Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Ilony, Jerzego, Wojciecha , 23 kwietnia 2024

Zima, serenada i girlandka na Jagiełły

2012-12-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Napadało śniegu. Troszeczkę. Ale wystarczyło, żeby ludzi zaskoczyć. Całe szczęście, że nie zaskoczyło drogowców, przynajmniej na głównych drogach, bo były mokre i czarne. Co prawda tradycyjnie na mojej, skąd inąd szerokiej ulicy, od rana nie było ani pół piaskarki czy innego pojazdu z solanką, a chodniki tylko miejscami były odśnieżone, no ale to standard i nauczyłam się z tym żyć. A poza tym śnieg, nawet ta odrobineczka, przykrył to szare i mocno ostatnio zaniedbane miasto i jestem gotowa uwierzyć w słowa pani prof. Moniki Wolińskiej, nowej głównej dyrygentki Filharmonii Gorzowskiej, że zakochała się w mieście na siedmiu wzgórzach od pierwszego wejrzenia. Bo w inne rozwiązania jakoś trudno mi uwierzyć. A tak swoją drogą to honor i zaszczyt dla tej instytucji, że akurat ta osoba zechciała tutaj popracować. Jest jedną z niewielu kobiet-dyrygentek, która poprowadziła koncert w nowojorskiej Carnegie Hall. To jest jedna z najważniejszych sal koncertowych świata. Dostanie biletów na koncert – zresztą potwornie drogich – graniczy z cudem. To tak, jakby zaśpiewać czołowe partie operowe w weneckim teatrze La Fenice, mediolańskiej La Scali czy także nowojorskim Metropolitan Opera House.

I być może jej obecność zagwarantuje, że Filharmonia znów wróci do dobrego poziomu. Bo na razie zwekslowała w stronę przedziwnego domu kultury. No bo można tu obejrzeć popis dziecięcego zespołu (do którego kompletnie nic nie mam, bardzo lubię, program jest świetny i wzruszający, ale żeby aż zaraz w filharmonii?), także tu śpiewają popowe gwiazdy jak Krzysztof Krawczyk (nie lubię i nie cenię) czy Maciej Maleńczuk (lubię, ale płacić stówę za bilet na jego koncert, to ciężka przesada). A to wszytko wymieszane z „Dziadkiem do orzechów” Piotra Czajkowskiego (śliczne to zarówno od strony muzycznej, jak i samej fabuły. Lubię E.T.A. Hoffmanna po prostu) z popisami Bogusława Morki. No i zaprawione Serenadą Jesienną.
No właśnie, czepić się można choćby samej nazwy. Jesienna, a tu śnieg za oknem i mrozy, ale niech będzie, do kalendarzowej zimy jeszcze parę dni.

Mnie od początku tego akurat festiwalu razi niechlujność. W podejściu zarówno marketingowym, jak i wykonawczym. Wystarczy popatrzeć na sam plakat. Co to za maniera – F. Liszt, F. Chopin, A. Piazzola? Po pierwsze jest to niezgodne z polską normą językową, która wymaga podawania pełnych imion, po drugie oznacza brak szacunku do wielkich artystów. To niemieckie realia, nasi zachodni sąsiedzi tak robią, co moim zdaniem, dobrym zwyczajem nie jest. Nie wspomnę już o tym, że zjechały się inicjały z nazwiskami, bo to drobiazg doprawdy. No ale czegóż się spodziewać po Lubuskiej Cameracie, która jest organizatorem, a która w pamiętnym roku 2007 przygotowała program koncertów z podstawowymi błędami ortograficznymi. No cóż, taki style, (angielskie słówko jest użyte tutaj celowo, bo główny modus operandi Camerty podkreśla, że na stałe mieszka w Kanadzie. No tak, ale jakby tak prześledzić plany koncertowe tego stowarzyszenia, to na tę Kanadę coś mało czasu zostaje ).
Jeśli chodzi o wykonawstwo, to tylko raz w życiu w wykonaniu tychże artystów usłyszałam coś pięknego. Była to cudna „Aria na strunie G” Jana Sebastiana Bacha w katedrze gorzowskiej. Ale jak powiedział wówczas mój uczony w tych sprawach kolega – to nie muzyk tak zagrał, to instrument mu zagrał. (W tym miejscu pozdrowienia dla Marka). Bo to prawda, różnica temperatur pomiędzy zakrystią, a nawą główną kościoła sprawiały, że skrzypce zabrzmiały niebiańsko. I to by było na tyle. Bo ten sam organizator jakiś czas potem do tej samej katedry wprowadził „Kuplety Barinkaya” i parę innych mocno niestosownych dla miejsca szlagwortów. I to było ostatnie moje spotkanie z tą forma muzykowania. No ale cóż, jak widać jesteśmy skazani na Serenadę, ale żeby zaraz w Filharmonii? No bez przesady.
Ale jak widać miasto nad Wartą przesadę jednak lubi

 

P.S. A nad ul. Jagiełły zawisła pierwsza girlandka światełek świątecznych i jest tam ślicznie. Naprawdę. Będzie jeszcze piękniej, kiedy z Łokietka zginie straszna buda, zresztą mocno popaćkana spreyami. Oby jak najszybciej.
 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x