Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Jak świat światem…

2013-10-09, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

… nie będzie Niemiec Polakowi bratem. Slogan twardy jak stal, który powtarzali sobie przez lata Polacy. I co? Ano i to, że slogany się wycierają, tracą na znaczeniu, ulegają erozji i niszczą się po prostu. Wiem to od lat, a kropką nad i okazała się prezentacja najnowszej książki, którą wymyślił i wydał Zbigniew Czarnuch.

Niech żałują ci, co lubią historię i to w wydaniu lokalnym, że nie przyszli na prezentację najnowszej książki właśnie wymyślonej przez Zbigniewa (od lat mam ten zaszczyt, że jesteśmy po imieniu) do Archiwum Państwowego, już w nowym gmachu, przy ul. Ignacego Mościckiego. Książka, o której już zresztą napisała na naszym portalu echogorzowa.pl Krystyna Kamińska, sprawczyni dzieła w sensie trudnym, bo redaktorskim, która w całość zebrała teksty, uporządkowała je i ujednoliciła, nosi tytuł „Samozwańcze konsulaty”. Bo Zbigniew Czarnuch nagle wpadł na genialny pomysł, aby pokazać, że kontakty polsko-niemieckie na naszych trudnych do jednoznacznych terminów ziemiach są i były. Długo przed zanim odbyło się oficjalne pojednanie. No i skrzyknął?, namówił?, przymusił?, konia z rzędem i kropierzem, jakich użył środków, ale się udało, autorów zarówno po polskiej, jak i po niemieckiej stronie, że teksty napisali i wyszedł tom wspomnień, nie pierwszy on jest i daj Bóg – jak mawiali przodkowie w chwilach ważnych – nie ostatni.

 

No i od początku popołudnia w cudnym gmachu nowego Archiwum Państwowego cały czas jako motto przewodnie rozbrzmiewało to hasełko „Jak świat światem…”. Sama pamiętam to z domu rodzinnego, jak moja babcia Marianna to powtarzała.

Tyle tylko, że po wygłoszeniu hasełka nagle się okazywało, że każdy z przywoływanych przez Zbigniewa prelegentów mówił, owszem, tak, ale…

I kolejny już raz okazało się, że tak, znamy ten slogan, ale coś było ważniejszego, coś, co skłoniło autorów, aby poza niego wyjść. I tak z wielką przyjemnością słuchałam pana Kazimierza Hoffmana z Barlinka, pana Lecha Łukasiuka z Dębna, pana Pawła Kisielewskiego ze Słońska, pana Roberta Ryssa z Chojny, pana Stefana Wiernowolskiego z Sulęcina, pana Jerzego Zygmunta z Gorzowa oraz Krystyny Kamińskiej od nas z miasta nad Wartą, Kłodawką i Srebrną.

Bo państwo prelegenci pokazali, że owszem, slogan gdzieś jest, ale już nie jest ważny, już coś się dokonało, przekroczyliśmy Rubikon. Każdemu z nich się chciało. Chciało się poznać ziemię, tę, na której przyszło nam żyć w wyniku zawieruchy wojennej i wiążących, a niekoniecznie z sympatią akceptowanych decyzji wielkich w tamtych czasach decydentów naszego życia. I to oni przełamywali bariery.

 

Bo dziś dla nas jest takie proste – wsiądę w Kostrzynie do Bombardiera, wysiądę na dworcu Berlin Lichtenberg i dalej kolejką miejską do centrum Berlina, idę do Wyspy Muzeów, bo się stęskniłam za Bramą Pergamońską, a jak nie wiem, gdzie iść, czy gdzie kupić bilet, to zawsze ktoś pomoże. Gadamy wszak w językach europejskich. Ale jeszcze lat temu niedużo, to nie było takie proste, ach tam proste, to było zwyczajnie niemożliwe.

No i właśnie ta książka Zbigniewa Czarnucha i też trochę Krystyny, bo wszak pracy redaktorskiej moc jej poświęciła, pokazuje drogę właśnie do takiego bezkonfliktowego poruszania się po granicach, przygraniczach, wspólnych terenach. Warto, bardzo warto ją przeczytać. Jestem zaledwie w jednej trzeciej, ale im dalej, tym smakowiciej. No i muszę jeszcze słówko dodać. Co niektórzy autorzy mnie zdumieli – polszczyzną (no wiecie, osobisty fioł), ale też i sprawiedliwością wobec współautorów – mam na myśli pana Kazimierza Hoffmana wobec Zbigniewa Milera. Rzadko się to zdarza, więc tym bardziej czapki z głów. To właśnie z sprawą Zbigniewa Czarnucha i ludzi jego pokroju pokonujemy uprzedzenia –  nasze wobec Niemców. Dzięki innym nasze wobec Ukraińców (choć po prawdzie trochę to trudna sprawa jest). A dzięki jeszcze innym nasze wobec Czechów (choć jakby przypomnieć Jaromira Nohavicę – to ma zupełnie inny wymiar). W każdym razie – niech żałują ci, co historią się pasjonują, a nie byli, bo wielce interesującą rzecz przegapili. Nawet jak ktoś tylko niemiecki język zna, nie był poszkodowany. Robert Piotrowski zadbał, aby niemieccy goście rozumieli, o czym się tu mówi, a jego żona Anna o zdjęcia, coby potomnym dane było wiedzieć, kto zacz i o czym w archiwum słuchał.

No i słówko powiedzieć trzeba miejscu, gdzie promocja się odbyła. Pierwsza promocja książki w Archiwum Państwowym pod światłym kierownictwem dr hab. Dariusza Aleksandra Rymara, w cudnym budynku, pięknie wkomponowanym w otoczenie. No rewelacja po prostu. Prosta bryła, funkcjonalna – przynajmniej z mojej perspektywy, świetnie wkomponowana w otoczenie, to coś, o czym mój guru Piotr Sarzyński zawsze pisze – nie mącić, nie burzyć. Prościutka bryła, pozorny klocek nie mąci, nie bruździ. Fantastycznie wpisuje się w pejzaż, świetnie ubogaca ten rejon. Tylko chodzić i się zachwycać, bo jest czym.

 

No a teraz z innego kątka. Otóż Szkoła Muzyczna I stopnia przy ul. Teatralnej wespół z Jazz Clubem Pod Filarami robi …, no nie, nie festiwal, ale ogólnopolski konkurs improwizacji. Konkurs, znaczy przyjadą młodzi muzycy, pograją, jurorzy ich ocenią, a potem zagrają razem. No i w taki oto sposób świat wrócił do posad. Jest impreza, super, nazywamy ją zgodnie z rangą – konkurs. Bo mnie chodzi o formułkę, o nazwę. Bo nie, tfu, festiwal. Tylko konkurs, czytelne zasady. I bardzo się cieszę, że Leszek Serpina nie poddał się modzie, trendowi, wytycznej – czemuś okropnemu, że każda impreza musi być festiwalem, bo się wpisuje w coraz bardziej pustą formułkę – strategia. Znaczy papier realizowany przez urzędników w okropny sposób – bo mechanicznie, bez refleksji.

 

P.S. Prywatne smutki Renaty Ochwat. Co otwieram komputer, tam strachy. No niestety, znów przeczytałam, że na Niebieskie Pola Filmowe odszedł Patrice Chereau, francuski reżyser, którego pokochałam za odwagę w „Margot”, a potem w „Intymności”. Nie miał nawet 70 lat. Chorował, znaczy cierpiał, nikomu nie życzę.

P.S. 2. I pro domo sua – dziś się trochę dzieje – szczegóły w naszej zakładce Kultura.

P.S. 3. Nie chce mnie się komentować słów arcybiskupa Józefa Michalika, byłego ordynariusza gorzowskiego – nota bene ostatniego gorzowskiego o pedofilii w Kościele i okolicy. Ręce opadają, że coś takiego może powiedzieć katolicki hierarcha. Jego przeprosiny dwie godziny później tylko potwierdzają to, że trąd toczy to środowisko. Parafraza zamierzona

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x