Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

Z perspektywy balkonów i nie tylko

2013-02-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No tak, jest takie polskie przysłowie – Uderz w stół, nożyce się odezwą. No i się odezwały – balkony się nazywają.

Już starożytni mawiali, że to co nienazwane, nie istnieje. No i po czorta było mi pisać o balkonach, które są utrapieniem dla mieszkańców, zwłaszcza starych kamienic. No bo nie wiadomo, czyje one tak do końca są – wspólnoty, czy tylko lokatorów, którzy żyją w mieszkaniach właśnie z tymi feralnymi balkonami. Zawsze jest ten problem, kiedy do remontu idą elewacje. Za każdym razem pojawia się pytanie, kto ma zapłacić za remont.

No i właśnie Administracja Domów Publicznych nr 3 ma akurat ma ten problem. I to chyba dość poważny, skoro od wczoraj wieczorem nie można przejść przy jednej z kamienic na mojej osobistej ulicy Armii Polskiej. Sprawa jest o tyle istotna, że rzeczywiście te balkony już od dość dawna wyglądają tak, jakby miały lada moment odlecieć. Znaczy się polecieć na chodnik, a nie do jakiegoś nieba. Wracałam wczoraj po pracy, w tej szarudze bardziej pasującej do późnej jesieni niż do środka zimy. Patrzę, a tu kawałki chodnika odgrodzone są czerwonymi taśmami. Na chodniku stał jakiś PAN i z zadumą gapił się na te nieszczęsne balkony. No to ja też stanęłam i się pogapiłam. I szczerze mówiąc trochę się przestraszyłam, bo ja tamtędy chodzę codziennie do pracy i cud Boski, że mnie nic na głowę do tej pory nie zleciało. Zresztą takich balkonów w całej dzielnicy Nowe Miasto, co to kiedyś była perełeczkę i wizytówką Landsbergu, jest całe mnósto. To właśnie ten kawałek miasta, z jego urokliwymi skwerkami nad Kłodawką, ślicznymi domami, zadbanym parkiem decydował, że mówiono o Landsbergu Perełeczka Barnadenburgii. Dziś to żałosny widok wołający o pomstę do nieba. No i trzeba koszmarnych pieniędzy, aby te kamienice do życia przywrócić, bo zarówno za Polski Ludowej, jak i Najjaśniejszej III Rzeczypospolitej (prawda, jak fajnie brzmi. To określenie zwłaszcza narodowców i innej prawicy – cóż z tego, że puste, bo za nim nic nie idzie) nic kompletnie, albo bardzo niewiele się tu robiło. Sytuację na chwilę uratowało podpacykowanie elewacji na części Szlaku Królewskiego – czytaj ul. Chrobrego i kilka domów przy Mieszka, ale po niedługim czasie okazało się, że materiały były kiepski, znów pojawili cię chuligani (mówiłam już, że to jedyne słowo, z którym mam problem w sensie ortograficznym? Mam wkodowany w mózg angielski oryginał i muszę sprawdzać w słownikach, jak się toto pisze) ze spreyami w rękach i znów śliczna dzielnica wygląda, jak wygląda.

No ale wracając do balkonów – coś z tym fantem zrobić trzeba i to szybko, bo co chwilę ADM będzie grodził kolejne kawałki chodników, tak że przyjdzie mi do domu chodzić środkiem ulic.

A teraz z perspektywy dziur. Współczuję wszystkim, którzy muszą jeździć samochodami po Wielkim i Pięknym Mieście Wojewódzkim. Różne rzeczy widziałam, ale takich kraterów choćby przy AWF czy w Alei Konstytucji 3 Maja już dawno nie. Gratulacje dla tych wszystkich, którzy kreują politykę miejską, naprawdę jest za co. Ponieważ boję się jeździć po Gorzowie czymkolwiek innym niż tramwajami, dlatego zdecydowanie częściej i więcej chodzę, No i cóż, chodniki też nie są dla ludzi. Takie miasto.

A teraz z innego kątka. Tym razem muzycznego. Otóż idą wielkie wydarzenia. Koncert Michała Wróblewskiego już tuż, tuż. Potem trzydniówka muzyczna w Filarach – będą piosenki o miłości, o muzyce i swobodne przeróbki, jak i wierne kopie The Beatles. To na wsparcie fantastycznej fundacji Ad Rem. W Filharmonii Festiwal Muzyki Współczesnej, jeszcze później w Filarach Forbidden Souls, no i w końcu Kenny Garrett. Bajka, sen prawie jak ten srebrny z pewnego dramatu. Tfu, wszak ja nie lubię romantyzmu. Ale dawno w mieście nad Wartą i Kłodawką nie było aż takiej lawiny dobrych muzycznych imprez. I tylko wypada się cieszyć. No i ja właśnie to robię.

 

P.S. A dziś rano na niebie widziałam Księżyc, wyglądał jak srebrny sierp na głęboko granatowym niebie i od razu pomyślałam, że muszę poczytać znów „Baśnie z tysiąca i jednej nocy”, ale te w wersji dla dzieci, bo dla dorosłych mnie się nie podobają.

P.S. 2 A tym, co lubią czytać, podrzucam tytuł „Miasto ryb” Natalki Babiny, dawno nie czytałam bardziej smakowitej prozy. Rzecz się dzieje na Białorusi, tuż przy granicy z Polską, a dokładnie naprzeciw Kostomłotów i Kodnia. Polecam. Jest w bibliotece wojewódzkiej, znaczy za chwilę będzie, bo na razie jest u mnie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x