Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Aleksandryny, Józefa, Nicety , 19 marca 2024

Coś żyje, coś wbrew…

2013-10-10, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Mam na myśli stadion Warty. Bo ktoś go użytkuje, a urzędnicy nie wiedzą, kto. No i zaczyna się wielkie tropienie na miarę wszystkich komisarzy kryminalnych świata.

Z wielką satysfakcją przeczytałam informację, że stadion Warty, no wiecie, ta duża płoszczadź przy ul. Dąbrowskiego, ożyła. Ktoś postawił tam bramki i ktoś sobie gra w piłkę. No niech będzie football, jak chcą klasycy. Ale nagle jakiś urzędnik tę straszną wieść wytropił. Mówiło o tym lokalne radio, więc nie honor byłoby o tym nie wspomnieć.

Ale ad rem. Boli mnie zwyczajnie, jak koło tego stadionu przechodzę, albo przejeżdżam – a ostatnio trochę razy mnie się wydarzyło. Bo po prawdzie pięknie miejsce mogłoby być, gdyby nie upór urzędników, że nie, nie wolno stadionu do życia przywrócić, bo … No właśnie, bo…

Bo może domy tu wybudujemy. No i konia z rzędem i kropierzem temu, kto na tym terenie dom postawi. Podmokłe to jest miejsce, w otulinie parku (moja to definicja – otulina parku miejskiego przy ul. Dąbrowskiego), w bliskości innych kamienic. No po prostu zła lokalizacja dla domów. Ale urzędnicy wiedzą swoje – trzeba dom tam wybudować, duży i lwem i

panterą na smyczy przy wejściu.  

Ale już poważnie. Skoro założyciele tego miasta, w którym przyszło nam żyć, ze złego rozdania kart Wielkiej Trójki po II wojnie światowej, chcieli, aby to był teren rekreacyjny, to go takim zostawmy. Niech tam sobie będzie boisko. Do nożnej, do przebieżki i nie piętnujmy tych, co tam sobie, nawet niestabilne, bramki postawili. Niech im pójdzie na zdrowie, na szczęście sportowego życia. A że ganianie za piłką, lub latanie po prostych drogach jest inwazyjne, to już insza inszość. Ja lubię chodzić, nawet bardzo. Ale skoro ktoś lubi ganiać za piłką, albo przebiegać się, tam, gdzie ja chodzę, to tego kogoś innego sprawa. I niech te bramki tam sobie spokojnie stoją, niech ludeczki sobie grają.

Ale nie, pan urzędnik rusza na zwiady. Będzie tropił i śledził, aż wyśledzi, kto tam śmiał zagrać. Farsa? Nie rzeczywistość gorzowska, która już nawet nie skrzeczy. I ciekawe, jak ukarze tego, co przewinił? Stosem? chłostą?, E nie, pewnie tylko mandatem.

A teraz do rzeczy przyjemnych. Byłam wczoraj na wernisażu sztuki japońskiej w Galerii BWA i dałam się podpuścić. Tak, tak..., znajomym. No bo było sushi i pałeczki. No i ja się niepotrzebnie wygadałam, że umiem, no bo umiem. I przyszło mi demonstrować, jak się tego chińsko-japońskiego ustrojstwa używa. Na szczęście miła pani – właścicielka restauracji w stylu sushi tłumaczyła, że w kulturze Dalekiego Wschodu jedzenie rękami to nic zbożnego, więc inni znajomi dawali radę bez pałeczek. A dla mnie jedzenie pałeczkami to coś jedynego w sobie. Lubię, choć niezwykle rzadko mam okazję.

A o wystawie przy innej okazji napiszę, bo w mózgu musi się uleżeć. Ten zachwyt nad japońską sztuką oczywiście.

I dla porządku domu. Dziś o 18.00 w katedrze zaczynają się Dni Kultury Chrześcijańskiej. Specjalną homilię wygłosi biskup ordynariusz, ksiądz Stefan Regmunt. Poza tym kino i nic więcej.

P.S. Jutro wielki Beethoven w Filharmonii, tylko przypominam, bo warto.

 

 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x