Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Longiny, Toli, Zygmunta , 2 maja 2024

Zniknęło coś paskudnego, chyba jednak zabytek

2016-08-06, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Magistrat wyburzył krzywy murek wiodący do siedziby władz miasta od strony ul. Zbigniewa Herberta, bywszej ul. Małgorzaty Fornalskiej. Mnie się wydawało, że to brzydkie coś. A tu się okazuje, zabytek.

Jednak nie znam się na tym mieście, w którym mieszkam i chyba jednak sporo racji mają ci, co odmawiają mi prawa pisania o nim. Bo ucieszyłam się zwyczajnie, że zniknął krzywy i dość paskudnawy murek od strony ul. Herberta wiodący do magistratu. Ceglana, mocno przekrzywiona ściana tylko irytowała. Zresztą wielu ludzi, w tym rodowitych gorzowian, pisało i mówiło, że trzeba się tego nieciekawego murku pozbyć.

Magistrat w końcu ten ostaniec wyburzył, ja się ucieszyłam, a tu się okazuje, że to była bardzo ważna ściana, zabytek, pozostałości wspaniałości miasta, no jednym słowem, coś, co świadkiem historii Landsbergu było.

No i ja nie rozumiem. Bo z jednej strony walczymy, pewien prominentny adwokat, a wraz nim i media wszelakie, z paskudztwami w mieście. W tym i z takimi murkami. Z drugiej trzęsiemy się nad takimi właśnie murkami, bo one zabytkowe są. I larum się dzieje i olaboga wszelaka. Bo murek zniknął. Ja jestem ostatnią osobą, która by się radowała zniknięciem zabytku. Ostatnią. Ale nic mnie nie wiadomo, że ów słynny już dziś, a nieistniejący murek byłby zabytkiem. Lub też miałby nim być. Nikt nigdy się nad nim nie pochylił, mówiąc nowym językiem. Nigdzie też w żadnym kompendium wiedzy o mieście nie przeczytałam, że to jakiś ostaniec historyczny jest. A trochę o mieście przeczytałam. Co więcej, jak się przyjrzeć, to ów murek stał w historycznym centrum opasanym prze mury obronne, których od dawna już nie ma, ale które symbolicznie wyznaczają poprzez siatkę ulic jądro miasta. I był czymś nowym.

Jak już wcześniej powiedziałam, jestem ostatnią osobą, która cieszyłaby się z tego, że coś historycznego znika. Ale chyba żal za kawałkiem krzywej i rzeczywiście walącej się ściany, która ma raczej nowoczesną proweniencję jest chybiony.

Tak naprawdę płakać należy nad kilkoma willami po dawnych fabrykantach. Tylko przypomnę, willa Jaehnego przy ul. Kosynierów Gdyńskich, willa, Zawarciański Zameczek Herrmanna Pauckscha przy Wale Okrężnym. Do tego dołożę też budynek przy Bulwarze Wschodnim, czyli dawną siedzibę LOK. No i jeszcze przypomnę, że Czerwony Spichlerz też czeka na lepszy los oraz kamienica przy Łokietka 17, jak i pyszna cały czas kamienica na zbiegu ulic 30 Stycznia i Dąbrowskiego.

Tak się bowiem dzieje, że krzywe murki nikną z powierzchni kulturowej. Murki, które tak naprawdę nic nie znaczą. A tylko są świadectwem tego, że o nie nikt nie zadbał. Tuż  obok tego murku stoi stary ratusz. I też się wali. Niknie nam przepiękna budowla z cudem, jakim jest sala obrad Rady Miasta, coś niebywałego w modernistycznym stroju. Tam też znajduje się przepiękna mozaika herbowa miasta. Tak, tak, tam jest ten herb miasta, którym w różnych wydawnictwach miasto się szczyci. I też niknie. Nikt się tym nie przejmuje, bo tego nie widać. Natomiast krzywym murkiem przejęli się wszyscy. Murkiem, że powtórzę, o którym nie wiadomo za bardzo nic, poza tym, że krzywy i walący się był.

Dbajmy o miasto, dbajmy bardzo, ale z rozsądną perspektywą. Mówię to ja, od której gdyby zależało, to dziś telepalibyśmy się dorożkami po kocich łbach a świat wieczorami oglądalibyśmy dzięki gazowym latarniom.

Jak już się trząść i płakać, to naprawdę nad innymi, naprawdę ważnymi obiektami. Nie nad jednym krzywym murkiem.

A jeśli moja egzegeza jest nietrafna to rzeczywiście nie powinnam o tym mieście pisać. Czekam na głosy. Pisać można na adres redakcyjny, albo na mój na FB. Czekam.

A teraz słówko o gorzowskich kierowcach. Jak pięknie jakiś czas temu pisało mnie się o kulturze jeżdżących. O tym, że widzą spieszonych. O tym, że respektują prawa pieszych. Do wczoraj tak pisałam. Wczoraj szłam do teatru. Osterwa ma tak, że się do niego idzie Teatralną. Moment okropny jest w przypadku deszczu tuż przy skrzyżowaniu ze Szkolną. Wąziutki chodnik, studzienka, która nie odbiera deszczu i ruch uliczny, bo miasto rozkopane jest. Stałam tam długą chwilkę, chciałam przejść w miarę sucha. No i się nie udało. Jakiś pan kierowca przejechał ulicą tak, że fontanna wody spod szybko jadącego samochodu sprawiła, że stałam się mokrą panną. A przecież nie dużo trzeba. Nie dużo. Tylko zwolnić, przejechać miejskimi ulicami wolniej, zwłaszcza tam. Nie udało się i dlatego na ważną i sensowną rozmowę przyszłam mokra i wściekła. To, że wściekła, to inna rzecz. Wściekłość się gdzieś chowa. Byłam mokra, wyglądałam źle.

Panu kierowcy, który sprawił, że czułam się źle, życzę tego samego, żeby też kiedyś w podobny sposób poczuł się źle. A jako, że ja generalnie źle nikomu nie życzę, też temu panu tego nie życzę. Jak tego pana złe doświadczy, może zrozumie. Oby.

Buty się suszą. Koszulka także oraz spodnie. Odrobina wody nikomu nie zawadzi. Ale czemu taka brudna i ulicy?

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x