Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

Do urzędu coraz dalej

2013-09-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Mam na myśli kolejne przenosiny ważnego wydziału na Manhattan. Dojazd do Watrala to prawdziwa wyprawa, prawie jak do Strzelec Krajeńskich, albo coś w podobnie.

Mam znajomych, którzy mieszkają przy ul. Tadeusza Bora-Komorowskiego. Ulica nosząca imię wybitnego i wielce zasłużonego generała (no pamiętacie dowódca Armii Krajowej, podjął decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego – błędy ortograficzne zamierzone. Potem odegrał niebagatelną rolę na emigracji w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie i Rządzie RP na Emigracji, spokrewniony z nim jest obecny prezydent RP Bronisław Komorowski, hrabia herbowy i pałkowy zresztą, przyzwoity człowiek, co rzadkie w obecnych czasach – mam na myśli obecnego prezydenta, ale i jego przezacnego antentana także) leży tak daleko, że jak mnie się zdarzać jechać właśnie do nich, to wyrzekam, że muszę zaczynić wyprawę hen pod Strzelce Krajeńskie, albo przynajmniej do Różanek. No i właśnie Szkieletor, czyli obecnie Watral przy ul. Kombatantów leży odrobineczkę bliżej, ale równie daleko, czyli hen pod Strzelcami czy też prawie już w Różankach.

No i właśnie tam magistrat gorzowski przenosi wydział majątku i działalności gospodarczej miasta. Ważny bardzo wydział, bo pieniądze, bo dochód miasta, bo zyski… zresztą sami sobie dopowiedzcie resztę. Specjalnie nie pytałam o motywację, ale jak znam życie, to względy różne a bardzo ważne decydowały o przeprowadzce. A najważniejszy, to zapewnić wygodę mieszkańcom. OK., niech będzie. Ale przecież wyjazd do wydziału to już będzie prawdziwa wycieczka. Autobusem, rzadko jeździ. To więc taksówką lub własnym samochodem.

Ale ja mam nieodparte wrażenie, że tak naprawdę to cel jest inny. Pokazać gorzowianom w najbardziej dolegliwy sposób, że rozrzucenie magistratu po różnych kawałkach miasta jest bez sensu i szkodzi przede wszystkim nam, zwykłym ludziom. Więc może warto wziąć pod uwagę cudowny plan szeryfa miasta na siedmiu wzgórzach i nad trzema rzekami (a co, a zadęciem trzeba rzeczy nazywać) i rzeczywiście wybudować na Zawarciu nówka sztuka siedzibę ze szkła i aluminium, z podświetleniami, wodotryskiem, lwem i panterą na smyczy i palmami na wejście. Do tego poprowadzić kładkę przez Wartę – wszak nikt nią nie pływa, nie musi być wysoka i wszyscy będą szczęśliwi. No a stare, zabytkowe i z duszą budynki, bo stary Ratusz z pięknym, ach tam, pięknym, urzekającym mozaikowym herbem Landsbergu i obecny ratusz, kiedyś siedzibę banku zostawić w niwecz i na zatracenie, jak wiele innych budynków z historycznym rodowodem w naszym mieście.

Otóż nie. Ja się na takie myślenie nie zgadzam. Nie mam na szczęście żadnych spraw w wydziale owym, ale mam znajomych, co i owszem, mają tam różne sprawy do załatwienia i już pomstują na czekające ich niedogodności. I mają rację w tym utyskiwaniu. Ratusz jest potrzebny, ale w środku miasta. I nie ma co się zasłaniać płatkami róż, że parkingu nie ma, że schody, że… Powodów jest milion. Parking jest nieopodal, ale płatny. Dojazd z różnych punktów miasta też jest w miarę wygodny. Nawet dojść pieszo z miasta można. Same więc plusy.

A że przypomnę. Onegdaj, lat temu będzie z sześć albo i troszeczkę więcej, powstał plan połączenia obecnego Ratusza z tym historycznym. Była nawet wizualizacja, no coś naprawdę na miarę naszych czasów, czyli pogodzenie starego z nowym i uczynienie z tego miejsca pięknej perełeczki – świadectwa zatroskania włodarzy miasta zarówno o godziwe warunki pracy urzędników (bo choć w generalności nie lubię, to jednak trochę tam ludzi pracuję, których bardzo cenię, poważam i darzę szacunkiem oraz zwyczajnie lubię – nie piszę kogo, a oni sami o tym wiedzą), jak i dobrą przestrzeń dla załatwiania naszych spraw dla nas, mieszkańców. Dziś, w dobie lotów w kosmos i funkcjonowania Bajkonuru w Babimoście wszystko jest możliwe i wszystko da się zrobić. Trzeba tylko chcieć. No i niestety, tego chcenia w magistracie nie ma. Jest chcenie – nowe, ze szkła, betonu i aluminium, o zwierzątkach, palmach i innych nie wspomnę.

No i apel. Nie dajmy się zwariować. Niech dobry plan jednak będzie zrealizowany. Uratujemy stare, z dobrym odium historii i znaczenia, i tym samym zasłużymy na dobrą pamięć. Oby…

No i z innego kątka. Bardzo, ale to bardzo wdzięczna jestem naszemu czytelnikowi, że zwrócił uwagę na problem, jakim jest rasizm i ksenofobia – w naszym mieście widzi się to na murach w durnych hasłach i znakach. Ktoś zadał sobie trudu i policzył, ile swastyk, krzyży i innych strasznych symboli już widać. Na szczęście na razie jest mało – w porównaniu z taką Łodzią czy Białymstokiem lub też bardzo przeze mnie lubianym Lublinem naprawdę niedużo. Ale skoro są, to znaczy, że będzie ich więcej. Już parę razy pisałam o tym. Ach tam, pisałam, napomykałam. I kolejny raz mi przyjdzie wyłożyć w słowach krótkich a prostych. Polska przez wieki była miejscem tolerancji. Tu przyjeżdżali ci, co ich przeganiano z Europy. Magnateria polska pozwalała im mieszkać i działać (odsyłam do Stanisława Żółkiewskiego – tego od Żółkwi, mego miejsca magicznego). Była wolność sumienia i wyznania. Polska szlachta sponsorowała między innymi oficyny wydawnicze arian, Żydów, nawet tych, co się orientalistyką parali. Tu odesłanie do Wacława Seweryna Rzewuskiego. Nikt nikogo za korzenie i wiarę nie prześladował. Aż przyszła nasza rzeczywistości i z jakiegoś grajdoła głowy podnoszą nacjonaliści i narodowcy – niedouczony tłum otumaniony durną propagandą. Owszem, tak, trzeba piętnować skrajne zachowania, ale też trzeba mieć tolerancję dla innej wiary, innego stylu życia. A skoro są durne hasła na murach, to znaczy, że jest źle. Czyli co? Nie ma dla mnie miejsca w tym kraju, bo z pogranicza wschodniego pochodzę i krew różną mam w żyłach? Bo braćmi mi są Ukraińcy, Białorusini, Żydzi, Cyganie, Niemcy?

Bo jak już raz napisałam – Polska nie jest i nie była nigdy mononarodowa czy monokulturowa. Polska była i jest wielokulturowa. Chcemy czy nie, z tym trzeba się pogodzić i akceptować. A wtedy rzeczywistość jest zupełnie inna, o bardzo otwartych horyzontach.

A teraz smutki Renaty Ochwat. Nie żyje Marcel Reich-Ranicki. Polski Żyd, wielce zasłużony dla polskiej sprawy. Musiał emigrować z kraju po II wojnie światowej. Wybitny znawca literatury, którego bali się wszyscy. W idiotycznych czasach nowej rzeczywistości przywrócił znaczenie słowu pisanemu. Potem przestał się przyznawać do znajomości polskiego – jak choćby Golda Meir, premier Izraela. Ot, taka nasza narodowa przypadłość. Marcel Reich-Ranicki zmarł we środę. Jeszcze nie wiem, kiedy pogrzeb, ale zgodnie z judaizmem można się spodziewać, że już był. Zaraz zapalę świeczkę w oknie na pamięć o Nim. Mnie imponował – przede wszystkim przenikliwością w spojrzeniu na literaturę. I zawsze miał rację, cholera, niestety. Żal wielki, żal, bo następców po prostu nie ma. Jakaś epoka się skończyła i to nieodwołalnie. A mówią, że nie ma ludzi niezastąpionych, no mówią…

P.S. Tylko nieśmiało przypominam, jak nie macie pomysłu na niedzielę, to zapraszam na zwiedzanie Dąbroszyna i Kostrzyna. Marcin i ja poprowadzimy. Rewelacji nie będzie, ale kto wie, co się wydarzy… Jak znam Fryderyka II Wielkiego, mego ukochanego władcę, to coś się może wydarzyć, a wszak i w Dąbroszynie i w Kostrzynie spędził trochę czasu. Na wszelki wypadek pomodlę się do św. Klemensa Marii Hofbauera, który też był więźniem Twierdzy, to może być wszystko OK. Tylko przypominam, spotykamy się na dworcu PKP w niedzielę około 9.30. Bo bilety zbiorowe trzeba kupić…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x