Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Miejskie kury i Falubaz

2013-05-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Tak, tak, przyszedł czas, aby o tej pladze napisać. O gołębiach znaczy się, tych okropnych ptakach, które brudzą, roznoszą boreliozę i diabli wiedzą, co jeszcze. O Falubazie też, ale inaczej.

Lubię przyrodę, nawet bardzo – to chyba powszechnie wiadome jest. Ale niektórych jej kawałeczków nie trawię. Nie znoszę gołębi w mieście. Nie jest ważne, czy w Krakowie, Poznaniu, Lwowie, Londynie, Las Vegas czy gdziekolwiek. Napawają mnie wstrętem. Od lat tak mam, że nie potrafię się opanować i źle reaguję na te miejskie kury – takie grzebiące, jakby latające hieny. I nie rozumiem, jak można to to dokarmiać. Same sobie poradzą, z miejskich śmietników wygrzebią jedzenie.

A dlaczego o tym piszę. Ano dlatego, że wczoraj przechodziłam przez skwerek przy jeszcze otwartym Empiku (a tak swoją drogą, jaki szalony umysł w tej oto pomroczności jasnej zrezygnował z tego miejsca? Nikt nie wie, nawet dżin z lampy Alladyna, że o swoich prywatnych jaskółkach nie wspomnę) i byłam świadkiem oto takiej sceny. Śliczne malutkie dziewczątko, no wiecie, taka Maniunia, lat tylko może ze dwa, co tylko się zachwycić urodą malutkiej panny, ganiało gołębia. Kura miejska nawet nie zadała sobie trudu, żeby odlecieć kawalątek, tylko dostojnie dreptała w ucieczce przed Maniunią. I małej sprawiało to radość i tej miejskiej kurze też, tak domniemywam.

No i nagle z ławeczki obok podniosła się starsza pani i dawaj straszyć Maleńką, że nie wolno ganiać ptaków – znaczy się kur miejskich. I dawaj perorować, że ona tę Maniunię nagle chwyci i ją przytrzyma. No i się zagotowało we mnie. Nakrzyczałam na tę straszą panią (a jakoś do tej pory tego nie robiłam), że woli gapić się na łażące, bo latać już sił nie mają, kury miejskie, znaczy te okropne gołębie. I że nie rozumiem, jak dziecko jej może przeszkadzać. Babie kontenansu zabrakło, przestała straszyć dziecko (nie znam Maniuni, ale żal mi się dziecka zrobiło) i tylko na mnie dziko i głupio popatrzyła. A ja jeszcze coś poplułam jadem i poszłam dalej. Finał był taki, że babcia Maniuni popatrzyła na mnie wdzięcznym wzrokiem i powiedziała, że ona już się nawet odzywać nie chciała. Bo nie rozumie. Zresztą jak i ja nie rozumiem. Tylko jeszcze w przelocie rzuciłam do Maniniu – Goń gołębie dziecko, goń. Starszej pani – babci Maniuni skinęłam przyjaźnie głową i poszłam sobie dalej.

A Maniunia znów zaczęła gonić te kury miejskie i wredna starsza pani jej w tym nie przeszkadzała. I wszyscy znów byli szczęśliwi. Maninia, bo zabawa była. Babcia dziewczynki, bo Małe było zadowolone i nikt się dzieciaczka nie czepiał. Kura miejska, bo może trochę schudnie zagoniona przez pędraka w różowym kapleusiku. Nieszczęśliwa pewno była ta baba, co dzieciaczka chciała nastraszyć. Ale to i jej dobrze.

A dlaczego o tym tak dużo piszę? Ano dlatego, że gołębie plagą są i basta. Wielką plagą. Co okna umyję, to zaraz znów muszę, bo… Wiadomo, dlaczego. Zawłaszczyły sobie ci te ptaszory centra i nie tylko. Ludzie je karmią, a te tłuste i paskudne defilują sobie i mają się dobrze.

Wiem, przyroda dla każdego ma miejsce. Fakt, ma. Ale po co sztucznie dokarmiać, po co mnożyć kolejne mioty? Zżymamy się na bezpańskie koty – a one akurat potrzebne są, bo zwalczają plagi myszy i szczurów w mieście. Brakuje nam wróbli, bo one straciły miejsce gniazdowania, a przecież najbardziej skuteczne są, jeśli chodzi o zjadanie meszek i inne skrzydlate plugastwo, które nas pożera w okropny sposób. Brakuje nam zajęcy na polach, a one akurat może tylko ku ozdobności naszych łąk i pól były, a teraz zeżarły je lisy. I tak dalej długo jeszcze można.

Trzeba dbać o naturę, trzeba pomagać braciom mniejszym, którym św. Franciszek z Asyżu osobne kazania prawił. Ale jak mawiał mój ulubiony dramatopisarz Aleksander hrabia Fredro – Znaj proporcjum, mocium panie. W tym konkretnym przypadku – nie zabijaj gołębi, bo nie uchodzi, ale nie karm, bo same się wyżywią; nie krzycz na dziecko, które ku uciesze własnej i przechodniów goni miejską kurę. Tylko tyle i aż tyle.

No a teraz z innej mańki. Ludvig van Beethoven może wybaczy. Nie poszłam do Filharmonii, bo przebrzydłe zapalenie oskrzeli nie chciało odpuścić. Cały piątek kaszlałam znów tak, że mury się trzęsły. Nic nie pomagało. Dlatego nie poszłam. Bo zwyczajnie się bałam, że się rozkaszlam i będę musiała wyjść. Bo nie wyobrażam sobie sytuacji, że siedzę, kaszlam, chychram i udaję, że nic się nie wydarza, że to nie ja. Sama przez lata zwalczałam takie oto zwyczaje. Bo muzyka, ah tam muzyka, MUZYKA, wymaga spokoju i skupienia, szacunku dla wykonawców i szacunku dla współsłuchaczy. A kaszel w filharmonii jest tego szacunku zaprzeczeniem.

Dlatego mam nadzieję, że jednak wielki Ludvig wybaczy absencję. Tym bardziej, że na afiszu była V Symfonia, Symfonia Losu, jak sam ją nazwał – może nie wprost, ale przez fakt, że przez los tłumaczył ten przepiękny czteronutowy motyw przewijający się przez całość kompozycji. Wiem, wiem, zawsze można włączyć płytkę. Ale to nigdy nie jest tak, jak słuchać muzyki na żywo. Daj panie Boże, wszystkie inne bogi i ty wredny dżinie z lampy Alladyna też, aby mnie jeszcze było dane posłuchać tej muzyki na żywo. I to bez względu na fakt, że słuchałam akurat tej symfonii parę już razy na żywo. Pierwszy raz w Filharmonii Poznańskiej, sto lat temu, ale wzruszenie i zachwyt pozostał do dziś.

No i z jeszcze z innej mańki. Jak kaszel odpuści, to pójdę sobie dziś do muzeum, pooglądać wystawy, wziąć udział w Nocy Muzeów i przy okazji spotkać się z muzealnikami. Bo jakoś do tej pory nie napisałam otwartym tekstem, że to fantastyczne towarzystwo jest, podobnie zresztą jak bibliotekarze i galernicy, ale i też szefowie różnych przyjaznych człowiekowi instytucji, słowem ludzie kultury. Ludzie, którzy i zażartować potrafią, ale i też spokojnie bez zadęcia objaśnić ważne kwestie. Kiedyś, kiedy Muzeum Lubuskie otworzyło wystawę odrestaurowanych rzeźb – niezbyt wielkich, ale urodą zapierających dech w piersi z tego oto zachwytu, powiedziałam, że ukradnę sobie taką jedną, z białego marmuru, z decorum jak z koronki. Efekt – w żartach zawsze mi przypominają i pilnują, bo a nuż rzeczywiście coś zachylę?

P.S. Och, rozpisałam się troszeczkę. Kaszel na chwilę odpuścił, więc można. No tak, za chwilę derby. Bez kibiców z Winnego Grodu, czyli wydzierać się nie będzie do kogo. Cóż trudno. Ale jednej rzeczy nie rozumiem. Skoro kibice z miasta tuż koło Odry chcieli sobie kupić bilety na derby indywidualnie, to dlaczego klub – Stal Gorzów - im tychże nie sprzedał? Przecież nie wszyscy ludzie z Zielonej Góry to dyszący żądzą – nie wiadomo zresztą, czego – kibolstwo? To też zwykli kibice, którzy mogliby usiąść obok nas i razem z nami się bawić, martwić, cieszyć, świętować lub żałować. Proszę bardzo – obok mnie jest miejsce, bo rodzina obrażona na Jonasza – znaczy mnie - obok siadać nie zamierza. Ja na pewno nie napluję na gościa z południa, ludzie po sąsiedzku też. Szkoda.

P.S.2. No i teraz odezwa do kibiców z południa – Nie po drodze mnie z Falubazem jest, nigdy nie było. Ale kibicowskie serce wie jedno, szkoda że was nie będzie u nas, w mieście nad Wartą. Bez was derby nie będą miały tej temperatury, tej dramaturgii, tego czegoś, co my wszyscy kibice żużla lubimy. I nawet jak drzemy się do siebie mało przyjaźnie, ryczymy to znane hasło, że nie napiszę jakie, to nie znaczy, że po meczu nie możemy razem usiąść, napić się piwa, poprzeżywać raz jeszcze te jedyne w sobie emocji. Sportowe, towarzyskie i inne. Do zobaczenia więc przy innych okazjach, tych sportowych i tych innych, towarzyskich.

A ci inni, ci, co dyszą nienawiścią, no cóż, niech sobie żyją, byle daleko od nas – kibiców tych prawdziwych - Stali, Falubazu i Wandy Kraków.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x