Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marka, Wiktoryny, Zenona , 29 marca 2024

Zbawcze fontanny i pomocni strażacy

2013-08-03, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Znów naszły nas afrykańskie upały. I w tych upałach najfajniej radzą sobie dzieci. Które potrafią zanurkować w niecce Pauckschmarie. A rodzice mają problemy z wyciągnięciem ich z wody.

A było tak. Siedziałam sobie z przemiłą znajomą, jak to mamy w piątki, w tureckiej knajpce na Starym Rynku. I nagle zaintrygowały mnie nogi, ach tam zaraz nogi, małe nóżki co jakiś czas pojawiające się w niecce fontanny, no wiecie, tej najpiękniejszej. No i wytężyłam wzrok i nagle zobaczyłam, że co jakiś moment pojawiają się albo to małe nóżki, albo głowa. No i odkryłam, że w niecce kąpie się chłopczyk. Nurkuje, bawi się świetnie. Nic to, że w koszulce i spodenkach, bez butów wprawdzie, ale jednak. Zrezygnowana mama patrzyła na potomka, ale skoro małemu nic się nie działo, to tyko pilnowała, coby sobie jakiej krzywdy nie dopytał. Przemiła znajoma tylko rzuciła – A pamiętasz, jak byłyśmy w Rzymie, to do fontanny Di Trevi wejść nie było można, bo wszędzie stały groźne tabliczki z napisami Vietato i coś tam jeszcze.

Dla tych, co nie byli – vietato, znaczy nie wolno, zabronione.

U nas co najwyżej, w tuziemczym narzeczu tylko, są tabliczki – zakaz picia wody. Czyli dawaj dusza, piekła nie ma, kąpiemy się do woli. I takich chętnych małych są całe tłumy. A inna przemiła znajoma opowiedział mi, że jej rodzina, też z małymi dziećmi, sporo czasu spędza w parku Górczyńskim, przy najbardziej oryginalnej fontannie w mieście, czyli Motylii. I opowiadała dalej, jak akurat tam pół Górczyna się zlatuje i plażują, niczym nad jakimś jeziorkiem. A dodatkowo jest Igloo z napojami i lodami, kilka stoliczków, no fajne miejsce. Jednym słowem mamy zupełnie nieplanowane kąpieliska w miejskich wodotryskach.

A jak dodać do tego jeszcze kurtynę wodną, jaką, fakt na zlecenie miasta, ustawili na Starym Rynku strażacy, to zaczyna być jakoś znośnie. I przemiły pan strażak, który dyżuruje przy kurtynie, patrzy nie tylko na to, aby woda równomiernie tryskała, ale jak komuś trzeba w jakiś sposób pomóc, to to robi. Ta służba tak ma i dlatego piszę o nich – pomocni strażacy. Bo na panów od gaszenia ognia – w sensach dosłownych i przenośnych – zawsze można liczyć.

A teraz z innej mańki. Otóż od wczoraj na naszym portalu działa podstronka Na Szlaku. Podpowiadam tym, którzy nie zauważyli. To miejsce dla turystów, łazików, szwędaczy różnej maści. Miejsce, gdzie każdy może się pochwalić swoją ulubioną drogą, miejsce, gdzie można opisać swoje ciekawe wyprawy, miejsce w końcu, gdzie, mam taką nadzieję, uda nam się stworzyć mapę gorzowskich wypraw turystycznych, eksplorerstwo na miarę każdego mieszkańca miasta na siedmiu wzgórzach. Serdecznie zapraszam do odwiedzania strony. Na razie tam są tylko moje podgorzowskie szlaki, ale pisać może każdy. Zapraszam.

No i jeszcze z innej mańki, tym razem nazewniczej. Otóż już zaczyna się reklamować fantastyczna impreza, czyli festiwal romskich i polskich zespołów dziecięcych. Wymyślił ją i organizuje Artur Doliński, i fajnie. W tym roku 23 sierpnia w piątek, festyn w Parku Róż. Nie wiem, kto pisał informację o miejscu wydarzenia. W każdym razie zwracam uwagę. Park Wiosny Ludów, bo taka jest jego oficjalna nazwa, to duży obszar w centrum ze stawem i kaczkami. Natomiast Park Róż, to tylko jego część, dziś niestety zaniedbana i pozostawiona sama sobie, ale to odrębna całość. I nie można mówić, że park Wiosny Ludów i Park Róż to jedno i to samo. To nie są synonimy i widać to choćby w pisowni. Park Wiosny Ludów, jeśli nazwa nie występuje na początku zdania piszemy małą literą – słówko park, bo to nazwa potoczna, potem już wielkimi. Natomiast Park Róż, jako nazwa własna, nie jest ważne, w jakim kontekście zdaniowym, zawsze wielką literą, bo to akurat jest nazwa własna, niczym nie przymierzając, imię i nazwisko każdego z nas. Przepraszam za wywód ortograficzny, ale skoro są takie potrzeby, to trzeba. Jak wiecie, mam kręćka na tym punkcie i nawet moja przemiła znajoma, z którą piątkowe popołudniowe godziny spędzam w fajnej tureckiej knajpce się z tym pogodziła. – Ok, niech ci będzie, ale czy ty się czasami nie czepiasz za bardzo – czasami słyszę kąśliwą uwagę. No nie, bo trzeba dbać o polszczyznę, jak o największy skarb. Bo to na pewno wszyscy mamy wspólne – język, który nas określa i daje odrębność. A dlaczego tak dużo piszę o języku. Bo otóż ku mojej wielkiej radości przeczytałam sobie w Internecie, jak nas postrzegają inni. I z radością wielką przeczytałam sobie opinię pewnego Litwina?, Łotysza, nie pamiętam, który stwierdził, że bywa ci on w Polsce często, lubi Leszka Możdżera – wybitnego pianistę jazzowego, który ma u nas bliską rodzinę, lubi Polaków i Polskę. Ale po polsku się nie nauczył, bo nasze narzecze powoduje, że nawet język się potrafi cudzoziemcowi złamać. Co prawdą oczywiście nie jest.

 P.S. Już w poniedziałek w FG inauguracja Spotkań z Muzyką Dawną. Wszyscy, którzy lubią muzykę powinni tu być. A to za sprawą rewelacyjnego zespołu, który od lat czaruje bywalców. Hiszpańska nuta zaśpiewana z werwą, a gra nasz Kwartet im. Henryka Mikołaja Góreckiego dowodzony przez Macieja Grygla. Wielka rzecz.

P.S. 2. A prywatne jaskółki otumanił upał. Kiwają się rozpakowane z ogonów i się żalą – Nie dajemy rady, nie dajemy… Zresztą jak i ja też.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x