2013-01-31, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
To była najlepsza informacja dnia, jaką usłyszałam od dawna. Plastyk miejski zapowiada wojnę z paskudnymi reklamami. A jak pokazują wzorce innych miejscowości – jest to całkiem możliwe i wykonalne.
Mój guru, autor książki „Wrzask w przestrzeni” Piotr Sarzyński o Polsce pisze, że to jedna wielka pstrokata plama na mapie Europy i że podobnego wrzasku w przestrzeni szukać można tylko w dalekiej Azji. Gorzów jest tego wrzasku najlepszym przykładem. Reklamy, banery i inne dziwactwa zasłaniają często urokliwe detale architektoniczne.
No i plastyk miejska Iga Januszewska już pracuje nad propozycją uchwały, która uporządkuje ten wrzask. A że można to zrobić, właśnie przyjmując prawo lokalne, udowadnia casus Krakowa. W mieście smoka reklamy i inne nośniki to była prawdziwa lawina. Stołecznego miasta wcale nie było widać zza różnego rodzaju tablic, tabliczek i wszelakiego innego badziewia. A od kilku miesięcy jest tam zupełnie inaczej. Reklamy nadal są, tylko bardziej dyskretne, bardziej stylowe, umieszczone tak, aby faktycznie reklamowały, a nie zasłaniały.
Czyli jak się chce, to można. Trzymam za panią plastyk mocno kciuki i wierzę, że się uda.
A teraz z innego kątka. Spotkałam wczoraj dawno niewidzianego znajomego. Swego czasu był wysokim urzędnikiem miejskim, a mimo to bardzo fajnym człowiekiem. No i on wczoraj pokiwał ze smutkiem głową i powiedział mi, że żałuje, że ponad 40 lat temu przyjechał do Gorzowa. – To był i jest ciągle taki sam grajdół zarządzany przez klikę, co się tylko miesza ze sobą. Nie ma tu nic, a jak coś dobrego jest, to to zaraz trzeba utrącić, bo po co coś ma wystawać ponad przeciętną – mówił ze smutkiem. No i coś na rzeczy jest, bo jak zeszły śniegi, to wylazła cała szarzyzna miasta nad Wartą i Kłodawką, znów straszą dziurawe jezdnie, popękane chodniki zabrudzone psimi odchodami, liszajowate elewacje. Szkoda, bo kiedyś Landsberg był perełką Brandenburgii. A i tak przy okazji, urzędnikom przypomniało się, że park Wiosny Ludów ma 100 lat i pora urządzić mu urodziny. Zgadzam się w całej rozciągłości. Tylko najpierw trzeba zrobić mu porządną rewitalizację – „odkupić” alejki i trawniki, dosiać brakującą trawę, odmulić stawek, naprawić fontannę, wyrównać nawierzchnię alej i ścieżek, zadbać o drzewa, i tak dalej, i tak dalej. Jednym słowem przywrócić temu miejscu urodę. A skąd o tym wiem? Ano stąd, że jak się dobrze z okna wychylę, to widzę park. Poza tym nie chodzę przez niego, bo tam po prostu cuchnie, a wiosną i latem w każdej chwili grozi ptasia kupa na głowie, a alejki są zwyczajnie śliskie od ptasich odchodów. Tak wygląda owo najpiękniejsze zielone płuco miasta. Szkoda.
No i z kolejnego kątka. Ten młody chłopak, o którym pisałam, że chce studiować inżynierię dźwięku w Szkocji, został zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną już w marcu. Proszę, trzymajmy z niego kciuki, bo wart jest tego, żeby tam studiować. Tak niewielu jest takich ludzi, którym naprawdę coś się chce i od 15 roku życia odkładają każdą złotówkę na przyszłe studia za granicą.
P.S. A tak swoją drogą, to w jakim kraju żyjemy, że komornik w pełnym świetle prawa zajmuje najnowocześniejszy sprzęt ratujący życie? Ano w jakimś takim parchato-żałosnym, w którym politycy mówią językiem nienawiści, naukowcy udowadniają, że nie powinni nawet matury dostać. Liczyć można tylko na artystów, bo im się jeszcze jakoś coś chce.
O pewnym skarbie w tym mieście. Bo jak się okazuje, miasto ma skarby, o których zwyczajnie nie wie, lub też nie chce o nich wiedzieć. Albo nie słyszało, bo tylko żużel.