Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Czarowny wieczór to był

2013-04-13, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No i znów poczułam się jak w Londynie (gdzie byłam) lub w Nowym Jorku (gdzie nie byłam). A chodzi mnie o liczbę wydarzeń artystycznych, w jakich mogłam uczestniczyć, a w ilu rzeczywiście wzięłam udział.

Od pewnego czasu w mieście na siedmiu wzgórzach jest tak, że trzeba rzucać monetami, albo jak w tarocie jest, łodygami krwawnika. Po to, aby na los szczęścia Baltazarze, trafić tę najlepszą konstelację. No i tym razem, znów trochę złudnie, wyrzuciłam. Wyszło mi wystawa w Galerii BWA i koncert w Filharmonii Gorzowskiej.

OK. Skoro tak miało być, to poszłam najpierw do Galerii BWA. Bo dzięki Gustawowi Nawrockiemu i dyrekcji Miejskiego Ośrodka Sztuki odbył się wernisaż drugiej edycji konkursu malarskiego Nowy Obraz/Nowe Spojrzenie. Wyborne to malarstwo, tym bardziej, że studentów uczelni artystycznych, państwowych, znakomitych. I było zaskoczenie. Bo prace zaskakują poziomem, techniką, filozofią podejścia do materii. Byłam zauroczona. Oczywiście, jak zwykle mam inne, własne oceny. Nie podoba mnie się pierwsza nagroda, ale cóż, trudno, rzecz gustu. Tak to w sztukach jest.

Natomiast muszę napisać, co mnie zauroczyło bez reszty. To prace Pawła Słoty, które mnie się kojarzą z obrazami Edwarda Hoppera, potem jeszcze dalej Jerzego Michalskiego (Jerry Mich) – gorzowianina, który mieszka dziś na Antypodach i robi karierę. - Jerzy, tak trzymać po prostu – to jaskółki się dorwały do głosu i też gratulują. Ale o nich za chwilę.

To malarstwo pustych miejskich przestrzeni, jakichś nocnych knajp, tramwajów, metra. Niby nic się nie dzieje, ale jednak. Jest coś niepokojącego, coś, co przykuwa wzrok i nie pozwala odejść, przynajmniej ja tak mam. A jaskółki, te wredne ptaki szczebioczą, że dość o malarstwie, pora na muzykę. Bo przecież dziś malarstwem mało kto się zajmuje. No i niech będzie, że mało kto, ja cały czas tak. I jeszcze raz Gustawowi i pani dyrektor Danucie Błaszczak dzięki za fajny lot, który pokazuje, w jaką stronę malarstwo idzie. A idzie w całkiem interesującą, w figurację, w hiperrealizm, trochę magiczny, w abstrakcję geometryczną. Wracamy do źródeł tych najlepszych. I dajcie nam wszystkie bogi i ty wredny dżinie z lampy Alladyna, aby tak zostało.

A potem poleciałam do Filharmonii Gorzowskiej. Była muzyczna podróż Zaczarowaną Karetą z mistrzem Wolfgangiem Amadeuszem Mozartem pod dyktando profesora Marcina Sompolińskiego (ach, nareszcie, nie pod pretensjonalnym tytułem maestro). No i powiódł nas cicerone Marcin Sompoliński po dziwnych ścieżkach życia geniusza z Salzburga. Były filmiki, wyreżyserowane na potrzeby projektu sytuacje. Była opowieść. Ale było też trochę muzyki. Trochę kuchni muzyki. Być może ktoś po raz pierwszy zobaczył, jak wygląda rozpisana dyrygencka partytura, kiedy prowadzący koncert musi ogarnąć tych wszystkich muzyków. Kiedy musi myśleć o tym, że za chwilę tu oboje, tu fagoty, tu kocioł (tak, tak, taki instrument też jest) musi razem zagrać i to tak, żeby nam, słuchaczom ciarki (Marku, ciarki, nie mrówki) po krzyżu poszły.

No i pora na jaskółki. Otóż kiedy oznajmiłam, że idę na ten koncert, one się w ogony zawinęły i oznajmiły – my też. No cóż, trochę się wystraszyłam. Jaskółki, bez kokardek na dziobach? OK, niech będzie.  No przecież bez kokardek, to będą się darły. No cóż, trudno, przeżyjemy. Ale nie chciałam.

Więc ja swoją drogą, one swoją. I w pewnym momencie jedna wysłanniczka z tych ptasich mnie zaszczebiotała przy uchu – Rencia, ale nam już to wszystko kiedyś opowiedziałaś. I ja się zdumiałam? Ja o Mozarcie? Może o liczeniu dzieł tak, o katalogu Ludwiga Rittera von Köchla, czyli o KV, ale o innych sprawach związanych z Mozartem, to chyba nie. Tym bardziej, że bardziej interesuje mnie Bach, Jan Sebastian – dla porządku domu. Ale niech będzie. Jak się okazuje, o Mozarcie też coś wiem – to wedle moich jaskółek, którym dzioby nie zdążyłam na kokardy zawiązać. Co by cicho siedziały. Bo nie lubimy, kiedy ktoś podczas koncertu nam przeszkadza. Nawet te latające.

A za jakiś czas odsłona druga, czyli Requiem Wolfganga Amadeusza Mozarta. W moim prywatnym rankingu – coś niewyobrażalnie pięknego, coś, co wzrusza do bólu.

A jakółki szczebioczą – napisz, jak się popłakałaś na Requiem w Poznaniu – w Operze – 20 lat temu. Napisz. Napisałam. Widzicie więc jakie trudne ma życie z jaskółkami.

P.S. A jaskółki siadły rzędem i zachciało im się dziwnej muzyki, no i mają słowacki folk. Tego nikt nie  słucha tyko moje jaskółki, bo nie mają nic innego na teraz .

 No a teraz macie, co było:

- spotkanie autorskie w Lamusie

- wystawa w Lamusie

- koncert w Mana Mana

- koncert w MCK

- impreza u Thomasa

 No i znajdź człowieku złoty środek. Jak ktoś ma, niech da znać.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x