Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Już nie porozmawiam z Szakalem

2012-08-03, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

 Kiedy w czwartek późnym popołudniem usłyszałam, że nie żyje Tomasz Szukalski, zwany w środowisku Szakalem, pomyślałam sobie – Nie udało się, już z nim nie porozmawiam. Otóż Szakal, jeden z najgenialniejszych polskich saksofonistów jazzowych, był dość mocno i w szczególny sposób związany z Jazz Clubem Pod Filarami. Lubił przyjeżdżać do miasta nad Wartą, odpowiadała mu atmosfera w klubie zarówno ta klubowa, muzyczna, jak i po koncertach ta towarzyska. Siadał sobie z fajeczka, jak jeszcze można było palić, sączył jakiegoś drinka i po prostu gadał z fanami. Ale od dziennikarzy się oganiał, jak od much. Wiele razy podchodziłam do niego z prośbą o rozmowę i za każdym razem słyszałam – Może następnym razem. I to była taka swoista gra dziennikarki, ale jednocześnie fanki wpatrzonej w mistrza.

Szakal miał też olbrzymie poczucie humor. Za każdym razem wpisywał się do klubowej księgi pamiątkowej i w taki sposób prowadził swoisty żartobliwy dialog z innym wielkim polskiego jazzu - Janem Ptaszynem Wróblewskim. Panowie fajnie sobie przez księgę dogadywali, ale lata płynęły, a im na naszej scenie razem zagrać się nie udało.

Aż nadeszła pamiętna Pomorska Jesień Jazzowa, dziś Gorzów Jazz Celebration. Wtedy koncert odbywał się w Teatrze Osterwy (nota bene jaka szkoda, że teraz wielkie koncerty Dziekański przeniósł do technicznej i bezosobowej sali Filharmonii Gorzowskiej, gdzie nie można sobie usiąść na schodach, a o wejściu na schodki pod sceną próżno marzyć. Takie szczegóły zupełnie nie przeszkadzały dyrektorowi teatru Janowi Tomaszewiczowi, który nawet sam upychał co młodszych fanów po kątach, tylko po to, aby jak najwięcej fanów mogło posłuchać dobrej muzyki). Na plakacie awizowany był właśnie Szakal i oczywiście jacyś inni muzycy też.

Pamiętam, że przyszłam do teatru, a tu Dziekański mówi, że Ptak przyjechał. Ptak, czyli Jan Ptaszyn Wróblewski. Na co ja, jakim cudem? Dziekański z prostotą – No jechał z koncertów w Berlinie, po drodze mu było, pomyślał, że machnie jakiś jamik w klubie (bo też tu lubi bywać). Nawet nie wiedział, że właśnie jest Pomorska.

No i potem zdarzył się cud. Obaj panowie – Szakal na saksofonie tenorowym i Ptak na basowym wyszli do bonusowego seta i zagrali taki duet, że na samo wspomnienie do dziś ciarki mi chodzą po grzbiecie. Pamiętam te muzykę w najdrobniejszych dźwiękach i choć minęło chyba z dziesięć lat, cały czas żałuję, że nikt tego nie nagrał. I kolejny raz po koncercie usłyszałam – Może innym razem.

Nie udało się.

Szakal, nich cię do jazzowego nieba zaprowadzi Louis Armstrong, usiądź obok Milesa i Krzysia Komedy i zagrajcie taką muzykę, żebyśmy my ją tu na ziemi usłyszeli.

I może kiedyś tam, gdzieś powiesz – No to siadaj, porozmawiamy.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x