Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Od hejnału do karawany

2013-01-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Dokładnie tak ułożył się koncert Leszka Żądły w Jazz Clubie Pod Filarami. I moim zdaniem prezes Dziekański może sobie akurat to wydarzenie zapisać złotymi zgłoskami w historii klubu.

Sukcesem wielkim było już samo skuteczne zaproszenie akurat tego muzyka do Gorzowa. Ale fama klubu jest tak wielka, że problemów nie było. Koncert otworzył „Polonez krakowski”, który zaczynał się i kończył nutkami z... Hejnału Mariackiego. Potem była uczta dla uszu, bo Leszek Żądło zagrał kilkanaście kompozycji Johna Coltrane’a. Dla tych, co nie wiedzą, podpowiem tylko, że to wielki reformator jazzu, jeśli chodzi o saksofon, coś na kształt Milesa Davisa i trąbkę. Na koniec muzyk przygotował własną wariację na temat „Karawany” Duke’a Ellingtona. To taka melodia, którą wszyscy znają, choć niekoniecznie wiedzą, kto ją napisał i jaki nosi tytuł.

Jak dla mnie – koncert był wyśmienity. Posłuchałam sobie starego, dobrego mainstreamu wykonanego z dużą kulturą, bez napinki na wielki artyzm. Coś niebywałego, kiedy się pomyśli, ile Leszek Żądło ma lat. A wszak saksofon do najłatwiejszych instrumentów nie należy. Nawet mój przyjaciel Marek, który za jazzem w ogólności nie przepada, był zadowolony. A to już coś znaczy.

A teraz o czymś innym. Doniosły mi jaskółki, że na dorocznym koncercie sumującym rok pracy szeryfa miasta nad Wartą najpierw lały się tony lukru i wazeliny, tak że uczestnicy niemal się w tej papce utopili, a potem popłynęła wizja Wielkiego i Pięknego Miasta na Siedmiu Wzgórzach. Przeczytałam sobie potem te obietnice i znów naszła mnie konstatacje, że władza odrywa od rzeczywistości i zwyczajnie deprawuje.

No i właśnie, dziś ta władza staje kolejny raz przed sądem. No i jaskółki konsekwentnie stoją po dwóch stronach. Jedne ćwierkają, że będzie wyrok i szeryf straci gwiazdę, inne, że sprawa się rozlezie w szwach, bo zbyt wielu ludzi tam jest zaangażowanych. Pożyjemy, zobaczymy.

A na koniec o innym zachwycie, który mnie czeka jutro w klubie na Zapiecku mieszczącym się obecnie w ZUO. Barbara Schroeder zaprosiła Anatola Wierzchowskiego z chłopakami z teatru KOD z Dębna. Będą ludowe przyśpiewki i piosneczki wykonywane a capella. I to jak! Ekipa posiadła bowiem sztukę śpiewu białym głosem, ma w repertuarze śpiewanki z Ukrainy, Rosji, Białorusi, Hiszpanii, także romskie i łemkowskie.

Kiedy pierwszy raz ich usłyszałam, oniemiałam. Każdy, kto lubi ludowe, byłby zachwycony.

Pamiętam, kiedy poznałam Anatola, prowadził on wówczas słynny na cały kraj Teatr Siódemka. I zachwycał swoim spektaklami, wzruszał opowiadanymi historiami. I myślałam, że już mnie raczej niczym nie zaskoczy, a tu proszę, taka niespodzianka. Serdecznie polecam wszystkim, którzy mają fioła na punkcie dobrej muzyki i ludowego. Naprawdę warto.

 

P.S. A w deszczową niedzielę plątaliśmy się między Licheniem a Kolskiem, po drodze minęliśmy śliczne jeziorko, które się niebanalnie nazywa Jeziorko po prostu. No i w głowie trochę mnie się poukładało różnych zaplątanych ścieżek w jedną w miarę czytelną. No cóż, kolejny raz przyjdzie mi zrezygnować z pewnych znajomości. Taki widać life.

P.S. 2. A za kilka dni w piwnicy przy Jagiełły zagrają bracia Oleś. Ale o tym innym razem.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x