Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Nigdzie się nie plątać

2012-10-24, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Na samym początku drobne zastrzeżenie – proszę nie brać tego tekstu, felietonu czy komentarza w sposób ironiczny czy prześmiewczy. Bo dziś jest bez przekąsu, czy próby dopieczenia komukolwiek.
Otóż dostało mnie się wczoraj od kilku osób, w tym od takich, których lubię, cenię i szanuję ich zdanie, liczę się z ich poglądami.
Chodzi mnie o wczorajszy tekst poświęcony panu Zdzisławowi Morawskiemu. W zapędzie polemicznym zagubiłam bowiem jedną myśl. Jestem bardzo wdzięczna bibliotece wojewódzkiej (mojej ulubionej po Jazz Clubie instytucji, która jak rzadko pomaga czytającym. Mnie, dla przykładu, przez całą ubiegłą zimę i cały czas teraz), że tak naprawdę urządzając wieczór wspomnień poświęcony pamięci Zdzisława Morawskiego, zadbała o jego pamięć. Bo mogłoby być nic. To dobrze, że książnica w miarę swoich możliwości robi takie spotkanie - dla zainteresowanych dziś o 17.00. Jednak bibliotekarze pamiętają i wiedzą.
Może źle się stało, że akurat o tej rocznicy zaczęliśmy rozmawiać zbyt późno. Bo ja jednak cały czas twierdzę, że akurat panu Morawskiemu należała się konferencja, która w bardzo szerokim spektrum pokazałaby dziś, ze współczesnej perspektywy, tamte czasy i jego osobę wówczas, i dziś. I co tak naprawdę zostało z jego spuścizny. Bo nadal trwam przy swoim, że wiersze, a przynajmniej ich część, się bronią, natomiast cała reszta niekoniecznie, a proza zupełnie nie. Nie ma konferencji, jest wieczór. OK., can be – jak w takich chwilach mawiają Amerykanie. Nie chcę wyrokować, bo gdzież mi do tego, kto tu był największym poetą, pisarzem, czy dramaturgiem. Wiem jedno, chciałbym, aby to ktoś, najlepiej spoza środowiska, ocenił i wystawił laurkę, lub też nie. Nie stało się, i mam tego świadomość. Boję się, że już kolejny raz taka okazja się nie trafi.
A teraz do innej literatury. Otóż w czwartek i bibliotece głównej PWSZ przy Chopina o 18.00 spotkanie z dr Gabrielą Balcerzak. Będą opowieści o pracy doktorskiej, która po latach i chwała Bogu, że w końcu, ujrzała światło dzienne. Pani doktor napisała bowiem o twórczości poetyckiej Emila Zegadłowicza, prawie zapomnianego dziś poety doby głównie 20-lecia międzywojennego. A przy okazji wydarzyło się trochę ciekawych historii, i tym właśnie będzie.(Zapomnianego poetę - niekoniecznie zapomnianego prozaika, bo Jego „Zmory” czy też „Motory” czasami na chwilę budzą znów niezdrowe emocji, kto lubi czytać, a nie sięgnął, namawiam, bo warto).
Ja wiem, że rzadko już dziś można spotkać miłośników „Kolędziołek” oraz innych wydumków poetyckich. Mnie uwiodła jedna fraza, że zacytuję:
„Jaka piękna kompanija
Wowro, Jezus i Maryja”.
Bo tak właśnie pisał twórca spod Wadowic. Piękna fraza, pięknie brzmi, piękna stylizowana polszczyzna. Tak tak, znów ulubiony konik. A że ja lubię ludowe, co też niektórzy wiedzą, więc trudno, żeby mnie się nie spodobało. A wiem to dzięki książce pani dr Balcerzak, bo na studiach polonistycznych w Poznaniu akurat tego poetę sobie podarowałam, ale jak widać, co komu pisane, to go nie minie. No i chwała bogom rozlicznym. Zapraszam, bo warto.
No a teraz o muzyce. Otóż już za dni zaledwie kilka koncert Torun Eriksen z Norwegii. Ja nie przepadam za wokalem w jazzie. No tak jakoś już z tym jest. Torun usłyszam dzięki Joannie, która sprawiła, że sięgnęłam po wokalistkę. No i w tym niemym zauroczeniu trwam do teraz. Zresztą chyba nawet napisałam jakiś pean pochwalny na jej cześć. Co o tyle dziwne, że moje wokalne gusta zatrzymały się na Robercie Flack, no pamiętacie tej od „Killig me softly…” No cóż, stara jestem, i tak mam. Ale Torun mnie urzekła. Tym, co od zawsze, odkąd świadomie słucham muzyki, prawdą, muzykalnością, barwą głosu, repertuarem. Dobrze się stało, że akurat w Polsce debiutuje u nas, w mieście nad Wartą, w moim ukochanym klubie, w jego placówce wysuniętej, czyli Teatrze Osterwy - mam nadzieję, że chociaż pan dyrektor Jan Tomaszewicz nie obrazi się za takie określenie. Bo ja tak postrzegam współpracę między instytucjami - brakuje ci miejsca gościu u ciebie, chodź do mnie. Upchniemy to towarzystwo, które lubi być upchnięte, a strażak na ten jeden raz oczy zamknie. I za chińskie, tybetańskie i inne bogi nie widzę innego lepszego miejsca - Teatr Osterwy ma klimat, schody, na których można usiąść, dyrektora, który, jak trzeba, to miejsce wyczaruje. Taki też jest ten Gorzów. Bo ma paru ludzi, którzy, nawet burząc pewien porządek, budują coś nowego. Coś fajnego, takiego, że długo się nie zapomina. Szkoda tylko, że paru urzędników ważnych i mniej ważnych, ale decyzyjnych, tego nie rozumie.
Ach, i na koniec miała być złośliwość. Nie będzie. Za to będzie podziękowanie dla garstki znajomych ze szlaku regionalnego, że są i zawsze spotkania z nimi powodują, że wierzę w ludzi.
Nawet jak kilka godzin wcześniej człowiek, czyli ja, zaliczy bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze szklanymi drzwiami i podbije sobie oko, co mnie się w ten feralny wtorek wydarzyło. Oko spuchło, wyglądam jak ze słynnej kampanii: „Bo zupa była za słona” i to jest kolejny motyw, żeby w najbliższym czasie się nigdzie nie plątać.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x