Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jaropełka, Marii, Niny , 3 maja 2024

Myszki zjadły Stal, a kibice po drodze do miasta komentowali

2016-08-16, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Kiedy szłam na stadion, to serce rosło, kibice sobie nie wyobrażali innego scenariusza, aniżeli zwycięski. No cóż, życie napisało inny scenariusz.

Po drodze na Śląską zdarzyło mnie się przez przypadek przemiłe towarzystwo. Spotkałam byłą wiceszeryf miasteczka naszego. Tak sobie razem szłyśmy i rozmawiałyśmy, co u pani wiceszeryf słychać, co u mnie, oraz o tym, że dobrze by było, żebyśmy ten mecz jednak wygrali. To były miłe chwile. Inne miłe, to takie, że spotkałam znów swoich stadionowych znajomych, bo my karneciarze od lat siedzimy na tych samych miejscach i stąd się znamy. Okazało się zresztą, że jedni znajomi widzieli mnie w małej wsi pod naszą mieścinką, jak się z aparatem foto i mapą oraz w towarzystwie przemiłych regionalistów plątam w zachwycie dla miejsc i zabytków niekoniecznie odkrytych i znanych, a jest co znać, albo odkrywać.

A potem zaczął się mecz i to zupełnie nieźle dla nas, bo przewaga punktowa była całkiem, całkiem obiecująca. Ale im dalej w las, tym więcej drzew i już było coraz mniej różowo. Przewaga mała, aż się zrobiła całkiem malusia. Pierwszy bieg nominowany właściwie ustawił wynik. Można się było łudzić, ale to była złudna nadzieja.

Przegraliśmy.

Niewielką liczbą punktów, ale jednak. Moi znajomi stanęli w ciszy i zadumie. Podobnie jak i ja. Nikomu się nie chciało nawet gwizdać na Myszki, które świętowały sukces, choć inni gwizdali i to bardzo mocno. O pyskówkach w trakcie meczu nie piszę, bo to już pewien standard jest, choć wolałbym bardzo, żeby Klub Kibiców nie skandował hasełek w stylu „Stal jedziecie z k…”, bo na stadionie bywa jednak sporo małych i trochę większych dzieciaków.

Kolejny raz wracaliśmy w ciszy, choć nie ze łzami w oczach ze Śląskiej. I ciekawe było, co mówili kibice. A mówili między innymi tak:

- Tato, no fajnie było, tylko dlaczego ci ludzie tak okropnie przeklinali. Sam mi w kółko powtarzasz, że nie wolno tak mówić – mała dziewczynka do swojego ojca.

- No ten Cieślak (o trenerze Falubazu Marku Cieślaku) to ma zawsze jakiegoś asa w rękawie, no i znów mu się udało… (i tu obowiązkowa w takich przypadkach k…).

- No k…, zobacz, ten Falubaz to żadna gwiazdorska drużyna jest i znów ma sukces. U nas gwiazdy są i co, i przegrały na własnym torze. A w odpowiedzi ta osoba usłyszała – U nas gwiazdy to nic, Leszno to gwiazdorska stajnia, taki klub, i co, i mają jeszcze gorzej. Mój komentarz – Fakt, mają jeszcze gorzej (komentarz w myśli wypowiedziany naturalnie, nie głośno).

- Tato, na następny mecz to ja chcę mieć szalik do machania i taką żółtą koszulkę. Bo pójdziemy na mecz, prawda? Tato, pójdziemy? W odpowiedzi mały kibic usłyszał jakieś mocno niepozbierane chrząknięcia i mamrotania.

- No i może trzeba pomyśleć o tym, żeby zamiast na żużel, na którym dostać można zawału serca, trzeba zacząć chodzić na przykład na szachy. Spokojna gra… W odpowiedzi było – Oszalałeś, prawda, oszalałeś. Jak nie iść na żużel… Nawet nie gadaj takich głupot.

- U nich jechało trzech zawodników i masz, znów się im udało.

- Jak zobaczyłem ten beton (chodzi o tor), to wiedziałem, że nic z tego nie będzie… No i masz, nie ma. Przeciwko swoim tor przygotowali…. Szlag.

- W nowym sezonie Nicki Pedersen będzie znów do wzięcia. Może trzeba go wziąć. I szybka riposta towarzysza drogi – Zapomnij, Nicki już tu był i było gorzej, niż kto by pomyślał (Ja się zgadzam z tym sądem).

Komentarzy wysoce obelżywych dla zawodników zarówno Stali, jak i Falubazu oraz obu trenerów nie cytuję, bo nawet mnie, obytej z wszelaką polszczyzną, uszy zwyczajnie się zwijały do środka. No cóż, taka poetyka kibicowskiego języka przy okazji tak głupio jednak przegranego meczu i to w dodatku u siebie oraz taką małą różnicą punktów, kiedy początki były naprawdę obiecujące.

W każdym razie, Myszki pożarły po naprawdę fascynującym meczu Stal, ale jeszcze nie wiadomo, na którym miejscu zakończymy rundę zasadniczą. Przed nami faza play off i walka o podium. Ja tam w moją Stal wierzę i mocno trzymam kciuki. I wierzę, że na pudle się znajdziemy. Chciałoby się na najwyższym, ale jak ze srebrem skończymy, też będę zadowolona. Nawet jak z brązem, też będę zadowolona i będę gratulować.

Pamiętam ze swego kibicowskiego życia takie momenty, kiedy Stal nie jeździła w najwyższej polskiej lidze. Na stadion wówczas przychodziła na mecze garstka kibiców, może dwa, może trzy tysiące. Wśród nich byli także moi znajomi z karnetowych miejsc oraz i ja. (Ja świadomie opuściłam tylko jeden sezon na stadionie, ale wówczas siedziałam przylepiona do telepatrzydła i też się wydzierałam, to już było w czasach najwyższej ligi). Byliśmy. Tak samo będziemy i teraz.

Ja tam się zawsze cieszę, kiedy jest dobre widowisko sportowe, a tym razem było. Było bowiem trochę mijanek, było trochę pościgów i mieszania się na torze. Nie było wypadków, nikt nie ucierpiał. Maszyna startowa działała bez zarzutu. Goście jakoś nie wydziwiali nad torem, ani nie stosowali innych sztuczek, a potrafią, bo byliśmy kilka przynajmniej razy świadkami takich umiejętności. Zawody toczyły się wartko, bez przerw.

Mecz został odjechany w rekordowym czasie. A że tym razem porażka. No cóż, trudno, taki jest sport. Trzeba trzymać kciuki za kolejne potyczki. I tylko się cieszyć, że jednak Stalowcy są dobrą drużyną, która jednak stanie na pudle. Ja w to wierzę, jak zresztą w tamtych ciężkich czasach, kiedy na stadionie było nas niewielu kibiców, a jednak Stal wyszła z zapaści.

No i że powtórzę, bardzo proszę Klub Kibica, żeby jednak w oficjalnych śpiewkach nie używał wysoce obraźliwych słów. Bo przecież żużel to jednak rodzinny sport. A po co narażać ojców małoletnich kibiców na karkołomne tłumaczenia, dlaczego jednak takiego języka nie można stosować, no po co.

I miało być jeszcze o czymś innym, ale nie będzie, bo i tak za dużo o Stali napisałam. Dodam tylko jeszcze jedno słówko. Jako że ja tu nabyta jestem, a rzeczywistość moja wcale nie wygląda różowo, to jeśli będę musiała się z miasta ewakuować, mecze Stali na Śląskiej będą tym, do czego będę tęsknić. W końcu 20 i trochę lat latania na stadion to jednak jest jakaś historia. Moja prywatna z emocjami różnymi. Ale co tam, jest Internet. Będę się wydzierała przed komputerem, jak teraz czasami to robię, kiedy oglądam różne sportowe wydarzenia, jak choćby mistrzostwo świata i olimpijski rekord Anity Włodarczyk.

Ps. Z innego kątka. No i zobaczcie, jaka znowu ładna koincydencja cyfr w dacie dziennej nam się przydarzyła… 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x