Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Berlin ci u nas był

2013-09-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Tak, tak. Namiot z napisem, że z Berlina goście przyjechali stał wczoraj na Starym Rynku. Były tańce połamańce i berlińskie niedźwiadki, tylko ludzi trochę mało było.

Przechodziłam sobie w miarę szybkim krokiem przez centrum – szybkim, bo trochę zimno było. Aż tu nagle niespodzianka, kolorowy namiocik, no taka wiatka jak namiocik, przed nią kawał czarnej folii, a na niej tancerze od break dance’u czy też innej formy tańca ulicznego. Nie znam się za dobrze na tym, ale fajnie się to ogląda, więc przystanęłam na krótką chwilkę. Przemiła znajoma, z którą tam się zatrzymałam, zauważyła tylko – No popatrz, coś fajnego się dzieje, a ludzi jak na lekarstwo. No bo rzeczywiście, raczej widownia malutka była. Miła pani z mikrofonem zachęcała do brania udziału w zabawie, ale za bardzo nie było komu się bawić. Być może za sprawą tego, że centrum praktycznie wymarłe jest. No bo Tesco, banki i szmatlandy raczej nie zachęcają do zaglądania na Stary Rynek. A jak dołożyć do tego niezbyt zachęcająca aurę – chłód i co jakiś czas zacinający bardzo drobniutki kapuśniaczek, to i trochę trudno się dziwić, że publika nie dopisała.

A można było wygrać wycieczkę do Berlina. Ktoś powie – też mi atrakcja. Stolica Niemiec o rzut beretem jest, samemu można dojechać. Fakt, można i to bardzo prosto. Najpierw polskim szynobusem do Kostrzyna nad Odrą, potem przesiadka do niemieckiego Bombardiera i po godzinie z haczykiem niewielkim już się wysiada na Berlin Lichtenberg, czyli prawie w samym centrum. Potem można sobie zafundować objazd Berlina S-Bahną do Poczdamu. Jedzie się przez ścisłe centrum miasta i widać niemal wszystkie najważniejsze miejsca, jak choćby Bramę Brandenburską, aleję Unter Den Linden, Wyspę Muzeów, słynną katedrę, wieżę telewizyjną i parę jeszcze innych miejsc. A w Poczdamie – a w Poczdamie to Sanssouci, czyli zachwycający kompleks pałacowo-parkowy wybudowany przez mego ukochanego władcę, króla Prus Fryderyka II Wielkiego. Jak już tam się będziecie wybierać, to weźcie ze sobą ziemniaki, sztuk dwa, coby je na grobie Władcy położyć. Władca wiele lat po swojej śmierci spoczął wreszcie koło swoich ukochanych psów. I na trawniku można zobaczyć ozdobne płyty poświęcone kolejnym czworonożnym ulubieńcom Fryderyka. Natomiast Jego tablica jest prościutka. Na marmurze jest tylko napis Fryderyk II. Ale to opowiastka na inną chwilkę. Inna rzecz, że zapraszam w niedzielę na wycieczkę do Kostrzyna, poopowiadam o Władcy i jego dziwactwach.

No, ale wracam do wizyty Berlina w Gorzowie. Choć mało ludzi było, to i tak fajnych czasów dożyliśmy, że Berlin do nas zjeżdża i jeszcze namawia – przyjedźcie do nas, poznajcie nas, tak jak i my was teraz poznajemy. Nic, tylko się cieszyć i korzystać ze sposobności.

A teraz z innej mańki. Jak to dobrze, że jakieś łaskawe bogi przywiodły w nasze gorzowskie progi prof. Monikę Wolińską, dyrektor artystyczną Filharmonii Gorzowskiej i główną dyrygentkę orkiestry. Przeglądam sobie właśnie książkę z koncertowym rozkładem jazdy na cały sezon i co chwila popadam w autentyczny zachwyt. Bo odkrywam nazwiska, dla których gdzieś tam kiedyś podróżowałam, odkrywam muzykę, o której mówię - Boże jakie to cudne jest. Ale też trafiam na muzykę, której na próżno szukałam, a znam ją z opisów, jak choćby tę wykonywaną przez chór Gregorianum. O Rorantystach Krakowskich można poczytać w książkach, ale raczej rzadko można jej posłuchać, a tu proszę – jest. Oby tylko wszystko się udało. Ale skoro zagościł u nas sam wielki maestro Krzysztof Penderecki i na tyle mu się podobało, że robi FG dobrą prasę, to znaczy, że i reszta się uda. Już się cieszę na kolejny występ Iwony Hossy, słuchałam jej już kilka dobrych razy i za każdym jestem w siódmym niebie. Przepiękna barwa głosu, znakomity i bardzo, ale to bardzo bogaty repertuar. I tylko się dziwić przychodzi, że byli tacy, co Artystkę wyrzucili z Opery Poznańskiej. No cóż, bywa. No to panie i panowie melomani i nie tylko, rezerwujcie czas, bo naprawdę warto.

No i z jeszcze innego kątka, tym razem bardzo prozaicznego. Nie ma porozumienia w sprawie kładki na moście kolejowym. Oznacza to, że straż miejska nadal będzie w czasie ligi zaciągać wartę honorową u wejścia. Aby jacyś straceńcy drogi sobie nie skracali. No i może przyszedł czas reaktywacji przewoźnika Pawła Zacharka. W mieście mieszka jego rodzina, może ktoś podtrzyma rodową tradycję? Żart, ale bardzo na miejscu.

No i na koniec – jesień przyszła, nie ma na to rady, jak śpiewał jeden z bardów polskiej piosenki autorskiej lub też poetyckiej. A kłoda kasztanowcowa zwalona podczas letniej burzy jak leżała przy wejściu do Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, tak leży nadal. I choć są chętni, aby się nią zająć, to jednak nie mogą, bo miasta to drewno jest. I tak sobie, podejrzewam, będzie leżała aż do końca świata i o jeden dzień dłużej – parafrazując Jurka Owsiaka.

P.S. A domowe jaskółki, znów zapakowane w ogony, bo chłodno jest, świergolą, że do Kostrzyna owszem pojadą ze mną, ale na pewno drałować z Dąbroszyna do Twierdzy nie będą, choć to tylko około pięciu kilometrów jest. Poczekają grzecznie, aż dojdziemy. O szczegółach wyprawy w jutrzejszym felietonie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x