Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Ilony, Jerzego, Wojciecha , 23 kwietnia 2024

No i się jednak nie nadyrektorował

2016-08-19, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

To jednak była informacja dnia dla wszystkich, którzy z zaskoczeniem przyjęli informację o nowym dyrektorze Miejskiego Centrum Kultury. Dla wszystkich, którym kultura jest potrzebna jak tlen.

Informacja oficjalna jest taka, że kandydat na dyrektora MCK jednak nie zdecydował się nim zostać, bo nie dogadał się z miastem w sprawie warunków pracy. Okrągły komunikat wygłosiła rzeczniczka magistratu. Ale krąży spiskowa teoria dziejów, że jednak ta sprawa ma drugie dno, związane być może z przeszłością kandydata, o czym pisze się w sieci. Czy faktycznie przeszłość położyła się długim cieniem na kandydacie i magistrat jednak dlatego się nie zdecydował go zatrudnić, nie wiadomo. Choć być może i tak było albo i nie było. Moim zdaniem już w chwili, kiedy kandydat na konkursie oznajmił, że nie zna specyfiki pracy instytucji, którą ma zarządzać, powinien wypaść z rozgrywki. Drugim powodem, który powinien zaważyć na negatywnej selekcji było to, że pan mówił o zarabianiu, dochodach, a o uczestnikach wydarzeń w MCK mówił per klienci. Ale jednak najważniejsze było to, że nie zna instytucji. Już w mieście przerobiliśmy rządy pewnej pani, co to się nie znała, ale rozpoznała i pokłosie jej działań jest katastrofalne i długo będzie odczuwalne.

W cywilizowanym świecie jest tak, że jak ktoś się zgłasza do jakiejś roboty, to powinien mieć jakieś rozeznanie w danej materii. Oczywiście, potem z czasem przychodzi taki moment, że człowiek staje się ekspertem w dziedzinie, ale na start wiedza jest potrzebna.

Może dobrze, że tak się ta historia skończyła, że jednak ktoś tam w magistracie poszedł po rozum do głowy i doszedł do wniosku, że sensowniej będzie się jednak z tej karkołomnej kołomyi wycofać, zanim coś złego się wydarzy.

No w każdym razie instytucją do końca roku pokieruje obecna dyrektor. Co dalej, zobaczymy.

A teraz z innego, nadal kulturalnego, ale biegunowo różnego kątka. Otóż Tomasz Hołyński, właściciel restauracji Łubu Dubu a jednocześnie artysta fotograf z tytułem magistra został nominowany przez swoją macierzystą uczelnię, czyli Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu do bardzo prestiżowego konkursu artNoble 2016. Co to za konkurs jest? Ano jak piszą sami organizatorzy: „To konkurs dla wyróżniających się »Osobowości Twórczych« z publicznych uczelni artystycznych za najlepsze prace dyplomowe w dwóch kategoriach Plastyka i Muzyka. Nagroda statuetka 1-Art przyznawana jest oryginalnej osobowości artystycznej, pełnej pasji i artEnergii, której praca/prace zrealizowane są na europejskim poziomie i przykuwają uwagę odbiorców. Laureat wybierany jest spośród kandydatów zgłoszonych przez publiczne uczelnie artystyczne. Pierwszy etap selekcji konkursowej odbywa się na poziomie uczelnianym. Finalnie każda uczelnia typuje do konkursu trzy najlepsze prace dyplomowe. Kolejnym krokiem jest głosowanie, którego dokonuje na specjalnie przygotowanym panelu elektronicznym, artKapituła nagrody, składająca się z ponad 40 Osobistości świata nauki, kultury i sztuki. W 2016 r. konkurs artNoble rozszerzy się o dwie kategorie: Film i Teatr”.

Poznańska uczelnia uznała, że praca dyplomowa Tomasza „Tankow. Gwałt architektury” jest na tyle dobra, na tyle ciekawa, na tyle inspirująca, ważna oraz pod względem artystycznym świetna, że dostał nominację. Teraz tylko pozostaje trzymać nam mocno kciuki, aby Tomasz tę nagrodę, bardzo zresztą ważną i liczącą się dostał. Ja w każdym razie te palce trzymać będę. Pracę bowiem znam, mnie się podoba, mnie zaintrygowała i intryguje, zresztą jak i sama wieś Danków, bo ów Tankow, to współczesny Danków, wieś, o której niektórzy mylnie mówią miasteczko. Moją prywatną bohaterką stamtąd jest Cora von Alvensleben…. Ale to znów opowieść na inny czas. Może kiedyś napiszę.

W każdym razie trzymajmy kciuki za Tomka, trzymajmy, bo zwyczajnie warto.

Ps. Wczoraj spotkało mnie coś niezwykłego. Coś absolutnie niezwykłego i powiem, że byłam totalnie i mocno zaskoczona. Otóż moi przemili znajomi objeździli ostatnio południe kraju i trochę Słowacji (mam nadzieję, że z tych wojaży powstanie tekst do naszej zakładki Na szlaku – tak, tak, mam nadzieję). No i nagle zostałam zasypana prezentami. Dostałam przepiękny kubek z hebrajskim alfabetem, zakładki do książek z hebrajskim i jidysz alfabetami oraz książkę redaktora Leszka Mazana o cesarzu Franzu Josefie I Habsburgu, którego setną rocznicę śmierci i, co za tym idzie, końcu CK Cesarstwa świętują w Wiedniu i nie tylko byli poddani i fascynaci Najjaśniejszego Pana, bo tak o nim mówią. Z wielkich liter. Co więcej, książka ma dedykację Autora dla mnie! Uwielbiam pisarstwo Leszka Mazana, krakusa, anegdociarza, facecjonisty, gawędziarza, czyli kogoś takiego, jakim ja czasami na moich wycieczkach staram się być. Ale kudy polskiemu krasnoludkowi z Marchii do mistrza z Galicji, no kudy? Byłam zaskoczona bardzo mocarnie. Bardzo. O magnesie z muzeum Joana Miró i Ferrà w Barcelonie też muszę wspomnieć, bo na lodówce wisi i oko moje cieszy. Przemiłym wielkie słowa podziękowania. No i być może książka o Najjaśniejszym Panu sprawi, że nowy fiś się w mojej głowie zalęgnie. Bo jak wiadomo, bez fisiów życie nie ma większego sensu.

A tak swoją drogą, nigdy nie przypuszczałam, że ktoś o mnie w swoich podróżach pamięta. Dzięki wielkie. Byłam i jestem wzruszona bardzo.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x