2012-09-25, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Zaczyna się kolejny sezon spotkań z artystami. I dobrze, bo to fajnie urozmaica ofertę. Tym bardziej jest to interesujące, że moderatorzy wyłuskują co ciekawszych lokalnych i około lokalnych twórców. Już dziś w Zapiecku w ZUO, który od lat prowadzi Barbara Schoreder, zagości znany i znakomity gorzowski fotograf Sławomir Sajkowski. Tym razem spotkanie ma tytuł „Namaste Nepal”, co na ludzki język rodzimy tłumaczy się „Bądź pozdrowiony lub też witaj Nepalu”. Jednym słowem Sławek – mam prawo tak pisać, bo znam go około 100 lat – będzie opowiadał o swoje wyprawie do Nepalu i trekkingu wokół Annapurny (8091 m n.p.m.) Czyli nie dość, że wdrapał się na około 5 tys. m n.p.m, plątał się wokół tej góry, choroby wysokościowej na szczęście nie dostał, to jeszcze zrobił kupę fantastycznych zdjęć, a co więcej, potrafi o nich zajmująco opowiadać. Nepal, po Boliwii, Peru i Ekwadorze, to kolejny egzotyczny kraj, do którego dotarł. Tym razem znalazł się w Górach Najwyższych. Annapurna ma zresztą bardzo specyficzne znaczenie dla polskiego środowiska himalaistycznego. Tak się bowiem skład, że pierwszego wejścia zimowego dokonali na nią nie kto inny, a Polacy. 3 lutego 1987 na jej wierzchołku stanęli Artur Hajzer i sam mistrz Jerzy Kukuczka. Poza tym góra uznawana jest za wredną, no może nie tak, jak słynna maszyna do zabijania himalaistów – K2 – ale jednak. Niech o jej niekoniecznie dobrej sławie świadczy choćby i to, że jak do tej pory odbyły się na nią tylko cztery polskie wyprawy, w tym ostatnia w 2010 r. Wtedy na jej szczycie stanęła gwiazda współczesnego himalaizmu kobiecego, Polka Kinga Baranowska oraz Piotr Pustelnik, też wielka gwiazda wspinaczki w Górach Najwyższych.
Tylko dla porządku domu przypomnę, że w Gorzowie także mieszkali zdobywcy ośmiotysięczników. Mam na myśli Tadeusza Kudelskiego, który zaginął podczas zejścia z Mount Everest, wyprawą wówczas kierował Ryszard Pawłowski. Pisze się zaginął, bo ciała nie znaleziono. W naszym mieście mieszkała też Sylwia Bukowicka, która w 2003 r. wspięła na się na dwa ośmiotysięczniki Gasherbrum II i Cho Oyu. Poza tym udane wyprawy w Góry Najwyższe, choć może nie na ekstrema, zaliczają także członkowie Speleoklubu Gawra. Kto chce wiedzieć, jak tam w krainie lodu jest, powinien się wybrać do ZUO.
Natomiast jutro w Muzeum Lubuskim im. Jana Dekerta pierwsze w sezonie spotkanie z artystą-plastykiem. Otwiera je Iwona Markowicz-Winiecka, ciekawa malarka, która przechodziła i stale przechodzi różne fazy twórczości. Na równi fascynują ją człowiek, jak i szeroko pojęta mistyka i metafizyka. Czym się obecnie artystka zajmuje, można się było przekonać podczas wystawy pokoleniowej w bibliotece wojewódzkiej w tym roku wiosną.
Iwona nie tylko fascynująco opowiada o malarstwie, potrafi także równie zajmująco mówić o filozofii czy metafizyce. To może być naprawdę fascynujący wieczór.
No tak, i kolejny raz nieudało mnie się napisać o tej pięknej czerwonej vespie, co od niedawna parkuje na mojej ulicy. Kolejny raz bowiem zwyciężyły sprawy ważniejsze.
Jakoś ten czas tak zaiwania, że znów kolejne święta, czyli wolny czas, znów można się gdzieś wybrać, co ja oczywiście uczynię.