Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marka, Wiktoryny, Zenona , 29 marca 2024

No i smutków ciąg dalszy

2013-04-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Wystarczyło wyjechać na kilka dni z miasta nad Wartą, Kłodawką i Srebrną, aby smutki wróciły. I to z dużą mocą. A tak być nie powinno. Zwłaszcza w takim mieście jak nasze. Nie powinno.

A konkretnie mnie chodzi o ulicę Walczaka. A jeszcze dokładniej o ten fragment, gdzie są ruiny po byłym browarze (nie chcę kłamać a nie pamiętam, być może winiarnia to była, ale chyba jednak browar). Otóż jechałam w niedzielę rano tamtędy i zobaczyłam, że ktoś lub też coś rozbiera mur. Jeśli ktoś, to w jakimś celu. Jeśli coś, to znaczy, że się samo wali. Jednym słowem, umiera nam kolejny kawałek starego Landsbergu. Miejsce, o które należałoby zadbać.

Ja wiem i rozumiem, że nie da się o wszystko, o każdy kawałek bruku, każdą kamieniczkę. Wiem, że miasto próbowało ożywić to miejsce, nawet dość mocno próbowało. Skoro się nie udało, to trzeba wymyślić plan rezerwowy. Jaskółki siedzą mi rzędem na krześle, gapią się i kręcą dziobami (tym razem nie związane w kokardkę, bo zauroczone Borodinem) i szczebioczą, że może trzeba byłoby mury rozebrać, wejście do tych katakumb zamknąć solidną kratą a resztę uporządkować. Tak, aby tam powstał skwerek. A zwiedzający mieliby tajemnicę do rozwikłania. I tę tajemnicę można by ogrywać. W różny sposób. Bajki różne pisać można. Legendy landsberskie mnożyć (Robert Piotrowski nie wybaczy takiej herezji, no ale cóż, tylko tak można ocalić to miejsce, bo jakżeby inaczej). Szkoda tego miejsca, bo w pięknym fragmencie miasta położone jest.

A skoro przy bajkach jestem, no cóż, pora przyszła, aby do bajek się przyznać (jaskółki szczebioczą – nie, nie przyznawaj się, jeszcze nie czas. No i tym razem ja strzelam focha i mówię – pora jak najbardziej, najlepsza). Otóż lat temu kilka wymyśliłam parę legend, nie, bajek gorzowskich. I jakiś czas temu zobaczyłam moją bajkę podawaną jako najprawdziwszą legendę, czyli czas święty, coś na kształt mitu przekazywany. No i dobrze, skoro nie ma tradycji, niech będzie opowieść a la Ochwat. (Jaskółki znów się obraziły, ogonami – tym razem nastroszonymi – odwróciły, bo uważają, że ze mną normalnie, po ptasiemu się nie uda). A wracając do legendy, bajki. Tak się składa, że na tym terenie mało ich jest, i każdy może opowieść snuć. Ważne, aby miała sens.

No dobra. Wracam do smutków. Żal mi miasta na siedmiu wzgórzach, żal mi siebie, a dlaczego? Bo zaniedbania ciągle mocno widać. To przykre, kiedy władza myśli tylko o wielkości, o chwale dla siebie a nie pochyla się nad tym, co boli mieszkańców. Nad dziurawymi drogami i chodnikami, nad zaśmieconą do bólu doliną Srebrnej, nad tak samo zapuszczoną Kłodawką, nad brzydkim otoczeniem stadionu żużlowego przy Śląskiej, nad paskudniej wyglądającym budynkiem po byłym kinie Słońce, nad bliskim sąsiedztwem tego miejsca. Nad w końcu Starym Rynkiem, który znów umiera zaśmiecony i zagracony wypadającą kostką brukową. O zapomnianej przez wszystkich Alei Gwiazd nie wspomnę. Chodzę tam od czasu do czasu i sprzątam śmiecie, nie tylko na tablicy Andrzeja Gordona, bo jako biografistka się poczuwam, ale też i na innych. Taki czas, takie miasto.

A teraz z muzycznej mańki będzie. Już w piątek, będzie 12 kwietnia, UL/KR zagra koncert. Super. Znaczy, że można, trzeba być. Ale tego samego dnia jest ważna wystawa w BWA, znaczy Galerii BWA Miejskiego Ośrodka Sztuki, i jeszcze parę imprez dookoła. Chcę do BWA i na koncert UL/KR. Jaskółki też jakby w teń deseń. Więc obrażone ptaszory pójdą tam gdzie ja. Strach się bać. Ale obrażone ptaszory poprosiły o jedno. Mam napisać, że jak się idzie na imprezę, zwłaszcza do ważnych instytucji, to trzeba wyłączać telefony. Bo sromota wielka, kiedy dzwonią. No dobrze napisałam. I co za to mam? Ano jedno żądanie – dawaj Borodina, nawet nie koniecznie „Tańce połowieckie”. No może to Johannesa Brahmsa i jego „Tańce węgierskie”. No i super. Piękna muzyka. Nawet bardzo. Tylko skąd u licha jaskółki o tym wiedzą? No skąd? Pojęcia nie mam. Na szczęście jeszcze nie znają Dietrich Buxtechue. Gwiazdę odkrytą minionych ostatnich lat. Bo jak odkryją, będzie bieda. Płytek nie mam. W głowie mam. Tak samo jak z Purcellem. Ano zobaczymy.

P.S. A ten wykład o piecu, to już w środę. Pan Stanisław Sinkowski nam opowie, dlaczego to takie ważne odkrycie jest. Te wredne ptaszory, znaczy moje ukochane jaskółki już tam poleciały, popatrzyły i mówią – masz być. Ja i bez nich tam będę, bo dla mnie to intrygujące i ważne rozważania o mieście na siedmiu wzgórzach są. Środa, 17.00 i mam nadzieję spotkać tam moich przemiłych znajomych, a zwłaszcza jednego.

P.S. 2. Jeśli chodzi o znajomych, zwłaszcza tych przemiłych, to czekam na wycieczkę, po naszej najbliższej okolicy. Ktoś obiecał.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x