Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Ilony, Jerzego, Wojciecha , 23 kwietnia 2024

No i znów promocja i to jaka!

2016-07-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Trzy obrazy z Kolekcji Kręgu Arsenału pojechały do Brukseli! No i to jest prawdziwa promocja, bo przez sztukę. Ja się cieszę i gratuluję.

To nie pierwszy raz obrazy z Muzeum Lubuskiego im. Jana Dekerta wystawiane są w ramach międzynarodowych wystaw w ważnych miejscach. Tym razem trzy obrazy znakomitych twórców, czyli Marka Oberlaendera, Stefana Gierowskiego i Teresy Mellerowicz-Gelli są prezentowane na międzynarodowej wystawie „Sztuka w Europie 1945-68” w Brukseli. Każdy z nich opisany oraz z informacją, kto jest właścicielem. No i bardzo dobrze, że dyrekcja Muzeum tak do spraw eksponowania swoich zbiorów podchodzi. Zgadza się wypożyczać prace na takie wystawy. Bo trzy prace ze zbiorów naszego muzeum wiszą w doborowym towarzystwie. Na tej wystawie bowiem eksponowane są prace takich gwiazd jak choćby Pablo Picasso. Już tylko to nazwisko wystarczy, aby przyciągnąć publiczność. Ludzieńki przyjdą pogapić się na Picassa, a przy okazji na Krąg Arsenału w liczbie sztuk trzy.

Nie mówię, że wszyscy zachwycą się tymi obrazami i zechcą dowiedzieć się czegoś więcej o Kręgu i miejscu, w którym ta kolekcja się znajduje. Ale niech nawet znajdzie się jedna czy dwie osoby, to już będzie dobrze. Bo ktoś przeczyta, że miasto na siedmiu wzgórzach nad piękną polską rzeką ma unikatową kolekcję. Może zechce przyjechać i zobaczyć ją całą. Potem opowie i o wystawie i o mieście kolejnym znajomym. Uruchomi się efekt kuli śniegowej, czego szczerze Muzeum życzę.

A nawet jeśli nie, to i tak warto brać udział w takich przedsięwzięciach. Bo to jednak promocja i to wielka jest. Za sprawą kultury wysokiej. Zaakcentuję, kultury wysokiej, która w mieście nad trzema rzekami ostatnio jest w lekceważeniu i na marginesie oraz mocno postponowana. Bo jak wykrzyczała na sesji Rady Miasta pewna ważna radna, ludzie chcą igrzysk, więc dostaną igrzyska.

OK. Dostaną. I co po tym? Ano nic. Bo igrzyska przeminą, zresztą takie igrzyska robią wszyscy i wszędzie, a moim zdaniem szkoda na nie pieniędzy, bo nic, kompletnie nic z nich nie wynika, na nic się też przekładają. Natomiast po takiej promocji, jak obecność polskiej sztuki, w tym gorzowskich artefaktów, na ważnej wystawie zawsze ślad zostaje. Powtórzę, u zainteresowanych, ale na pewno w katalogu. W takie rzeczy warto wkładać pieniądze. Takie rzeczy warto i trzeba promować. Katalogi to odrębny temat. Kiedyś do niego wrócę.

No i trzeba dodać, że „Sztuka w Europie 1945-68” nie kończy życia w Brukseli. Potem będzie eksponowana w Mannheim oraz w Moskwie. I w stolicy Rosji nie byle gdzie, w jakiejś podrzędnej galeryjce, ale w samym Muzeum im. Piotra Czajkowskiego. Dla tych, co może nie bardzo są biegli w gradacji muzealnej, tylko powiem, że to bardzo poważna i szanowana oraz szacowna instytucja. Tylko się naprawdę cieszyć trzeba, że uważne oko kuratora dostrzegło obrazy z kolekcji Muzeum Dekerta, uznało także, że warte są pokazania, a dyrekcja je udostępniła. Ja się szczególnie cieszę, że Europa z rozciągnięciem na Moskwę zobaczy pracę Marka Oberlaendera. Lubię go bardzo, jego prace znaczy. Lubię też prace Jacka Sienickiego, Przemysława Brykalskiego i wielu innych. Wracam zawsze do strasznych grafik Izaaka Celnikiera, rzadkość prawdziwa w polskich kolekcjach. Muzeum Dekerta ma tu jakościową przewagę nad innymi placówkami. Zawsze też stoję w niemej zadumie przy pracy Andrzeja Wróblewskiego „Głowa mężczyzny na czerwonym tle”, którą na swój prywatny użytek nazywam „Facetem z czerwoną twarzą”. A jak jestem w willi muzealnej, to zawsze lecę, choć na chwilkę, do niewielkich pracek Wróblewskiego z Tater.

Tatry. Mój ukochany najbardziej kawałek świata na ziemi. Tam mi najlepiej jest. Tam spokój, bo można go znaleźć, tylko trzeba wiedzieć, gdzie. Tam myśli się prostują. Takim samym światem Taterki były dla Andrzeja Wróblewskiego. Tam jeździł i tam znalazła go śmierć. Do dziś to tajemnica. Nikt nie wie, co tak naprawdę się zdarzyło na drodze Oswalda Balzera 23 marca 1957 roku, czyli dwa lata po wystawie w warszawskim Arsenale. Malarz miał tylko 30 lat. Miał też już ogromny dorobek zarówno w sensie artystycznym, jak i intelektualnym. Ciało znaleźli inni. Mówi się zawał serca. Mnie jest w to trudno uwierzyć. Kiedyś poszłam tą drogą. Tajemnica nie dała się rozwikłać. Trudno. Może kiedyś się tego doczekam. Tego rozwikłania. Może. Bo tajemnice się w końcu rozwikłują, kiedy same chcą.

W każdym razie, mnie te wszystkie prace z Kręgu Arsenału zachwycają i dobrze się stało, że choć sztuk trzy pojechały znów w świat, w Europę i do Moskwy. Bardzo dobrze.

A teraz z innego, bliższego kątka. Przeżyłam podróż do pracy autobusem miejskim, bo bimbki nie jeżdżą w tamtą stronę. No i sobie pojechałam obok Teatru Osterwy. Pogapiłam się przy okazji na tory kolejowe… Bo jakoś tak lubię. Zdążyłam, spóźniłam się tylko 10 minut. Dobrze jest. Armagedon jednak do nas nie zajrzał. Damy radę.

Ps. Oto informacja od Adama Bałdycha z wczoraj, znaczy z wtorku: „Już dziś oficjalnie rozpoczynają się w Krakowie Światowe Dni Młodzieży. W piątek podczas Drogi Krzyżowej prowadzonej przez Papieża Franciszka, zagramy oprócz utworów Bacha czy Szymanowskiego - moją muzykę, skomponowaną na tę okazję. Będzie to niezwykły czas. Czuję się bardzo szczęśliwy i wyróżniony ! Zapraszam wszystkich serdecznie”. Ja tylko mogę powiedzieć jedno – GRATULACJE. Oglądać można w TVP Polonia, czy może kto jeszcze pokaże, tego sam artysta nie wiedział. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x