Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Paraolimpijczycy już w blokach startowych

2016-08-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Rzadko kto o tym pamięta w ogniu igrzysk zawodowych sportowców, że za chwilkę, za momencik zaczynają się igrzyska osób niepełnosprawnych. A ja chyba mocniej im kibicuję.

O tym, że lada chwila, bo 7 września zaczynają się w Rio Igrzyska Paraolimpijskie przypomniał mi pan Maciej Lepiato. Mistrz olimpijski i trzykrotny mistrz świata osób niepełnosprawnych w skoku wzwyż oraz brązowy medalista mistrzostw świata w skoku w dal.

To taka tradycja, którą rzadko kto zwłaszcza w mainstreamowych mediach dostrzega. Po zawodowcach, po wielkich sportowych gwiazdach, do zawodów stają ci, którym Bóg coś odebrał. Na samym starcie życia, albo odrobinę później. I oni w drodze po medale muszą pokonać milion różnych przeszkód, aby się odważyć, wyjść na arenę i zawalczyć. W tym własną słabość, własne kompleksy.

Przez lata naczytałam się różnych tekstów na temat paraolimpijczyków w różnych dziedzinach. Losy sprawiły, że poznałam kilkoro, przede wszystkich łuczników, bo w tej dziedzinie mamy my z miasteczka nad trzema rzekami czym się pochwalić. Znaczy po prawdzie, ogrzać się w chwale ich dokonań i wówczas się chwalić, że to nasi, z naszego miasta. Ale nie tylko łuczników. Bo i w innych dziedzinach też są sukcesy.

Często jest tak, bardzo często, że kończą się te zawodowe igrzyska. I cisza. A przecież do walki przystępują wówczas ci, którzy musieli naprawdę wiele, bardzo wiele pracy poświęcić, aby odnieść sukces. W sferze sportu to prawdziwy, wielki wyczyn. Ci sportowcy osiągają takie rezultaty, sięgają po takie wyniki, że często nam zdrowym, choć nieuprawiającym żadnego sportu, ale też nieżyjącym z poduszką pod łokciem na oknie, nigdy nie byłby dane.

I jak znamy i wiemy, jak trenują zawodowe gwiazdy, to o paragwiazdach wiemy niewiele lub zgoła nic. Dopiero jakiś tekst w ogólnych mediach zwraca uwagę tych, którzy lubią sport na to, w jakich warunkach trenują niepełnosprawni sportowcy. Ile kadra trenerska oraz rodziny tych sportowców, jak i sprzyjający im ludzie muszą się natrudzić, aby para osiągnął podstawowy sukces, na miarę najpierw klubu, potem województwa, potem federacji, na koniec w skali kraju. Osiągnięcia w skali kontynentu to już kosmos. A igrzyska, to już coś na kształt galaktyki. I dlatego bardzo jestem panu Maćkowi wdzięczna, że przypomniał, że halo, my też jedziemy i też po medale. I ja za paraolimpijczyków, jak zwykle zresztą, kciuki trzymać będę.

Wiem, świetnie się ogląda zawodowe igrzyska. No sama bardzo lubię. Kibicowałam lata temu Florence Griffith-Joyner, amerykańskiej sprinterce, przepięknej kobiecie ze słynnymi długimi paznokciami, która zmarła, mając niespełna 40 lat, dokładnie 39. Kibicowałam kilku innym, które potem odeszły w niesławie dopingu. Od lat uwielbiam patrzeć na Usaina Bolta. Nie znam fanów lekkiej, których właśnie ten Jamajczyk nie zachwycałby wszystkim. Pozorowany łuk od dawna tylko z nim mnie się kojarzy. Bo to zachwyca. Tak samo było, jak w blokach stawała Marlene Ottey, ta przepiękna Jamajka. To było coś niezwykłego. Tak samo jak w pływaniu patrzy się na Michaela Phelpsa, najbardziej utytułowanego olimpijczyka świata. To jest wielka sprawa i mistrzostwo. Takich jest wielu, bo choćby wyautowana z tegorocznych igrzysk Jelena Isinbajewa, rosyjska tyczkarka, mistrzyni i och. Uwielbiałam patrzeć jak na różnych zawodach się koncentruje przykryta ręcznikiem, coś tam do siebie mamrocze, bierze tyczkę do ręki i potem pobija kolejne rekordy. Bez dopingu, bo Isinbajewa nigdy na dopingu nie była złapana. Długo nie będzie takiej gwiazdy. Nie będzie. Szacunek za to, że jednak została rosyjską atletką, nie skorzystała z możliwości startu pod flagą olimpijską. Choć ja uważam, pies drapał, co uważam w tej kwestii, jednak szacun wielki i wielka szkoda. Ale to inna kwestia. Może kiedyś o tym więcej napiszę.

Ale jak startują para to mnie ściska za gardło. Mocno i bardzo mocno. Bo choć tak naprawdę nie wiem, ile ich to kosztowało, to jednak mogę się domyślać, że bardzo, bardzo, bardzo wiele. Faktem jest, że jak zdobywają medale, to ogólne media się budzą i pieją, że mamy znów medal. A że przypomnę, bywały zawody na najwyższym poziomie, mistrzostw świata i olimpijskim, że para przywozili wiele więcej medali, niż zawodowi. I wtedy media ogólne się budziły. Pisały i mówiły o niepełnosprawnych olimpijczykach, że sukces, że sława i splendor. Ale tylko na chwilę. Tyle dobrze, że choć na chwilę. Bo potem para zostawali i teraz chyba też zostaną samymi sobie. Na zasadzie – a radźcie sobie. I to jest trochę mocno niesprawiedliwe. Skoro para przynoszą chwałę i sukces, to o nich trzeba zadbać. A tak nie ma.

Dlatego dziś o tym piszę, z wyprzedzeniem dość dużym. Bo para już w blokach są i czekają na swój, już za chwilkę moment. Bo para nie mają nic wspólnego z dopingiem, bo para startują dla sportu, dla tej idei, o jakiej mówił odnowiciel olimpizmu baron Pierre de Coubertin, wskrzesiciel olimpiad i prawdziwy twórca nowoczesnego olimpizmu.

Ja wiem, że czasy się zmieniły. Wiem. Ale to paraolimpijczycy są dziś faktyczną wykładnią tego, o czym mówił baron de Coubertin. Chwała zawodowcom, ale przy okazji trzeba i wręcz należy pamiętać o para. Bo to jest doprawdy wielkie osiągnięcie sportowe. Pokonać siebie, pokonać własne słabości i ograniczenia i tam na igrzysku, często z sukcesem zawalczyć o cenny kruszec. Panu Maciejowi Lepiato oraz innym polskim kadrowiczom para życzę tego z całego serca. I że powtórzę. Kciuki już przygotowane, za was zwijać się będą.

A teraz z innego kątka. Przykro mnie się patrzy na wielkie nazwiska, które zasiadają w Radzie Miasta. Wielkie, zasłużone, wpisane w złote karty polskiej adwokatury, która w ciemnych latach stanu wojennego i tuż po broniła pro bono działaczy opozycji demokratycznej, czyli tych, którzy en masse doprowadzili do zmian, jakie wszyscy znamy. A dlaczego przykro mnie się na nich patrzy? Ano z prostego powodu. Bo w dobrze pojętym obywatelskim obowiązku weszli do Rady Miasta, podjęli trud, rzadko zresztą uznawany przez innych, bycia radnymi w słusznej sprawie dobra miasta. I co? Co dziś mogą? Ano nic. Bo są słabą opozycją. Bo nie mają wsparcia. Bo choć chcą dobrze i bardzo dobrze dla tego miasta, nie mają wystarczającej siły, aby sprzeciwić się populizmowi. A populizmu nie lubią, bo wiedzą, czym on grozi. Przykro mnie się patrzy na ludzi z dorobkiem i pomysłem, radnych, których nikt nie słucha. Radnych, którzy winni być myślą sprawczą w tej radzie.

Przykra sprawa. Nadredaktor od lat powiada prostą prawdę. Lepsze jest wrogiem dobrego. I właśnie przyszło nam patrzeć na to, jak lepsze zastępuje to dobre. Naprawdę tak musi być? Naprawdę? Naprawdę wielkie nazwiska tego miasta muszą się uciekać do pomocy mediów, aby o słuszną sprawę dla miasta walczyć? Naprawdę? Bo inni radni stawiają na populizm? Jeśli tak, to tylko trzeba zamknąć oczy i czekać na armagedon.

Ps. A teraz z innej bajki. No i kolejna ciekawa koincydencja numeryczna w dacie dziennej nam się objawiła. Te lata parzyste tak mają, że ładne kombinacje numeryczne nam tworzą. One się szczególnie podobają ludziom chorującym na autyzm i mnie. Lubimy porządek i przewidywalność. No cóż. Może ta kombinacja nam coś zmieni? Porządek rzeczy dla miasta?

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x