Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Gorzów jak Tokio

2012-12-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Tak, tak, nasze miasto zostało porównane do Tokio. A właściwie Jazz Club Pod Filarami do tokijskiego Cotton Club. A uczynił to Bernard Maseli, czołowy polski wibrafonista, od lat stale koncertujący w piwnicy przy ul. Jagiełły. Ale po kolei. Cotton Club w stolicy Japonii to Mekka współczesnych jazzmanów, coś na kształt nowojorskiej Metopolitan Opera House dla klasyków czy Opera La Fenice w Wenecji, tudzież La Scala w Mediolanie. Wystąpić w tych miejscach to tak, jak odebrać szlachecki tytuł z rąk królowej brytyjskiej Elżbiety II. No creme de la creme.

I właśnie dwa miesiące temu Bernard Maseli zagrał w Cotton Club w doborowym zresztą towarzystwie, bo z Ernestem Tibbsem, Deanem Brownem i Marvinem „Smitty” Smithem. A w miniony piątek wystąpił ze swoim triem w Jazz Clubie. I tu w pierwszych słowach do publiczności, powiedział, że według niego właśnie nasz klub można porównać do tokijskiego, taki sam profesjonalizm, takie samo świetne podejście do materii muzycznej, życzliwość dla muzyków, jednym słowem Wersal i Tokio w jednym. I zdziwiony był muzyk bardzo, że komuś po głowie chodzą dziwne pomysły pozbycia się tak rozpoznawalnego miejsca, wręcz już kultowej piwnicy, o której coraz głośniej daleko poza granicami kraju.

No cóż, ja tam zdziwiona nie jestem. Już nie. Tylko coraz bardziej mi żal, że w naszym mieście nie liczy się wiedza, marka, talent, doświadczenie, dorobek, tylko partykularne interesy i takież samo spojrzenie na to, co się dzieje. I nie mówię tego tylko w kontekście Jazz Clubu. Wystarczy popatrzeć na gorzowski sport, który kiedyś był marką, a dziś..., no cóż. Wystarczy popatrzeć na wygląd miasta, które kiedyś było ładne, a dziś..., no cóż. Wymieniać można zresztą długo. Ręce po prostu opadają, i to z szelestem.

No a teraz słówko o samym koncercie – no była fantastyczna fusionowa jazda, jakiej nikt się po skromnym trio nie spodziewał. Kto nie był, niech żałuje.
A teraz z innej mańki. Otóż dziś w Zespole Szkół nr 21 czyli przy Taczaka od 17.00 można się zanurzyć w świąteczne klimaty. Na kilka godzin szkoła zamieni się w stylową kawiarenkę, będą przysmaki i występy artystyczne. Pokaże się między innymi zespół Paradoks 21. A oni zawsze potrafią wymyślić coś oryginalnego. Zaprasza w imieniu szkoły pan Maciej Niklas i gwarantuje fantastyczną zabawę.

No i jeszcze coś. Tym razem nie będzie miło. Podesłał mi ktoś recenzję płyty, którą w  Gorzowie nagrała Soyoung Yoon z towarzyszeniem Gorzowskiej Filharmonii. Przypomnę tylko, laureatka poznańskiego konkursu skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego zachwyciła najpierw szanowne jury, a następnie olbrzymie rzesze melomanów, w tym mnie również. No i właśnie ona nagrała płytę z koncertami skrzypcowymi Jana Sibeliusa i Piotra Czajkowskiego. No i płytę tę zrecenzował Jacek Hawryluk, krytyk muzyczny zarówno „Gazety Wyborczej”, jak i II programu Polskiego Radia. No zjechał naszą orkiestrę bez pardonu. Napisał bowiem, że orkiestra akompaniuje, ale nie towarzyszy, gra, choć nie kreuje dźwięku. No i potem pyta retorycznie, czy laureatka I nagrody jednego z najpoważniejszych konkursów na świecie powinna nagrywać swój debiut z drugoligową orkiestrą? Smutne, bo już się przyzwyczailiśmy, że mamy supermega orkiestrę i supermega salę koncertową. Ale jak widać nawet i w tej materii rzeczywistość skrzeczy i to chyba dość mocno. Smutne.
Ja nie umiem nic o płycie powiedzieć, bo jej zwyczajnie nie słyszałam, ale Jackowi Hawrylukowi od lat ufam, nigdy jego oceny nie stały w sprzeczności z moimi prywatnymi, co się niestety bardzo często zdarza, jeśli chodzi o ocenę literatury przez Aleksandra Kaczorowskiego czy teatru przez Anetę Kyzioł. No i jeśli Hawryluk pisze o gorzowskich filharmonikach – drugoligowa orkiestra, to jest się czym przejmować.

P.S. A w niedzielę z Naszą Chatą poszyliśmy z leśniczówki Okno do Lip. I znów było fantastycznie, tylko trochę musieliśmy powalczyć o życie, bo ślisko było jak diabli. Ale daliśmy radę i deszcz nas złapał, jak już byliśmy w Kłodawie. I kolejne kilometry na liczniku się znalazły.

 

 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x