Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

O wyższości wiat kolejowych nad innym przystankami

2013-11-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Jakie to szczęście, że lat temu kilka polskie koleje wyremontowały linię kolejową łączącą Gorzów z Międzyrzeczem i Zbąszynkiem. Efektem tych prac jest nie tylko szybka trasa, ale i wiaty kolejowe, które uratowały nas, turystów spieszonych od klęski absolutnej, jakim byłoby przemoczenie do imentu, albo suchej nitki.

A było tak. Wybraliśmy się w dość niewielkim, ale jakżesz doborowym towarzystwie, na wycieczkę z Popowa do Międzyrzecza. W nocy z soboty na niedzielę padało. Obudziłam się i pomyślałam – szlag jasny. A miało być tak fajnie. I znów zasnęłam i śniły mnie się głupoty różne, myślę, że za sprawą tego deszczowego stresu. I tu słówko wyjaśnienia. Otóż była to kolejna nasza, czyli Marcina i moja wycieczka po leśnych wertepach, w którą mieliśmy poprowadzić i ostatecznie poprowadziliśmy, naszych przemiłych znajomych z klubu turystycznego Nasza Chata. I ten nieszczęsny deszcz dość nam szyki psuł. Bo nie tylko było zaplanowane łażenie po lesie, ale też i skrótowe zwiedzanie Międzyrzecza. A sami wiecie, że jak pada, to nie jest charaszo i nikomu się zwiedzać nie chce, tylko myśli o tym, jak najszybciej się gdzieś schronić i przeczekać.

No i OK., ja w tym stresie się obudziłam, a tu cuda. Słońce jest. No więc dawaj, herbata z sokiem z pigwy do termosa, aparat i zapasowy do niego akumulator też, kartka z notatkami – no wiecie, daty i nazwiska i takie tam różne, też. I z kubkiem kawy w ręce można się było w końcu posnuć po własnym domu. I nagle niebo pociemniało, zrobiło się mało przyjemnie, no ale, cóż. Buty na nogi i dawaj na dworzec. Bo pociągiem, czyli szynobusem tam, znaczy do Popowa Skwierzyńskiego, mieliśmy dojechać. Przytomnie kije zostawiłam w domu, za to parasolkę wzięłam.

I tu słówko dygresji. Nie ma nic komiczniejszego i durnego zarazem, kiedy idzie turysta spieszony po lesie i nad głową... tak, tak, niesie parasol. No sami powiedzcie, idiotycznie to wygląda. Bo wszak pieszy turysta to mocarz jest. Nie straszne mu ulewny, upały, pustynie, wertepy i inne cieki wodne, albo bagna, co nie dość, że cuchną, to trudno je przejść, choć śliczne są.. Nie honor, zwyczajnie nie honor.

Ano nie, ale skoro parasol w domu jest, a pogodynki wszelakie gadają, że padać będzie, więc… Doszłam tylko do remontowanej jeszcze ulicy Estkowskiego w naszym mieście i się zaczęło, deszcz znaczy. A na dworcu PKP zaskoczenie, bo było nas razem 11 osób. Fajnie.

Wysiedliśmy w Popowie, pada, idziemy po lesie, pada. Dochodzimy do Głębokiego, nie pada. Nareszcie. Ale jest wiatka na przystanku kolejowym, więc zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę, na śniadanko, na serek dla Aleksa, na kusztyczek nalewki Zosi, pigwówki nota bene, i na pogadanie moje o tej części zachodniej Wielkopolski, po której szliśmy. No i ja tak sobie stałam i gadulałam, ludzieńki coś tam jadły i piły i zrobiło się fajnie. A tu nagle jak nie lunie z zachmurzonego nieba, jak pompa wody na ziemię nie spadnie. Zagrzechotały mocne krople deszczu na dachu wiaty. No i usłyszałam – Renatko, przeczekajmy. No i posiedzieliśmy sobie kwadransik dłużej, niż było planowane, przeczekaliśmy tę pompę niebieską i potem poszliśmy dalej. I już dalej deszczu nie było.

I teraz najważniejsze. Gdyby nie było tej wiatki, tam w Głębokim Międzyrzeckim, to by ten deszcz późnojesienny zmoczył nas tak, że nic nikomu by się nie chciało nic, a na pewno już zwiedzać.

Tak więc szalenie kolejom wdzięczna jestem za wiatkę. Bo uratowała nas od zniechęcenia i porzucenia dalszych planów.

Natomiast urzędowi marszałkowskiemu minusy się należą, długie ja równik, no dobra, niech będzie, jak południki, za szynobusy. Bo po prawdzie wygodne one są i czyste, ale za małe. Za każdym razem w niedzielę, kiedy kończy się weekend, malutki szynobus na trasie Zbąszynek – Gorzów, to nieporozumienie jest. Bo maleńki wagonik, na coś około 90 miejsc musi pomieścić coś około o połowę więcej pasażerów. Bo ludzie do szkół jadą, wracają od rodziny do domu, no jest kociokwik (wiem, bo stale jeżdżę po tej trasie). A tu długi i szczególny weekend się zdarzył, po Wszystkich Świętych i Zaduszkach, no i jeszcze nas, znaczy turystów spieszonych w sile 11 ludzia dodać, no było okropnie. Zresztą jak wagonik przyjechał o czasie do Międzyrzecza już dość pokaźnie wypełniony, to pan konduktor (i tu znów kolejne słowa uznania dla drużyn konduktorskich za profesję i fajne podejście do podróżnych się należą) tylko pokręcił głową na widok tłumu podróżnych czekających w Międzyrzeczu, a każdy z walizką lub plecakiem, jak my, nie przymierzając. Jego wyraz twarzy był jasny – Nie uda się, nie wsiądą wszyscy. Wagonik z gumy nie jest. No jednak się udało. Wsiedli wszyscy i jak w sardynkowej puszce dojechali. Ale w warunkach urągających wygodzie. Ja z Marysią miałyśmy to szczęście, że od Skwierzyny do Gorzowa siedziałyśmy. Eugeniusz, który tego zaszczytu siedzenia nie dostąpił, częstował nas herbatą z malinami – pożądliwe spojrzenia innych, co stali (ale nie z naszej wycieczki), były nagrodą, bo może też chcieliby popróbować.

Otóż tak się nie godzi. Pani marszałek, lub też jej służby, winna wiedzieć, że w tej części województwa po takich długich weekendach zwykły mały szynobus nie wystarczy. Trzeba długiego. Warto o tym pomyśleć podczas planowania. Warto a wręcz trzeba.

A teraz o tym, dlaczego wiatki kolejowe są lepsze od innych przystanków. Bo w małych dziurkach, jakim jest stacyjka w Głębokim, żaden idiota – wandal raczej się nie zdarzy. A nawet jakby, to obok mieszkają ludzie, którzy zareagują. Bo przystanek autobusowy w tym oto Głębokim jest ponurym, zdewastowanym i totalnie zaśmieconym miejscem, a to za sprawą prostą, nikt go nie ma na oku. I tu dochodzimy do ważnej konstatacji. Czego ludzie nie widzą, to można bezkarnie zniszczyć. I ja tego nie rozumiem, i chyba nigdy do końca życia nie zrozumiem. Niszczyć nie wolno, bo nie wiadomo, a jakim momencie życia, to coś nam życie w jakiś sposób ocalić może. Nam wiatka w Głębokim życia nie ocaliła, ale na pewno komfort pieszej łazęgi poprawiła.

P.S. O wycieczce, czyli jak dojść z Popowa Skwierzyńskiego do Międzyrzecza za jakiś czas w zakładce „Na szlaku” będzie.

P.S. 2. I pro domo sua, dziś nic się nie dzieje, poza tym, że do kina się można wybrać, do Heliosa lub do 60 Krzeseł. Życie kulturalne budzi się jutro, ale to już inna bajka, inny tekst, inna rzeczywistość.

P.S 3. A tym, którzy z nami, znaczy z Marcinem, który wiódł po bezdrożach, i ze mną, która gadała o Międzyrzeczu, zachodniej Wielkopolsce i innych sprawach, dziękuję. Że wyliczę: Beata i Aleks, Kazimierz i Feliks, Eugeniusz, Zośka, Wiesia, Basia i Marysia. No i Marcin i ja, ale przewodników się nie liczy. Może znów kiedyś pójdziemy we wspólną drogę. Oby…

P.S. 4. Cały czas pamiętaliśmy o św. panu premierze Tadeuszu Mazowieckim, którego w ostatnią drogę do Niebieskiego Rządu inni, odprowadzali, my tylko mentalnie, ale zawsze…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x