ja nie jadam niczego, co jest z grilla i mnie by do głowy nie przyszło, żeby ruszta stawiać w miejscy publicznym.

Ostatnio coś nam władza na dziwne pomysły wpada coraz częściej…

Natomiast szalenie podoba mnie się akcja pt. Odkupimy Gorzów. Co prawda walka z psiarzami, którzy nie sprzątają po swoich pupilach trwa już dość długo, ale jak widać, stale musi być prowadzona. Bo ciągle są jacyś właściciele, którzy nie uznają za konieczne, aby sprzątnąć po swoim zwierzaku. A przecież czworonogi to nie tylko przywilej, to przede wszystkim obowiązki. I tak jak taki Burek czy Azorek ma prawo do pełnej miski, czystej wody oraz zabawy, to tak jego pan ma święty obowiązek po nim posprzątać. Dla mnie to jest jasne jak słońce i wszystko inne. I dobrze by było, żeby szybko to pokumali właśnie państwo od Burków i Azorków. Bo jednak przestrzeń publiczna jest strefą wspólną, o którą należy dbać. Tak, jak nie śmieci się na ulicach, tak powinno się sprzątać po czworonogach i już.

A teraz z kolejnego kątka. Bardzo mnie się podoba pyskówka między szefem Stali Gorzów a grupą radnych, którzy nagle doszli do wniosku, że chyba jednak nie chcą wejściówek na Grand Prix. Ja się zgadzam, że bilety wipowskie to jednak trochę duży pieniądz, ale z drugiej strony bycie radnym to nie tylko służba i obowiązki. To też przywilej. Piszę tak, bo ja mam bilet na GP od chyba stycznia, bo jako stara karneciara mogłam go sobie kupić za zniżkę i na swoje stałe miejsce.

Rzadko piszę, że radnym coś się należy, bo raczej się od nich wymaga, aniżeli chwali. Tajemnicą nie jest, że na różne miejskie konwentykle kulturalne radni w kompletach nie chodzą, nie wiem, jak jest ze sportowymi, bo z kolei na nie ja nie chodzę. Ale myślę jednak, że gdyby klub zaprosił radnych na GP i dał im inne, aniżeli wipowskie bilety, to jakiegoś wielkiego przestępstwa by nie było.

Inna rzecz, że prezes Stali powinien powściągnąć język, kiedy nawet krytykuje postępowanie radnych, bo zwyczajnie to nie przystoi. Choć z drugiej strony, jak przystoi wysokim politykom kłamać i oszukiwać oraz używać plugawego języka, to, czemu prezes Stali nie może używać języka ostrego?

No i z kolejnego kątka. W poniedziałek dzień wolny od pracy. Oficjalne jasełka z tej okazji odbędą się w niedzielę. Jak kto lubi, to przypominam tylko, że od 12.00 na placu Grunwaldzkim zaczynają się wojskowe obchody Dnia Wojska Polskiego. Znów się zjadą wojskowe samochody. Jakie to szczęście, że ja ich nie muszę oglądać.