Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Sergiusza, Teofila, Zyty , 27 kwietnia 2024

Dziury, łatki i obietnice

2012-12-19, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No tak, znowu zaczyna się interwencyjny remont najbardziej zniszczonego fragmentu ul. Sikorskiego, czyli okolic Parku 111. Wypadałoby tylko przyklasnąć, podziękować władzom miasta nad Wartą za troskę o zdrowie i bezpieczeństwo mieszkańców. No po prostu się pozachwycać.
Tylko dlaczego mnie jakoś do zachwytu daleko, za to myślę o tym łataniu z irytacją? A z prostego powodu. Pamiętam, jak kilka lat temu, będzie trzy może, akurat ten kawałek Sikorskiego był ponoć solidnie remontowany, łącznie z wymianą czy też rzetelną naprawą torowiska. Prace trwały dość długo, patrzyłam na nie codziennie, bo akurat wówczas pracowałam tam po sąsiedzku. No i potem nie minęło pół roku, jak asfalt zaczął się formować w dziwne kształty, które nijak się miały do prostej, równej drogi.

Tegoroczne łatanie potrwa aż dwa dni. No i co z tego wyniknie? Ano jak zwykle. Na kilka miesięcy droga przybierze charakter miejskiej jezdni, a potem się zacznie znów odkształcać i formować w dziwne kształty, w niczym nieprzypominające zwykłej miejskiej ulicy. Ot, takie typowe gorzowskie naprawianie. Na chybcika, byle jak. Kolejny raz wydane bez sensu pieniądze, nawet jeśli niewielkie w skali miejskiego budżetu, to jednak żal.

Zresztą w naszym mieście prostych i niełatanych dróg ze świecą w ręku by szukać. Władza woli wydawać na wszystko inne, aniżeli na polepszanie jakości życia mieszkańców. Pamiętam, jak kilka lat temu jechałam z moim szwedzkim przyjacielem ul. Kostrzyńską w kierunku do Berlina. On się kilka razy upewniał, czy aby dobrze jedziemy, bo ta akurat ulica nie wygląda na taką, co by była wylotówką z Wielkiego i Pięknego Miasta Wojewódzkiego (jak niektórzy lubią myśleć o mieście na siedmiu wzgórzach – celowe zresztą powtórzenie) w kierunku do granicy. Długo nie mógł uwierzyć, że jednak dobrze jedziemy. Uwierzył, kiedy przekroczyliśmy granicę w Kostrzynie. Do dziś sytuacja się nie zmieniła. A mój szwedzki przyjaciel do dziś swoim szwedzkim i nie tylko znajomym opowiada, jak trwał w zadziwieniu nad stanem ul. Kostrzyńskiej. Fajna reklama dla miasta nad Wartą, prawda?

Takich różnych wyboistych i dziurawych traktów w mieście jest znacznie więcej. Gorzej, bo moja osobista ul. Armii Polskiej też zaczyna być dziwnie wyboista. Spod cienkiej warstewki asfaltu miejscami wyglądają jeszcze niemieckie kocie łby. I raczej nikt nie myśli o jej łataniu. Z jednej strony to dobrze, bo wszyscy wariaci szalejący na swych maszynach zaczną omijać moją ulicę ( jest takich kilku, niestety). A z drugiej niedobrze, bo jednak ulice powinny być gładkie i równe. No cóż, jak już gdzieś kiedyś napisałam, miasto na siedmiu wzgórzach ma różne priorytety.
A teraz będzie o obietnicach. Otóż szeryf miasta nad Wartą zapowiedział budowę nowego schroniska dla zwierząt. Dla tych, co nie wiedzą, obecne mieści się przy ul. Fabrycznej i naprawdę jest tam okropnie. Byłam tam wielokrotnie, czasem z paczką karmy. Biedne zwierzaki, choć ekipa schroniskowa robi wszystko, żeby im los polepszyć.

Szeryf chce, aby nowa ochronka dla zwierzaków mieściła się w okolicach ul. Bierzarina. Super, tylko że już zapowiedział, że budowa ruszy nieprędko. Jak dla mnie kolejna obietnica bez pokrycia. Bo zanim cokolwiek się zacznie w tej materii, może być różnie. W styczniu rusza proces przeciwko szeryfowi. Potem kończy mu się kadencja i jak sam zapowiedział, kandydować znów nie będzie. Wiem, jak straszliwie trudno przekonać Wysoką Radę w akurat w przypadku nowego schroniska. Radni zawsze jako koronny argument podają kwestię, że najpierw trzeba pomóc biednym ludziom, a na zwierzaki przyjdzie czas potem.
Tyle tylko, że już św. Franciszek twierdził, że o naszym człowieczeństwie świadczy nasz stosunek do braci mniejszych. I ja się wcale nie dziwię, że wolał prawić kazania ptakom a nie ludziom.

Gorzowskie schronisko wprawdzie do najgorszych na świecie jeszcze nie należy, ale też daleko mu do standardu europejskiego. Szkoda, że szeryf akurat w tej kwestii rzuca obietnice bez pokrycia. A swoją drogą, gdyby nie bezmyślność i zwykłe okrucieństwo ludzi, takie miejsca byłby niepotrzebne.
Tak, tak, zwykła głupota i okrucieństwo.

P.S. A w kwestii paskuda, co parkuje przy katedrze – objaśnił mnie znajomy, który jest bywałym w Europie człowiekiem, że nie różni się on wiele od Jarmarków Adwentowych w Niemczech. Tam, owszem, jakość podnoszą kramy z grzanym winem, lukrowanymi pieczonymi jabłkami i innymi łakociami, ale na to trzeba mieć trzosik euro, i to wcale niemały. Co i tak nie zmienia faktu, że gorzowski paskud jest siermiężny i raczej straszyć powinien gdzie indziej, a nie pod katedrą.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x