2012-08-01, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Kilkanaście dni temu niedaleko mego domu, przy ul. 30 Stycznia otwarła się kolejna Biedronka w mieście. Tym razem w eleganckiej plombie, która wpisuje się w okolicę. Cóż, trudno się dziwić, wszak Nowe Miasto to historyczny obszar wpisany do rejestru zabytków.
I od chwili otwarcia Biedronka przeżywa oblężenie kupujących. No cóż, ja też tam robię zakupy, bo blisko, czysto, tanio, duży wybór różnych rzeczy. Wszak to pierwszy, w miarę tani sklep w okolicy. Najbliższe to markety przy Starym Rynku, Matejki, czy Mickiewicza.
I od samego początku działalności Biedronki obserwuję jak rozpaczliwie o życie walczą właściciele okolicznych sklepików, zieleniaków i malutkich spożywczaków. Pojawiły się przed nimi nowe półki, sklepikarze zwiększyli asortyment, (wiem, bo zwykle u nich kupuję zieleninę, od której jestem uzależniona, więc często), a co dla nich najtragiczniejsze, dramatycznie zwiększyli czas pracy.
Do tej pory, owszem, sklepiki czynne były w soboty i niedziele, ale w jakichś rozsądnych godzinach. Od czasu otwarcia Biedronki ci ludzie pracują niemal na okrągło. No bo konkurencja sieciowa jest bardzo silna. Blisko Żabka, Nasza Chata i kolejna Żabka, czyli też sieciówki, ale trochę droższe. A tu teraz Biedronka, dyskont, który znacznie podniósł standard sprzedaży w takich sieciówkach.
No i pojawiły się dylematy, z jednej strony lojalność wobec sklepikarzy, u których się kupowało różne rzeczy od lat, z drugiej pociągający urok wyboru i niskich cen. Do tego jeszcze dochodzi zwykłe współczucie dla żal ludzi, którzy muszą naprawdę ciężko się napracować, aby żyć. No i w końcu jest też pewna uraza do radnych, że jednak pozwalają na to, aby dyskonty się rozprzestrzeniały niczym swego rodzaju ośmiornice. Najeździłam się swego czasu po północnej, zwłaszcza, Europie, w tym roku byłam na południu i tam jakoś nie ma dyskontów, w każdym razie nie w takiej liczbie i z takim natężeniem jak u nas. Może przy podejmowaniu zgodny na kolejne sklep wielkopowierzchniowe, czy też, jak w przypadku „mojej” Biedronki, średniopowierzchniowe, należy popatrzeć na zwykłych ludzi, tych, co mają malutkie sklepy i jakoś sobie radzą, a w każdym razie do tej pory radzili. Bo w dzisiejszych czasach to sztuka nie lada stawić czoła takiemu Tesco czy Kauflandowi.
Jakoś ten czas tak zaiwania, że znów kolejne święta, czyli wolny czas, znów można się gdzieś wybrać, co ja oczywiście uczynię.