Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

O książkach i pewnym hydrancie

2013-02-12, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Są rzeczy ważne, bardzo ważne i nieważne, ale bez których smutno się żyje. Do tych ostatnich zaliczam pewien hydrant, bo on jest dla mnie racjonalny, namacalny i zrozumiały. Bo decyzje pewnych urzędników kompletnie nie.

Najpierw od książek zacznę. Otóż tradycyjnie już w poniedziałkowe popołudnie poszłam sobie do biblioteki wojewódzkiej. Jakoś tak mam, że lubię sobie spokojnie posiedzieć w czytelni, przejrzeć gazety, wymienić książki. No i byłam świadkiem takiej oto sceny - przyszła młoda dziewczyna. Nie dość, że zwracała rzadką książkę, po czasie, to jeszcze mokrą. Tak, tak, mokrą, jakby wyciągnęła ją spod prysznica. Bibliotekarki stanowczo, acz uprzejmie odmówiły przyjęcia zniszczonego tomu. Dziewczę przekonywało, że to nie ona, ale wolumin był wilgotny, więc blado wypadał. Po chwili zniszczoną książkę zabrała i z protekcjonalnym uśmieszkiem na twarzy wyszła. Ma dwa wyjścia – albo odkupi, albo zapłaci za tom. I bardzo dobrze. A po chwili zaprzyjaźnione bibliotekarki pokazały mi więcej takich zniszczonych tomów – zalanych herbatą, kawą, wykąpanych w sosach różnych, z pozaginanymi rogami, popisane przez dzieci, z podartymi okładkami. Słowem, rozpacz. Dla mnie niszczenie książek to jedno w większych barbarzyństw współczesnych czasów. W takich razach widzę oczyma wyobraźni płonące stosy w Niemczech, na których naziści palili dzieła Manna, Kafki i innych wybitnych pisarzy. Może to za mocne porównanie, ale tak mam. Nie sądziłam, że we współczesnych czasach odbywają się jeszcze takie akty wandalizmu wobec zdobyczy intelektu ludzkiego. Jaskółki wczoraj tylko zaćwierkały – ot głupia ty jesteś, głupia. Chyba wiedziały, o czym szczebioczą.

A skoro przy książkach, to w kwietniu w wielce zasłużonym wydawnictwie Czarne Moniki Sznajderman i Andrzeja Stasiuka ukaże się książka Angeliki Kuźniak zatytułowana ... „Papusza”. Tak, tak, o wybitnej romskiej poetce, co to przez lata mieszkała w mieście nad Wartą i Kłodawką oraz Srebrną, zarabiała na życie, wróżąc w parku Wiosny Ludów, zostawiła po sobie ponad 30 przepięknych wierszy, a do Jerzego Ficowskiego mówiła – braciszku. Ja czekam z niecierpliwością, bo z króciutkiego opisu tej książki wynika, że może być to smakowita lektura, między innymi o rzeczach, o których powszechnie wiadomo, ale się o nich głośno nie mówi.

Czyli jednym słowem szykuje się nam rok Papuszy, bo wszak lada dzień do kin ma trafić film małżeństwa Krauzów o Papuszy właśnie z rewelacyjną rolą Jowity Budnik, zresztą jak zawsze, kiedy akurat ta aktorka pojawia się na ekranie (inna sprawa, że miasto na siedmiu wzgórzach w tym obrazie nie zafunkcjonuje, co mnie nieco dziwi, no ale cóż).

Fajnie, że o naszych Romach myślą inni, bo Wielkie i Piękne Stołeczne Miasto Gorzów fajnie brzmi - prawda?) nie. Gorzowscy Romowie bowiem w Roku Międzykulturowości nie dostaną od miasta ani złotóweńki na organizację choćby Romane Dyvesa czy innych swoich projektów. Najbardziej rozpoznawalna nacja, z najdłużej prowadzoną imprezą, znaną bardzo szeroko za granicami w tym roku nie zasłużyła na wsparcie. Powód – brak podpisów pod dokumentami. Ale przecież nie żyjemy w Nowym Jorku, czy Szanghaju, gdzie ludzie się nie znają. Gorzów to takie miasto, gdzie środowisko zna się wybornie. Urzędnicy powinni poprosić o uzupełnienie dokumentów. No cóż, sprawdza się czarny scenariusz, kiedy to pewna bardzo młoda urzędniczka pogroziła całkiem serio starym wyjadaczom, że jak choćby jedna rubryczka we wniosku nie zostanie wypełniona, to ona ten wniosek z przyczyn formalnych musi odrzucić. Takich bardzo ciekawych, a odrzuconych wniosków jest bardzo dużo. No cóż, i tak oto dożyliśmy do czasów, kiedy w kulturze liczą się nie wartości, przekaz, tradycja, a zwykły urzędniczy tryb. Dla mnie lista działań w kulturze na ten rok jest niezrozumiała kompletnie. Jak ktoś z państwa ją zrozumie, to proszę przez redakcję napisać swoje tłumaczenie.

A teraz o owym hydrancie. Otóż pojawił się on przy ul. Herberta, cały czerwony , jakby prosto z Nowego Jorku czy innego Nowego Orleanu i tylko czekał, aż najedzie na niego jakieś auto, jak w amerykańskim filmie akcji. Postałam przy nim pewną chwilkę, pocieszyłam oczy i z większą radością poszłam do swoich spraw. Niby mała rzecz, a cieszy. Bo choćby w dziedzinie pożarnictwa miasto na siedmiu wzgórzach normalnieje. Bo w innych kompletnie staje na głowie.

 

P.S. Już jutro w Filarach koncert Dawida Troczewskiego, genialnego młodego pianisty z Gorzowa, kolejnego po Przemku Raminiaku i Michale Wróblewskim. On gra zupełnie inną muzykę niż dwaj poprzednicy, ale na tyle atrakcyjną, że nie wolno koncertu przegapić.

P.S. 2 A jaskółki jednak szczebiotnęły, że miały rację, co do procesu szeryfa TJ. Będzie, ale nie wiadomo kiedy. I to jest szkoda dla miasta, które tkwi w pacie niemożności, w oczekiwaniu na rozwiązanie tego węzła gordyjskiego. Kto nie wie, co to jest, niech zajrzy do Kopalińskiego.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x