Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

A jednak dobra zmiana….

2016-06-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No nie, nie w kraju, ale w naszym mieście. Dotyczy podziału pieniędzy na zadania w kulturze. A już myślałam, że takie podziały to pieśń przeszłości.

Napisałam, nasze miasto, ale miałam na myśli miasto na siedmiu wzgórzach i jego mieszkańców, bo ja taka trochę przyszywana jestem. Ważne to zastrzeżenie i od niego zaczynam.

Ale, cytując Urząd Miasta: „Prezydent Miasta Gorzowa ogłasza wyniki otwartego konkursu ofert ze sfery kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego na realizację zadań publicznych przez organizacje pozarządowe”. Wśród różnych pieniędzy przeznaczonych na rozliczne działania jest kilka takich adresów, które mnie szczególnie bliskie są. To w kolejności obojętnej, bo wszystkie dla mnie są jednakowo ważne:

‒ Film poświęcony Edmundowi Migosiowi, legendzie tutejszego żużla, o którym już coraz mniejsza ekipa pamięta, a którego pamiętać trzeba.

‒ Film „Oblicza miasta”. Co prawda, nie wiem, o jakie oblicza chodzi, ale jednak o obliczach.

‒ Wydawnictwo „Landsberg czasu Wielkiej Wojny”.

‒ Wydawnictwo „Od Starego Rynku… rzecz o gorzowskich placach”.

I to jest ta dobra zmiana, bo w poprzednich rozdaniach pieniędzy na działania w kulturze zwykle takie projekty przepadały. Ja wiem i rozumiem, że trzeba także dotować działania obliczone na udział mieszkańców, na imprezy ludyczne. Ale przez lata utyskiwałam, że utrącane są projekty dotyczące wydawnictw, bo projekty filmów zdarzały się niezwykle rzadko.

Pamiętam, jak kilka lat temu przepadł projekt na wydawnictwo o parku Wiosny Ludów. Ile sił i środków trzeba było zaangażować, znaczy pomysłodawcy musieli zaangażować, aby jednak ten album, przepiękny, dziś lokalny biały kruk, się ukazał. Doceniony przez mieszkańców, ale i przez fachowców. Bo nominowany w dwu kategoriach do Lubuskiego Wawrzynu Literackiego, najważniejszej nagrody literackiej tego województwa. W finałowej rozgrywce przepadł jednak, w jednej kategorii jak dla mnie bezzasadnie i bez sensu, bo nie było wówczas piękniej wydanej książki. To wówczas podjęłam decyzję, że choć ogromnie lubię moich winnogrodzkich znajomych związanych z literaturą, książką, edytorstwem, będzie to moja ostatnia obecność na Wawrzynach, bo się nie zgadzam na taką, a nie inną dominację Winnego Grodu. Co prawda, kto by się tam obecnością lub nieobecnością krasnoludka polskiego przejmował, ale jednak. Zasad należy dotrzymywać.

No ale wracam do dobrej zmiany. Nareszcie decydenci zrozumieli, że ludyczne imprezy, doraźne koncerty czy inne wydarzenia pod chmurką są bardzo ważne, ale jednak ważniejsze są książki, wydawnictwa, filmy, czyli namacalne efekty ludzkiego intelektu, talentu, zaangażowania, wiedzy, które zostają na zawsze, jako trwały ślad jednak intelektualnego potencjału tego miasta, które cały czas dla mnie z niezrozumiałych względów chce i lubi uchodzić za proletariackie, które woli kolorowe jarmarki, blaszane zegarki, pierzaste koguciki, baloniki na druciku, motyle drewniane, koniki bujane, cukrową watę i z piernika chatę. Co oczywiście jest pozorem, bo to samo miasto od zegarków, waty i koników bujanych karnie i w dużej ekipie stawia się zawsze na promocje książek i nie tylko, bo i innych wydawnictw, jak i promocje filmów związanych z tym miastem. A co więcej, czyta te książki, potem o nich rozmawia i dyskutuje. Podobnie jak i o filmach. I to są świetne dyskusje, na argumenty, na emocje, na miłość do tego miasta… Tak, tak, jednak na miłość. I ja tę miłość dokładnie rozumiem, chociem nie stąd. Bo ja podobnie do mieszkańców miasta na siedmiu wzgórzach, kocham mój matecznik intelektualny i kulturowy – Zakopane znaczy, choć paskudne to miasto się ostatnio stało. No cóż. Kasa, panie kasa.

Wracając jednak do lokalnych tematów. Modne hasełko polityczne i trochę jednak skompromitowane w przypadku miasta nad trzema rzekami oznacza rzeczywiście dobrą i wcale wielce niekosztowną zmianę, jeśli chodzi o pejzaż kulturowy. Jeśli te cztery projekty odznaczą się wysoką starannością wykonania, co do wydawnictw wątpliwości żadnych nie mam, co do filmów, czas pokaże, będzie to wielki krok milowy włodarzy w myśleniu o kulturze i wydawaniu na nią części pieniędzy, wcale nie takich dużych, ale pieniędzy, które będą inwestowane sensownie. Sens na tym polega, że wydawnictwa i filmy za miejską kasę zostaną na zawsze, będzie można do nich sięgać, z nich cytować, do nich się odnosić, z nimi polemizować. Czyli być może powstanie ferment intelektualny.

A o co innego chodzi w kulturze i nauce, aniżeli o ferment, tę intrygującą i ciekawą myśl, która rozwija horyzonty i wspiera rozwój? W kulturze jeszcze i o wizualną estetykę ukazującą filozofię myślenia, czasami trudną do zrozumienia i przyjęcia na już, ale też inspirującą… Bo po chwili okaże się, że drożdżami się stała.

No i z drugiego kątka. Moja Stal poległa w Grudziądzu. W Grudziądzu…. I tylko tyle.

Ps. Dziś w Książnicy Wojewódzkiej spotkanie z Ewą Marią Slaską, polską pisarką, dziennikarką i popularyzatorką kultury mieszkającą w Berlinie na temat postaw Polonii berlińskiej wobec uchodźców. Może być ciekawie. Oj, jak ja bym chciała zdążyć…. Spotkanie o 17.00, dodam dla tych, którzy w innych źródłach na tę informację nie trafili.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x