Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy , 18 kwietnia 2024

Dyskutowałam z Jerzym

2013-07-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Przez te ponad 20 lat znajomości parę razy mnie się zdarzyło. Jerzy Paweł Duda wczoraj odszedł do Krainy Wiecznych Szlaków Turystycznych. I już się nie nadarzy okazja, aby z nim pogadać. O bardzo różnych rzeczach.

To nie była najlepsza informacja dnia. Wczoraj, trochę przed 15.00 Marzena Maćkała z Grodzkiego Domu Kultury przysłała mi informację, że nie żyje Jerzy Paweł Duda i dołączyła ciepłe słówka o Nim napisane przez Zbyszka Siwka. Za każdym razem w takich sytuacjach myślę sobie – to niemożliwe. A potem przychodzi refleksja, że życie ludzkie ma swój wyraźnie zaznaczony początek, i tak samo wyznaczony kres. I tylko boginie Parki wiedzą, kiedy on nastąpi. I za każdym razem jest taka myśl, za szybko. W przypadku Jerzego zdecydowanie za szybko. Miał tylko 63 lata, zresztą decyzją Parek odszedł w dniu swoich urodzin. Przedziwna klamra. Rzadko, a nawet bardzo rzadko się zdarza. Tym razem tak było.

Ekscentryk, wielkiej wiedzy człowiek, niezbyt łatwy w kontakcie, ale… No właśnie ale. Pamiętam, jak Go poznałam. Było to w Grodzkim, który wówczas był Wojewódzkim Domem Kultury. Poszłam na rozmowę z Nim, bo do redakcji gazety, w której wówczas pracowałam, przyszła informacja o koncercie, czy też konkursie piosenki turystycznej. Już dokładnie nie pamiętam. Ja, co prawda, nie śpiewam, nawet tradycyjnego „100 lat”, ale turystykę mam w głowie od zawsze. A piosenki turystyczne bardzo lubię. Zwłaszcza w rozgwieżdżone sierpniowe noce, przy ognisku, gdzieś na szlaku, na równinie, na pagórkach, albo w górach. Nie ma znaczenia, gdzie.

No i nikt mnie nie uprzedził, że spotkam właśnie Jerzego Pawła. A spotkanie było przedziwne. Bo zobaczyłam Jerzego w rozciągniętym swetrze, jakby nieobecnego, ale po chwili okazało się, że to diament precyzji i szczegółu. Zaczęliśmy rozmowę o turystyce i nagle okazało się, że chodziliśmy po tych samych szlakach, słuchaliśmy tych samych ludzi. Kontakt został nawiązany. I przez wiele lat w różnych miejscach o różnych sprawach gadaliśmy. I od tamtego momentu w moich myślach On był Jerzym Pawłem Dudą-Graczem. Nie przez analogię do malarza, ale przez analogię do muzyki właśnie.

Podziwiałam Jerzego, że tak dba o pamięć o ojcu – Pawle zresztą. Podziwiałam Go za uparte promowanie dziwnego instrumentu, jakim była i jest toruniola. I mam tę niezachwianą pewność, że na torunioli już nikt nie zechce grać.

Ale kiedyś nadarzył się taki moment, że postanowiłam zapytać Jerzego o przeszłość. I usłyszałam, że skończył matematykę na Uniwersytecie Warszawskim, potem pracował jako asystent na wydziale matematyki na Uniwersytecie Gdańskim. A jak ta praca się skończyła, to wrócił do rodzinnego miasta i zaczął się oddawać pasji, jaką była muzyka.

Ale cały czas był też matematykiem, geniuszem precyzji, szczegółu, drobiazgu. Tak też podchodził do turystyki. Ja mam w głowie przebiegi szlaków tatrzańskich wraz z godzinówkami, zaczynam mieć w mózgu też drogi w Barlinecko-Gorzowskim Parku Krajobrazowym. Jerzy miał w głowie Europę. I jak napisał o Nim Zbyszek Siwek, nie potrzeba było żadnego GPS-u. Jerzy wiedział, gdzie, jak, którędy.

Jerzy śpiewał w chórze Cantabile prowadzonym przez Jadwigę Kos. I choć do najłatwiejszych współpracowników nie należał, tam też było Jego miejsce.

Nie najłatwiejszy – dobre określenie. Bo wiedział, o czym mówi, miał zawsze dobrze przemyślane argumenty na poparcie swoich racji, sensownie prowadził rozmowę. I choć była ona czasami męcząca dla drugiej strony, to jednak zawsze była ciekawa. Z wiadomym finałem. Żelazna logika argumentów Jerzego przywala interlokutora. Niestety, często ze szkodą dla tej drugiej strony. Bo się okazywało, że głupsza jest, tudzież gorzej przygotowana. Bo nie doceniła pana w rozciągniętym swetrze.

Zapytałam kiedyś Jerzego, zresztą trudno mi pisać o Nim Jerzy, bo ja przez całą znajomość z Nim, mówiłam do Niego Paweł, dlaczego zostawił matematykę. I usłyszałam, że wcale nie zostawił, a tylko nie pracuje na uczelni, bo tam go nie chcieli. I dodał, że i tak robi to, co bardzo, ale to bardzo lubi. Bo gra, śpiewa, jest otoczony ludźmi, którzy to też lubią.

Także wczoraj spotkałam Sergiusza Sokołowa, też muzyka, dyrektora Grodzkiego Domu Kultury, który opowiedział mi, że Jerzy Paweł cierpiał na serce. I z logiczną, żelazną precyzją fantastycznego matematyka wyliczył sobie, ile procent serca mu pracuje, a ile nie. I nie pozwolił sobie wszczepić rozrusznika, czy też innej maszyny, bo nie mógłby latać z plecakiem po łąkach, górkach i lasach, lub też grać na skrzypcach.

Wolał tak. Wolę trzeba uszanować, zwłaszcza w takiej chwili.

Nie porozmawiam już z Jerzym Pawłem. Tak, jak i inni. Trudny, wymagający rozmówca chodzi już po niebieskich szlakach i niech mu tam będzie prosto, niekamieniście, ciągle pod górę, bo turyści to wolą i zawsze z piosenką.

P.S. Nie będzie dziś P.S.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x