Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

No i był dziwny tydzień

2013-03-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Cały czas się dymiło, ciągle coś. Ale na szczęście są stałe punkty, które pozwalają mieć nadzieję, że w końcu nie będzie karnawału, tyko spokojne działanie. Oj, bogowie, dajcie.

To był niezwykły czas. Najpierw z dużym hukiem z pracą w MCK pożegnała się pani dyrektor. Odeszła, bo jak tłumaczyła jej zwierzchniczka, była już zmęczona całym tym zamieszaniem wokół instytucji, którą zawiadywała. No dobrze, była zmęczona, ale pytanie jest proste, ktoś tę zadymę sprokurował, ktoś za to odpowiada.

Potem pewna wysoko umocowana urzędniczka od kultury usłyszała od radnych, że nie, nie będzie żadnych dziwnych ruchów przy Jazz Clubie. Radni w swoim oświadczeniu powiedzieli pas. Koniec – nie będzie majstrowania przy czymś, co dobrze działa. Nie wolno utracić marki, która wyznacza pewną jakość, stanowi o tożsamości tego miasta bez wyrazu na siedmiu wzgórzach. No i chwała im za to, bo jakiś czas temu usłyszałam w pewnych kuluarach, że Wysoka Rada (tym razem bez przekąsu) i tak zagłosuje na to, co im urzędnicy pod nos podstawią – w postaci kwitków, uchwały, rozporządzenia, decyzji – jakkolwiek to zwać - o likwidacji. Dzięki za to.

Na koniec zadymiło w przypadku dyrektora Filharmonii Gorzowskiej. Szeryfowi TJ nie spodobał się sposób spełniania dyrekcji, stylu uprawianej władzy, która w jego oczach nie spełnia wyznaczonych mu zadań. OK, szeryf może, nie tak miało być, nie takimi ścieżkami. Ale po co taki raban robić? Może trzeba było troszkę bardziej dyplomatycznie, wziąć dyrekcję rzeczoną na rozmowę, podyskutować, nie wiem, potrząsnąć?

A dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że coś sztandar gorzowskiej kultury nie ma dobrej passy. Najpierw w dziwny sposób odszedł dyrektor Krzysztof Nowak, a za nim maestro Piotr Borkowski (nota bene był na wczorajszym koncercie, ciekawe, co myślał podczas pierwszej odsłony). Teraz zaledwie pół roku nowej dyrekcji i już dym?

Taki tydzień.

No i ukoronowaniem był koncert piątkowy. W pierwszej części przepiękny Koncert skrzypcowy A-dur opus 8 Mieczysława Karłowicza. Trudna muzyka, tym bardziej trudna, że jako solista zgrał ni mniej, ni więcej sam wielki Konstanty Andrzej Kulka. Maestro, jak nazwała go PANI wprowadzająca w koncert. Nie maestro, profesor, mag skrzypiec klasycznych, mistrz, do którego modlą się i wzdychają uczniowie i studenci. Ja miałam tę niezwykłą okazję, że słuchałam pana profesora po raz kolejny. Za każdym razem uwodzi i urzeka. Pamiętam, jak w zamierzchłych czasach, jeszcze w Poznaniu, też w mieście nad Wartą, grał wówczas dla nas w Filharmonii. Och tam zaraz, w Filharmonii, w naszej uniwersyteckiej auli. Do dziś zresztą tam Filharmonia Poznańska gra. Wtedy, jeszcze się wysłuchując, wiedziałam, że to coś niebywałego jest. I do dziś jest. Nawet z nietrybiącą  – w tym momencie – orkiestrą dawał radę. No cóż, w piątkowy wieczór w Gorzowie trochę się nie udało. Ale MISTRZ pokazał klasę. Zagrał i starał się być słyszalny. A potem na bis zagrał sam, jedną z partit skrzypcowych Jana Sebastiana Bacha i odjechałam w zachwyt, zauroczenie. Wstałam na oklaski, ja i moja przesympatyczna znajoma, i jeszcze jedna przesympatyczna znajoma. Dla MISTRZA. A tu teraz mała dygresja. Otóż za kilka dni, za cztery, MISTRZ obchodzi 66 urodziny. Zamiast małego bukieciku, należał się kosz kwiatów, obecność najważniejszych w tym mieście ludzi od kultury. I chóralne Sto Lat. Orkiestr by zgrała. My byśmy też zaśpiewali, nawet fałszując z lekka. Nikt by się nie obraził, nawet sam mistrz. Nie było. Szkoda.

Ale żalu do orkiestry nie mam za pierwszą część (do tak zwanych urzędników od kultury – jak najbardziej, mam). Tym bardziej, że jak orkiestra w drugiej części koncertu zgrała takiego evergeena klasyki, jakim jest „Symfonia z Nowego Świata” Anotnina Dvoraka, to z zachwytu aż tylko wzdychałam.

Słuchałam tej symfonii kilka razy, pamiętam zachwyt z poznańskiej auli Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Pamiętam, jak potem długo w nocy w akademiku gadaliśmy o muzyce. My, poloniści, fizycy, chemicy, matematycy i jeden filozof, w takiej oto kompanii poszliśmy na koncert – za studencką wejściówkę (nota bene – najfajniejsza ekipa do słuchania) i nikt z nas żadnego warsztatu nie miał do rozmów o muzyce. Ale to było coś, jedyne, niepowtarzalne, kiedy wylewały się mocje. Bo i chyba o emocje tu chodzi. Pamiętam, minął jakiś czas i słuchałam tej symfonii w Londynie. Też był pięknie, ale zabrakło emocji. Zabrakło tego czegoś, co w piątkowy wieczór usłyszałam w Gorzowskiej Filharmonii. Takie czasy.

P.S. No i wybieram się na kolejny koncert, klasyki znaczy, bo warto, bo i fantastyczni muzycy zagrają. Zauroczą mnie, jestem tego pewna.

P.S. 2. Gratuluję tym, których dostrzegło surowe oko kapituły Wawrzynu Literackiego – najważniejszej nagrody literackiej Lubuskiego, zwłaszcza Markowi Piechockiemu i Zbigniewowi Czrnuchowi – trudna to ścieżka literacka, w przypadku pierwszym i historioznawcza w przypadku drugim. Zwyczajnie, zazdraszczam.

P.S. 3 Pomodliłam się do wszystkich znajomych mi bogów, w tym do dżina z lampy Alladyna też, żebyśmy w końcu mieli spokojne tygodnie. Zwłaszcza w kulturze, bo materia to krucha jest i niech taką pozostanie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x